Wojownicze Żółwie Ninja. Ostatni Ronin. Nieznane lata
Bohater z dzieciństwa, a właściwie bohaterowie. „Wojownicze Żółwie Ninja. Ostatni Ronin. Nieznane lata” to dla mnie wehikuł czasu. Nie pachnie lakierem, jak większość nowych komiksów wydanych na kredowym papierze – zamiast tego unosi się nad nim zapach melancholii. Zdejmuję folię i nagle widzę siebie sprzed lat, zasiadającego przed telewizorem, podśpiewującego pod nosem piosenkę z czołówki: Tee-nage Mu-tant Nin-ja Tur-tles! Cowabunga!


Z powrotem do uniwersum Ostatniego Ronina
Kevin Eastman i Tom Waltz przenoszą nas z powrotem do uniwersum Ostatniego Ronina. Akcja rozgrywa się długo po wydarzeniach z wcześniejszych serii, w tym tej od IDW, którą Amber próbowało wprowadzić na polski rynek. To bezpośrednia kontynuacja, ale „Nieznane lata” nie dzieją się wyłącznie po „Ostatnim Roninie” (więcej o nim tu – klik). Jedna z linii fabularnych rzeczywiście skupia się na podstarzałej April, jej córce Casey i nowej czwórce żółwi – co zresztą widać już na okładce.


A co z naszymi bohaterami z dzieciństwa? Czy Eastman już zapomniał o swoich żółwiach? No nie, bo druga linia fabularna dotyczy ocalałego wojownika i jego wcześniejszych przygód. Jeśli czytaliście „Ostatniego Ronina„, to wiecie już, kto przetrwał. Jego imię pojawia się też w materiałach promocyjnych, ale ja nie będę go zdradzał – tajemnica czarnej maski to tak doskonała niespodzianka, że szkoda byłoby ją psuć, gdyby ktoś przypadkiem tu zbłądził.
Żółwie! Nareszcie tak jak trzeba!
Wyposzczenie działa tak, że gdy w końcu wpada produkt, którego brakowało, pochłania się go z prędkością bliską wyparowaniu. „Ostatniego Ronina” pochłonąłem błyskawicznie. A że nie było to zwykłe odcinanie kuponów od znanej marki – bo Kevin Eastman i Tom Waltz dorzucili kilka nowych elementów, jak zniszczony świat przyszłości i brutalnego, postawionego na krawędzi żółwia – mój zachwyt był przeogromny. W „Nieznanych latach” autorzy dalej eksplorują świat przyszłości i kombinują z nowymi wątkami, ale mój entuzjazm już nieco ostygł. W efekcie przez trzy i pół zeszytu z sześciu… trochę się nudziłem.
Rysowników mamy trzech – a właściwie trzy zestawy. Za „Wówczas” odpowiada Sl Gallant z Marią Keane, za „Obecnie” – Ben Bishop, Dzienniki Splintera, a później także pamiętnik April, ilustruje sam Kevin Eastman, który wciąż wiernie trzyma się stylu wypracowanego z Peterem Lairdem. Próbkę tego stylu poznaliśmy zarówno dzięki TM-Semic, jak i Fantasmagorii. Graficznie jest nieźle, choć przydałoby się większe zróżnicowanie między „Obecnie” a „Wówczas” – różnice oczywiście są, ale dostrzega się je dopiero przy głębszym przestudiowaniu kreski. W efekcie album wizualnie dzieli się na Eastmana i całą resztę.


Dwie linie fabularne
Ostatni przeżywa dramatyczne przygody – zostaje oślepiony, trafia w różne miejsca, w tym do Ukrainy. Dostajemy pełen zestaw fabularny, pasujący zarówno do kina kopanego, jak i science fiction. Są pojedynki w plenerze, walki w klatce na śmierć i życie – pełen pakiet. Ponieważ czarną maskę zakłada dopiero pod koniec albumu, a swoją porzucił po śmierci braci, przez większość czasu wygląda… co najmniej dziwacznie. Tak długo wpatrywałem się w żółwie mordki w maskach, że teraz nie mogę się uwolnić od uczucia, że coś tu jest nie tak.
A w drugiej nitce fabularnej przywracana jest wartość, o której zapomniano choćby w polskim tłumaczeniu nazwy zespołu. Pewnie „teenage” zaburzyłoby naturalny rytm, a poza tym żółwie od dawna nastolatkami nie są. Tymczasem Eastman i Waltz, wprowadzając nową drużynę, otwierają nowy rozdział i przywracają młodzieńczą żywiołowość. Kiedyś żółwie otrzymały imiona po słynnych artystach renesansu. Nowa ekipa dostaje przewrotne miana: Odyn, Yi, Moja i Uno – czyli nikt tu nie jest drugi, wszyscy są pierwsi. A same imiona nawiązują do podróży Ostatniego Żółwia, podkreślając jego wędrówkę przez różne kultury.
Finał z emocjami i ciepłem
Wprowadzenie nowych bohaterów jest ryzykowne – tacy starzy wyjadacze jak ja słabo to znoszą i z trudem przywiązują się do nowych postaci. Każdy z nowych żółwików ma wyjątkowy wygląd i charakter, ale zdążyłem się zaznajomić tylko z Odynem, który jest duży i lekko łamagowaty, oraz Yi, która świetnie majsterkuje.
Im bliżej finału, tym lepiej – emocje rosną od końcówki czwartego zeszytu, z świetną kulminacją i niespodziewanym poświęceniem w pojedynku na śmierć i życie. Później, w przerywniku, podstarzała April przejmuje narrację i podkreśla takie wartości jak rodzina, dzięki czemu z kartek promieniuje ogromne ciepło. Aż w końcu dochodzimy do finału, gdzie świetnie wykorzystana zostaje elektryczna broń – tonfy (no, jest moc!) – i na koniec wybrzmiewa, że to dopiero początek.


Aha, przez lata nie zdawałem sobie sprawy, że definicje pod serię autorzy zaczerpnęli z innych produktów popkultury, jak choćby z Daredevila. W „Nieznanych latach” jest kilka ciekawych nawiązań, jak na przykład nauka stylu walki poprzez czyszczenie podłogi – piękne oczko puszczone w stronę Karate Kida. A jeden z żółwików słucha Nine Inch Nails i Joy Division. Niezwykła i nieoczywista, ale nadal świetna mieszanka.
„Wojownicze Żółwie Ninja. Ostatni Ronin. Nieznane lata” cieszy – im więcej żółwi na naszym rynku, tym lepiej. Choć nadal jest to poznawanie tego uniwersum od strony życi. A że są to komiksy są co najmniej dobre, na dodatek wspaniale wydane przez Nagle, więc chyba nie ma sensu uruchamiać narzekania.
Scenarzysta: Kevin Eastman, Tom Waltz
Ilustrator: Sl Gallant, Bez Bishop, Kevin Eastman
Tusz (Wówczas): Maria Keane
Kolorysta: Luis Antonio Delgado
Projekt graficzny: Shawn Lee
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Wojownicze Żółwie Ninja. Ostatni Ronin
Format: 180×276 mm
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo