Skorpion. Tom 4
Egmont stawia na Mariniego, i słusznie, bo jego nazwisko to gwarancja wyjątkowych grafik. „Skorpion. Tom 4” to kolejny zbiorczy tom awanturniczej serii rozgrywającej się w Rzymie drugiej połowy XVIII wieku. W tym tomie następuje kluczowa zmiana: Trebaldi przestaje być papieżem, a jego droga prowadzi go coraz głębiej w szaleństwo. Definicje serii jednak pozostają niezmienne — główny bohater wciąż poszukuje skarbu, przebywa w towarzystwie pięknych kobiet, a walki na broń białą wciąż są na porządku dziennym (choć i pistolety od czasu do czasu znajdują swoje zastosowanie). Nie brakuje też pościgów, zarówno lądowych, jak i po dachach, co dodaje całości tempa i akcji.
Co w artykule?
Skorpion wplątany w niebezpieczną grę o władzę
Przy „Armadzie” miałem lekkie wątpliwości co do strategii tworzenia grubszych wydań, ale przy „Skorpionie” sprawa jest jeszcze bardziej zagadkowa. Czwarty album zawiera tomy 11 i 12, czyli „Dziewiąty ród” i „Fałszywy wieszczek”. Może Egmont kieruje się zamkniętym charakterem poszczególnych tomów, uzasadniając tym objętość cykli, ale ta decyzja może budzić mieszane odczucia. Warto jednak zauważyć, że tym wydaniem Egmont wreszcie oferuje premierowy materiał, co jest plusem, choć jednocześnie tom 11 wciąż można dostać na rynku dzięki Taurus Media. To oznacza, że jeśli ktoś kupił go wcześniej, będzie musiał nabyć go ponownie w wydaniu zbiorczym, aby kontynuować lekturę serii.
Desberg nieco przesuwa akcent z rozważań nad autorytetem Kościoła, ale wciąż pozostaje w temacie władzy. Armando, zwany Skorpionem, teoretycznie nie interesuje się nią zupełnie, jednak kiedy okazuje się, że może być dziedzicem rodu Tribaldich, zostaje wciągnięty w intrygę po same uszy. Tym bardziej, że ktoś bardzo chce wspiąć się po szczeblach sukcesji, eliminując po drodze kolejnych kandydatów. Tajemnicza postać z krzyżem wytatuowanym na policzku dokonuje morderstw, a na scenie pojawia się nowy pretendent, który może zagrozić Skorpionowi.
Mejai na okładce i w cieniu
Główna intryga rozegrała się i zakończyła w trzecim tomie (więcej tu – KLIK), ale kwestia przejęcia przywództwa rodu wciąż kusi, zwłaszcza w kontekście sojuszy lub nawet fuzji z innymi rodami. Szybko wychodzi na jaw, że nie wystarczy być pierwszym w linii do objęcia tej roli — trzeba jeszcze zdobyć sekret Tribaldich. Tajemnica jest dobrze strzeżona i ukryta, stanowiąc coś więcej niż typowy skarb, który można by sobie wyobrazić jako skrzynie złota lub liczne posiadłości.
Okładka przedstawia oblicze Mejai, mistrzyni eliksirów, którą kiedyś wynajęto do zabicia awanturnika znanego jako Skorpion. Choć ich relacja zaczęła się od wrogości, zgodnie z przysłowiem „kto się czubi, ten się lubi” między tą dwójką zaczęło iskrzyć. Jednak główny bohater, skłonny do flirtów, wkrótce zwraca uwagę na rudowłosą piękność, co skutkuje odsunięciem Mejai na dalszy plan — ku mojemu rozczarowaniu. Sytuacja nabiera jeszcze bardziej mydlanego charakteru, gdy na scenę powraca Marie-Ange. Włączenie Skorpiona w rolę ojca dodaje zupełnie nowej perspektywy i prowadzi do humorystycznych, a zarazem odświeżających wątków.
Marini na dachu
Marini prezentuje się tutaj w doskonałej formie – każda plansza jest perfekcyjnie dopracowana pod względem kolorystyki. Na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak scena pościgu po dachach. Dynamika tych kadrów jest niesamowita – momentami aż może zakręcić się w głowie. Z chęcią zobaczyłbym jego ilustracje do „Daredevila”, bo jestem przekonany, że wypadłyby równie imponująco, zwłaszcza że Człowiek Bez Strachu słynie z odważnych ewolucji między budynkami. Zawsze pozostaje jeszcze Batman jako możliwość sprawdzenia. Muszę dodać, że sceny walki wywołały we mnie na nowo ochotę na naukę fechtunku!
Armando to pełen energii awanturnik, choć łatwo go zmanipulować – zwłaszcza kiedy na scenę wkraczają kobiece wdzięki. Jego nieporadność w relacjach damsko-męskich w końcu przynosi konsekwencje. Sam bohater przyznaje, że dziadek zawsze powtarzał mu, iż pewnego dnia zginie z ręki kobiety. W pewnym sensie „Skorpion. Tom 4″ zamyka serię – dodatkowa intryga zostaje rozegrana, Armando wyprowadzony w pole, ale wątek jego skomplikowanej relacji z Mejai pozostaje otwarty.
Wydaje się również, że Desberg rozważał uśmiercenie bohatera, lecz ostatecznie zostawił go na skraju śmierci. Co ciekawe, kolejne dwa tomy zilustrował już Luigi Critone zamiast Mariniego. Zastanawia mnie, czy Egmont nie będzie odwlekał ich wydania, biorąc pod uwagę zmianę w oprawie graficznej.
Scenarzysta: Stephen Desberg
Ilustrator: Enrico Marini
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Skorpion
Format: 216×285 mm
Liczba stron: 116
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo