Stan Lee Człowiek-Marvel Recenzja
Do książki Stan Lee Człowiek-Marvel ktoś z Wydawnictwa SQN miał nielichego nosa. Pozycja napisana przez Boba Batchelora, przetłumaczona i wydana kilka tygodni temu, stała się bestsellerem. Specjaliści od marketingu doskonale wiedzą, że śmierć sprzedaje. Dzisiaj Stan Lee obchodziłby 96-te urodziny, mimo sędziwego wieku trzymał się doskonale. Jednakże jego odejścia można było się spodziewać nie tylko przez wiekową metrykę. Jego długoletnia partnerka, z którą ożenił się ponad 70 lat temu zmarła w zeszłym roku. Więzy dwójki ludzi stojących obok siebie przez tyle lat trudno rozerwać, nawet poprzez śmierć. To była kwestia czasu, aby Stan dołączył do żony, i tak też się stało 12 listopada tego roku. Człowiek legenda, The Man, kreator i ikona popkultury, wybrał się w ostatnią podróż. Kim był, tego można się nieco dowiedzieć z książki, którą mamy szczęście przeczytać po polsku.
Nie tylko cameo-man
Jeżeli nie za bardzo kojarzysz tego starszego pana, który pojawiał się w śmiesznych scenkach w filmach Marvela, Stan Lee Człowiek-Marvel to pozycja dla Ciebie. Reszta może poczuć się lekko zawiedziona. Bob Batchelor wciela się w rolę kronikarza, sięga daleko, do czasów emigracji Rumuńskich żydów na początku XX wieku, bada drzewo genealogiczne Lieberów, po czym przechodzi dalej. Stara się zebrać co ważniejsze fakty, aby pokazać fundamenty, na których stanął przyszły człowiek legenda. Co go zdefiniowało? M.in. ciężka praca i bieda z czasów Wielkiego Kryzysu. W niespełna 400 stronach autor zmieścił dokument z drogi na szczyt, pełnej wzlotów i upadków, lawirowania wśród problemów. Są lata świetności, gdy za sprawą Fantastycznej Czwórki, która pojawiła się, gdy Marvel kolejny raz odbił się od dna. Jest też początek XXI wieku, w którym Stan Lee starał się powtórnie zrewolucjonizować przemysł komiksowy, tym razem nieskutecznie. Mimo znacznej paginacji oczywistym wydaje się, że pełnej historii zawrzeć się nie da. Przechodzimy przez pełne życie Stanleya, dowiedzieć się można dziesiątek ciekawych faktów. Nadal jest to niezwykle sucha opowieść, w dodatku po łebkach. Nie pomaga to, że niektóre fakty zatarte są przez upływające lata oraz pełną wyobraźni megalomanię i koloryzowanie przez samego Stana.
Stan Lee Człowiek-Marvel
Najciekawsze momenty książki Stan Lee Człowiek-Marvel to strony, na których autor daje się ponieść fantazji. Zamiast skostniałego języka kroniki, używa wehikułu czasu i stawia nas u boku bohatera książki. Tak jak wtedy, gdy posadził mnie na tylnym siedzeniu kadilaka. Spojrzałem w bok, na kanapie siedział też Steve Ditko! Strach w jego oczach i kurczowe trzymanie się marynarki szybko zostało usprawiedliwione przez szaleńczą jazdę Stana. Komiksowy autor, lawirując w nowojorskich zatorach, co chwilę wykrzykując fantastyczne pomysły, gestykuluje i robi miny. Jego przeciwnik w bitwie na pomysły to nie kto inny jak Jack Kirby. Przez chwilę myślę, że Panowie rozmawiają, dyskutują i wymieniają koncepcje. Nic bardziej mylnego, to najstarsza gra świata, pojedynek na wyobraźnię, w której obaj przegrywają, bo okazuje się, że jeden drugiego nie słucha. Niestety takich fragmentów w książce jest jak na lekarstwo, a byłaby to wspaniała forma wyjściowa do ekranizacji. Zarówno na ekran kinowy, jak i na lustro wyobraźni.
Specjalista ds. PR
Kimże więc był legendarny twórca komiksów? Niezwykle pracowitym człowiekiem, który karierę zaczął na najniższym stanowisku w firmie. Droga kończy się na szczycie, ale aby tam dotrzeć, trzeba było pokonać mnóstwo przewężeń, ogromnych dziur w nawierzchni oraz napracować się niczym mrówka. Bob Batchelor nie zapomina o innych wspaniałych artystach. Rysownikach, którzy przelewali na papier pomysły Stana Lee i współtworzyli uniwersum Marvela. Niestety to świat często o nich zapomniał, jak to było ze Stevem Ditko. Tu winę ponosi sam tytułowy bohater książki, a raczej marketing, który nakręcił wokół swojej osoby. Stan Lee stał się rozdmuchaną osobistością, ambasadorem marki komiksowej, człowiekiem nie do zastąpienia, którego nikt by nie chciał usuwać ze stanowiska. Człowiekiem, który swoją pasją zarażał innych. Człowiekiem, który znalazł sposób, aby sprzedać nie tylko tworzone przez siebie komiksy, ale także swoją osobę, swoją megalomanią przesuwając granice popkultury, zasiadając tym samym na tronie.
Książka po polsku
Na koniec trochę o technicznych stronach książki, którą, przyznam szczerze, czyta się całkiem nieźle, zapominając w kilku miejscach o upływającym czasie. Tłumaczenie co prawda w kilku miejscach kuleje, mimo to docenić trzeba pracę Bartosza Czartoryskiego. Dokumentacyjny styl książki nie skłania głowy ku poduszce, wręcz przeciwnie, czytelnik chce dowiedzieć się, co było dalej. Z kolei za korektę należy się lekka nagana, literówki jestem w stanie przebaczyć. Natomiast, pani Aleksandro, jak można było popsuć żart z końca filmu Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów? Tym bardziej że na następnej stronie żart jest przetłumaczony mniej więcej dobrze. No ale cóż, fani komiksów przywykli przymykać oczy na nawet większe wpadki w swoich ukochanych pozycjach.
Kto zatem jest odbiorcą docelowym książki Stan Lee Człowiek-Marvel? Każdy, kto pragnie poszerzyć swoją wiedzę o legendarnym pracowniku Marvela. Zwłaszcza jeżeli kojarzysz staruszka tylko z filmów. Także wtedy, gdy nie zdawałeś sobie sprawy, że komiksy superbohaterskie zaczęto tworzyć przed II Wojną Światową. Jak najbardziej też, gdy nie wiedziałeś, że pierwszym szefem Stana był jego kuzyn o przeuroczym nazwisku Goodman, a Stan Lee to nieprawdziwe imię twórcy, a tylko jego pseudonim. Tu kończy się książka, kończą się też losy Człowieka-Marvela, nie kończą się natomiast historie, które rozpoczął przed laty. Już za chwilę wyjdę do kina na seans Spider-mana. Takie monumenty popkultury jak ten żyć będą jeszcze długo.
Sylwester