Wit Stwosz. Między blaskiem a cieniem
Za oknami jesień. Co prawda drzewa jeszcze nie są pokryte złotem i czerwienią, ale noc już stała się dłuższa od dnia. Patrząc na termometr, przekonuje się , że to już ostatnie oznaki mijającego lata. Tymczasem w moje ręce wpadł komiks o znanej postaci historycznej, zatytułowany Wit Stwosz. Między blaskiem a cieniem. Refleksyjna zawartość jak najbardziej dogrywa się z porą roku, bo o czym jak nie o przemijaniu myśleć jesienią?
Co w artykule?
A w Krakowie na Brackiej pada deszcz
Jesień. Leci liście.
Pobrzękuje struna.
Popatrzcie: Stwosz idzie
i zbliża się ku nam.
Dzieło, które staje momentalnie przed oczami, gdy pada imię artysty z Norymbergii, to ołtarz Zaśnięcia NMP, znajdujący się w kościele Mariackim w Krakowie, największa gotycka nastawa ołtarzowa w Europie. Składa się z Zaśnięcia Marii Panny w scenie głównej i uzupełniających ją mniejszych scen w skrzydłach. Ruchome skrzydła ołtarza zamykają się, pokazując resztę płaskorzeźb ilustrujących biblijne wydarzenia z życia Maryi i Jezusa.
Z komiksu Wit Stwosz. Między blaskiem a cieniem dowiemy się o początkach artysty, choć historycy nie są zgodni do tego, czy to właśnie Mikołaj z Lejdy był mistrzem Wita (na pewno miał na niego wpływ). Przybywając do Krakowa w 1477 roku, Stwosz miał już w pełni wykształcony warsztat i był renomowanym mistrzem. Stanęło przed nim nie lada zadanie stworzenia wiekopomnego dzieła, choć w odmętach dziejów imię stwórcy zostało zatracone, a przypomniane zostało w 1824 roku przez Ambrożego Grabowskiego. Same rzeźby powstawały z miękkiego i plastycznego materiału, jakim jest drewno z lipy. Dziś nazwa tego drzewa stała się synonimem tandety, ale wykorzystując właściwości tego właśnie surowca, Wit Stwosz nadawał kształtu swoim przeżyciom oraz dawał ujście swojemu talentowi.
Wit Stwosz – Oko geniusza
Niech mu tedy oręduje ta sowa,
ptak Pallady z okiem jak zarzewie,
on ją takie pięknie wysnycował
w śpiewodrzewie, w skrzypcowym drzewie
Twórcy komiksu, Paweł Kołodziejski i Bogusław Michalec, pokazują nam pełną przeżyć drogę mistrza, nie unikając jego rozterek. Oczywiście krakowski ołtarz nie jest jedynym dziełem Wita Stwosza, komiks pokazuje też pracę nad innymi jego pracami. Odnosi się jednak wrażenie, że okres 12 lat spędzonych w Krakowie był etapem przełomowym w życiu mistrza.
Geniusz Stwosza znaleźć można w doskonałym mieszaniu sacrum i profanum. Obok aniołów i świętych stoją apostołowie, którym mistrz nadał wygląd mieszczan z XV-wiecznej dawnej stolicy Polski. Jak pisał polski wieszcz K.I. Gałczyński, Mistrz kochał ulice. Niczym kolekcjoner, przechadzając się po ulicach miasta, zbierał twarze, aby uwiecznić je w drewnie. Wytłumaczenie tego dość odważnego na tamte czasy posunięcia, można znaleźć w fakcie, że uczniowie Jezusa byli zwykłymi ludźmi. Jak ja czy Ty.
Natomiast czytając komiks, odnosi się odwrotne wrażenie, że to rzeźby ożyły i stały się średniowiecznymi ludźmi. Po wnikliwszej analizie znaleźć można przeniesione na komiksowe medium fragmenty dzieł mistrza, czy to znajdując twarz Szymona, czy postać tej najważniejszej, wieńczącej ołtarz Matki Jezusa. Czy rzeczywiście w poszukiwaniu właściwego oblicza Wit Stwosz mógł myśleć tylko o swojej żonie Barbarze? Tego najprawdopodobniej już się nie dowiemy, owa kwestia pozostanie w kufrze tajemnic mistrza.
Historia – najnudniejszy przedmiot w szkole(?)
Synku, niebo się chmurzy.
Zasłonię cię od burzy.
Nieraz westchnął: — Oj, ciężko,
ale tak już na świecie.
Bylem tylko miał drzewo,
a do drzewa narzędzie!
Komiks Wit Stwosz. Między blaskiem a cieniem momentami przybiera kształt poematu historycznego. Narrację uzupełniają nawiązania do różnego rodzaju dzieł, zaczynając od fragmentów poezji z XV wieku, poprzez oczywiste nadmienienia w wierszach Herberta, czy K.I. Gałczyńskiego, kończąc na tekście piosenki zespołu Klaus Mitffoch. Znajdziemy też odpowiedź na pytanie, czy historię można przekazać w interesujący sposób. Jak najbardziej, komiksowe medium w pełni nadaje się do takiej pracy. Zresztą zalety tego środka przekazu są tu doskonale uwypuklone, dając wgląd zarówno w najważniejsze wydarzenia z życia mistrza, jak i jego wnętrze.
Na osobną pochwałę zasługuje komiksowa narracja w scenie śmierci żony mistrza. Tempo i dramatyzm przedstawionych w tym miejscu wydarzeń to istny przejaw geniuszu i chemii jaka zaistniała między autorami. Wit Stwosz. Między blaskiem a cieniem czyta się świetnie. Na koniec, niech mistrz pozostawi nam refleksję nad tym, jak ciężka praca i zatracenie w codziennych obowiązkach przestają mieć znaczenie w konfrontacji z zimną, krótką chwilą utraty bliskiej osoby.
Wszystkom w dzieło tchnął. Nic tu nie dodasz.
FINlS CORONAT OPUS. Warsztat zamilkł.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Universitas za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
W recenzji użyto fragmenty wiersza Wit Stwosz autorstwa K.I. Gałczyńskiego zgodnie z www.kigalczynski.pl