To była wojna okopów
Znowu to zrobiłam. Moja autoasertywność to coś tak śmiesznego, że słów brak. Założyłam sobie, że jak zaczną się wakacje, to będę czytała tylko lekkie książki. Niewymagające i pozwalające nabrać sił na kolejne literackie wyzwania. No, to mam dla Was recenzję komiksu To była wojna okopów. Ma to sens, prawda? Wierzę, że jakiś na pewno.
Ale nie chcę, żeby zabrzmiało to jakbym żałowała. Nic z tych rzeczy. Centrala mądre komiksy wydaje, jak sama nazwa wskazuje… mądre komiksy. To wygląda mniej więcej tak, że sięgacie po komiks i myślicie sobie „Boże, ten komiks jest jak idealna kobieta. Piękny i mądry”. A że dodatkowo wymagający, to już inna sprawa. Teraz czekam na słowa oburzonych, jak można mówić o czymś, co traktuje o wojnie, obrazki są czarno białe, a trup ściele się gęsto, że to jest piękne. Kto mi zabroni? Przypominam, że recenzja to bodaj najbardziej nieobiektywna forma literacka. Jeśli więc mówię, że To była wojna okopów jest piękna, to tak właśnie uważam. Piękno to pojęcie względne i nie to ładne co ładne, a co się komu podoba. I gwarantuję, że po tej recenzji nadal nie będziecie wiedzieć, dlaczego uważam tę pozycję za piękną.
Wspomnienia francuskiego wojaka
Ręka do góry, kto miał możliwość i jednocześnie słabość do tego, żeby siadać z dziadkami przy herbacie (chociaż u mnie była to kawa zbożowa w blaszanym kubku) i słuchania wspomnień z czasów wojny. Nie ważne, czy ci dziadkowie walczyli na froncie, czy nie, ale opowieści te zawsze są/były tak porywające, że człowiek zasłuchiwał się, tracąc poczucie czasu. Tardi, autor Wojny okopów, zrobił z opowieści swojego dziadka pożytek i dzięki temu możemy trzymać w ręku ten komiks. Chociaż słowo komiks, w zestawieniu z tematem i treścią, mierzi mnie tu niemiłosiernie. Tak, są to wspomnienia francuskiego żołnierza, walczącego na froncie. Tak, poznajemy tutaj tylko jeden punkt widzenia, ale przecież tak naprawdę jest to punkt widzenia każdego żołnierza, bez względu na narodowość. Żołnierza walczącego w wojnie, którą z biegiem lat coraz mniej się rozumie.
To nie jest historia o wojnie
O czym jest książka/komiks, zazwyczaj można powiedzieć w trzech zdaniach. Wiele z nich po przeczytaniu nie zostaje w naszych głowach ani sercach na długo. Coś na zasadzie – przeczytać, odhaczyć, sięgnąć po następną, z nadzieją, że ta kolejna będzie mistrzostwem świata. Otóż śpieszę ze sprostowaniem. To była wojna okopów nie jest historią o wojnie. Zaskoczeni? No ja też byłam. Ale przecież jest front, są Francuzi i Niemcy, śmierć czyha na każdym kroku. Tak, ale to nie czyni z tej pozycji lektury o wojnie. Cały czas patrzymy na front, ale tylko przy okazji patrzenia w oczy tym, którym przyszło walczyć. To pozycja o żołnierzach, a nie o wojnie. Mamy tu przekrój różnych ludzi, tak samo niegotowych na wojnę, na walkę w cudzej sprawie. Możemy zauważyć, jak z czasem straszne, nieludzkie zachowania i wydarzenia obojętnieją, a sens walki odchodzi bezpowrotnie, o ile kiedykolwiek był z nimi.
Jaka piękna katastrofa
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, cały ten komiks jest ładnie napisany, czasami nawet wpadał w tony poetyckie. Chociaż nadal są to proste komunikaty, nieco gawędziarsko-wspomnieniowe. Widać o podłościach, trupach, odczłowieczaniu można pisać poruszająco, ale swobodnie. Można nawet przeklinać w taki sposób, że czytelnik sam zaczyna autora usprawiedliwiać, że przecież inaczej się nie dało, doceniając naturalizm i próbę przedstawienia stanu faktycznego, bez zbędnego, ba! w tym przypadku niewybaczalnego pudrowania. Wojny nie da się przypudrować.
Kolejny raz wojna
Nawet nie będę zaczynała opowiadać fabuły, bo to mija się z celem. Powstało już tyle książek czy filmów o wojnie, że nie napiszę przecież niczego odkrywczego. Chociaż nadal twierdzę, że To była wojna okopów nie jest sensu stricto o wojnie. I być może właśnie forma podania daje szansę na zaciekawienie czy zachęcenie do sięgnięcia kolejny raz po ten sam temat. Tym razem to opowieść graficzna o ludziach, jako baranach przyprowadzanych do rzeźni, ślepo wykonujących rozkazy. W Wojnie okopów zdejmuje się też z żołnierzy śnieżnobiałą szatę bohaterstwa i nieskazitelności. Ten żołnierz jest tutaj pionkiem, nie chce tu być, nie chce walczyć, bo nie wie o co. Doskonale zdaje sobie sprawę, że więcej pożytku byłoby z końca wojny. Jest w nim tęsknota za normalnością i sprzeciw uprzedmiotowieniu drugiego człowieka. To jak gra w żołnierzyki, mój brat miał takie. Rozstawiał je taktycznie i bawił się w wojnę. Tylko to nie była zabawa.
Najtrudniejszy komiks
Niby komiks, niby zwykłe obrazki opatrzone krótkimi komunikatami, niby język prosty i czyta się łatwo. Nie, nie pamiętam ile miałam podejść, żeby go przeczytać. Nie sądziłam, że taki prosty przekaz może tak wstrząsnąć. Czy ja nie wiedziałam co to wojna? Wiedziałam z książek, opowieści i filmów. Czy nie wiedziałam o okrucieństwach, o tym, jak wojna dotykała ludność cywilną? Wiedziałam, każdy to wiedzieć powinien. A jednak, w tych historiach, bo ta pozycja ma w sobie kilka niechronologicznych historii, gdzie każda z nich zogniskowana jest na innym człowieku, znalazłam coś, co poruszyło mnie jak nigdy wcześniej. Długo po przeczytaniu siedzą w głowie te obrazki zdezorientowanych żołnierzy, pozbawionych sensu i wiary. Jedyne, co człowiekowi przychodzi na podsumowanie, to: nigdy więcej wojny. A ja, jeśli mogę poprosić mojego szanownego czytelnika o przysługę, to chce tylko jednego – żeby każdy, kto dotarł do tego miejsca, wygooglał i przeczytał wiersz Juliana Tuwima Do prostego człowieka. Resztę zostawiam indywidualnej interpretacji.
Karo
Dziękujemy wydawnictwu Centrala za udostępnienie egzemplarza do recenzji