Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać. Tom 1

Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać

Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać to pierwszy tom serii osadzonej w Energon Universe, połączonym świecie Transformers i G.I. Joe, wydawanym przez Skybound Entertainment. I w sumie spoko, choć przed lekturą przeoczyłem ten fakt, skupiając się na nazwisku scenarzysty – Robercie Kirkmanie. Czy ktoś, kto nigdy nie widział ani nie czytał nic o Autobotach, znajdzie tu coś dla siebie? O, tak!

Space opera z odcieniem „Romea i Julii”

Fabuła „Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać” skupia się na dwóch wrogo nastawionych do siebie rasach, Agorianach i Zertorianach, mieszkających na oddzielnych planetach w tym samym układzie. Po śmierci gwiazdy, ich los zmusił ich do wspólnego działania – razem zbudowali pierścień wokół czarnej dziury. Mimo upływu lat wojna między nimi trwa. Aby ukazać głęboką nienawiść między tymi rasami, Robert Kirkman wprowadza parę bohaterów, wysyłając ich na misję przechwycenia komety. Fabuła rozpoczyna się, gdy ich misje kończą się niepowodzeniem, a oboje zostają uwięzieni na niezamieszkanej planetoidzie.

Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać

„Void Rivals” to pełnokrwista space opera, która od razu przywodzi na myśl klasyczny konflikt rodem z „Romea i Julii” – Montecchich i Capuletich. Choć Agorianie i Zertorianie noszą różne skafandry (co sprytnie sugeruje okładka), nietrudno się domyślić, że bohaterów Daraka i Solilę więcej łączy, niż dzieli. Uwięzieni na niezamieszkanej planetoidzie, zmuszeni są współpracować, by przetrwać. Czy ich wspólna walka oznacza zakończenie dawnej wojny? To dopiero początek zmian. Wkrótce sprawy się komplikują, a głęboko zakorzenione animozje nie dają się tak łatwo rozwiać.

Tristan położył miecz między sobą a Izoldą, symbolizując czystość i brak zbliżenia. W „Void Rivals” funkcję tej symbolicznej „przyzwoitki” pełni Rękoid – mechaniczna rękawica wyposażona w sztuczną inteligencję, zabezpieczenia przed zdjęciem, bezpośredni dostęp do nerwów i możliwość ruchu, choć bez pełnej kontroli nad ciałem nosiciela. Choć przywołuję klasyczne romanse i mam nadzieję, że relacja Daraka i Solili pójdzie w podobnym kierunku, na razie łączy ich nieufna przyjaźń, ciągle wystawiana na próby.

Czy to Transformersy bez Transformersów?

Prowizoryczny stateczek, którym bohaterowie opuszczają planetoidę, prezentuje się dość żałośnie w porównaniu z innymi maszynami w komiksie. Jednak patrząc na to z innej perspektywy, przypomina mi nasze własne rakiety, które wystrzeliliśmy w stronę Księżyca. To, że ludzkość do tej pory najdalej dotarła właśnie tam, nie świadczy o nas zbyt dobrze. A kiedy przypomnimy sobie, jak długo zajęło nam osiągnięcie tego celu, obraz staje się jeszcze bardziej ponury.

Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać

Czy „Void Rivals” to takie Transformersy bez samych Transformersów? Eee, no nie. Para głównych bohaterów, zanim wróci na pierścień, wpada w serię odkrywania easter-eggów, a pierwsza niespodzianka kryje się już na planetoidzie. Jeśli takie nazwy jak Cybertron, Slizardo, czy Sharkticon coś wam mówią, czeka was niezła frajda. W przeciwnym razie iskra ekscytacji może nie przeskoczyć i zareagujecie jak ja oraz Rękoid: „w mojej bazie danych nie ma informacji na temat tej formy życia”.

Z zachwytem patrzeć w gwiazdy

„Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać” to komiks fenomenalnie zilustrowany. Lorenzo De Felici, wspierany przez kolorystów Matheusa Lopesa i Patricio Delpecha, tworzy zachwycające wizje kosmosu. Największe wrażenie robi oczywiście czarna dziura z otaczającym ją pierścieniem, która dominuje wizualnie. Oczywiście, nie każdy widzi to piękno – dla Daraka widok komety to przede wszystkim praktyczny aspekt. W jego oczach to przelatująca fortuna, choć jednocześnie stoi za tym coś więcej – polityczny wyścig.

Void Rivals. Więcej niż mogłoby się zdawać

Rozkładówki w „Void Rivals” są zaprojektowane w sposób, który natychmiast przykuwa uwagę. Zaskoczenie na twarzach postaci, które nie spodziewały się zobaczyć zwykłego człowieka, jest magnetyzujące i hipnotyzujące. Czarna dziura pojawia się na nich również, nie mogło jej zabraknąć. Szczególnie imponuje dynamiczne otwarcie komiksu, ze schludnie wkomponowanym tytułem, które od razu kupuje czytelnika i wzmacnia poczucie ekscytacji.

Przede mną jeszcze „Transformers” Daniela Warrena Johnsona, który ma dynamit w łapie (ostatnio zachwycałem się pierwszym tomem „Extremity” – KLIK), a na listopad zapowiedziane są kolejne dwa tomy z tego uniwersum: „Duke” i „Cobra Commander” autorstwa Joshuy Williamsona. Nie spodziewałem się zbyt wiele po Energon Universe, ale jak na razie jestem pozytywnie zaskoczony!

Scenarzysta: Robert Kirkman

Ilustrator: Lorenzo De Felici

Kolory: Matheus Lopes, Patricio Delpeche

Wydawnictwo: Nagle Comics

Oryginalne liternictwo: Rus Wooton

Okładka: Lorenzo De Felicii

Logo i projekt graficzny: Andres Juarez

Share This: