WKKM 86 – Deadpool. Wojna Wade’a Wilsona
Jeden z marcowych WKKMów, Deadpool. Wojna Wade’a Wilsona rozszedł się jak świeże bułeczki. Dosłownie. Popołudniu w dniu premiery komiksu nie można było dostać w żadnej księgarni internetowej (kto miał Deadpoola w koszyku na Gildii ten wie), o kioskach nie wspominając. Próbując kupić album następnego dnia po premierze, odbijałam się o zdziwione spojrzenia sprzedawców i pełne litości „Proszę Pani, tego to już wczoraj o 10 nie miałam”. Mimo przeciwności losu (czy może raczej wielkiego popytu) udało mi się zdobyć swój egzemplarz Wojny Wade’a Wilsona. Warto było?
Dea
Bardzo możliwe, że odpowiedzi na to pytanie nie zna nawet sam Wade i na tym polega cały urok tego albumu. Wojna Wade’a Wilsona to wartka narracja, prowadzona przez samego Deadpoola, godna sensacyjnego megahitu kinowego. Targany urojeniami bohater zabiera nas w podróż po tajnych operacjach sponsorowanych zarówno przez rząd jak i osoby trzecie, niesamowitych zabiegach medycznych i wyszukanych treningach taktyki wojskowej. Nic nie jest takie, jakim się wydaje, a wszystko balansuje gdzieś na pograniczu jawy i snu, prawdy i iluzji.
Wojna Wade’a Wilsona to nie tylko Deadpool. To także inni, równie barwni bohaterowie, którzy odergali istotną rolę w procesie transformacji z Wade Wilsona do Deadpoola. Domino, Silver Sable i Bullseye doskonale odnaleźli się w fabule. Są nie tylko fantastycznym tłem dla dokonań głównego bohatera, ale także jego godnymi partnerami. To pewnie dlatego, że Wade wszystko sobie wymyślił. A może nie?
Nie znam odpowiedzi na większość z postawionych pytań. Co zdarzyło się naprawdę, a co powstało tylko w chorym umyśle bohatera, wie tylko Deadpool. A może też nie? Jedyne, co jestem w stanie stwierdzić jednoznacznie, to że warto było polować na Wojnę Wade’a Wilsona. To zdecydowanie jeden z lepszych albumów, jaki ukazał się ostatnio w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela.