1629 albo przerażająca historia rozbitków z Dżakarty. Aptekarz diabła. Tom 1
1629 albo przerażająca historia rozbitków z Dżakarty. Aptekarz diabła to opowieść dziejąca się na morzu w pierwszej połowie XVII wieku. Xavier Dorison częstuje nas literacką fikcją, ale inspiruje się faktami, zmuszając czytelnika do rozważenia, czy w ten sposób to mogłoby wyglądać.
Co w artykule?
Z wielkim rozmachem
Ten album został wydany w powiększonym rozmiarze, ale gdy zobaczyłem pierwszy raz okładkę, to mi się nie spodobała, dlatego że przypominała mi stare książki, z tkaną okładką zdobioną złotem. Gdy wziąłem komiks do ręki, to pokochałem tę okładkę. Dlatego że przypomina stare książki, z tkaną okładką ozdobioną złotem, a to dużo mówi o zawartości.
Preludium jest dość dramatyczne, zgodnie z tym, co chce zrobić podtytuł, zwiastuje katastrofę i dramat, w którym zginie mnóstwo ludzi. Dorison nie bawi się tu w opowiadanie romantycznych bajeczek, o zmierzającej w stronę zachodzącego słońca łajbie, z uśmiechniętymi marynarzami z ochotą rozwijającą żagle i tańczącą na takielunku. Wręcz przeciwnie, praca na statku to ciężki fach popchnięty na skraj niewolnictwa i wykonywania obowiązków, aż do śmierci. W okropnych warunkach, z kiepskim wyżywieniem, a za najmniejsze choćby przewinienie czeka chłosta.
Podróż na tykającej bombie
Holenderska handlowa kompania zwana w skrócie VOC wysyła w pośpiechu w celach negocjacyjnych duży i nowoczesny (jak na tamte czasy, oczywiście) statek, zwany Dżakartą. Na pokładzie oprócz obrzydliwego bogactwa zamkniętego w skrzyniach, znalazło się też kilku wysoko urodzonych gości, w tym Lukrecja Hanz, która w dzień wypłynięcia pochowała ostatnie z trójki swoich dzieci. Wyższe sfery, wraz z dowództwem statku kontrastują z niższym pokładem załogantów, traktowanych niczym zwierzęta. Nie liczy się ich zdrowie, czy nawet życie. Kurs ma być szybki i tani, więc strawa jest parszywa, a ze zwyczajowego przystanku na Przylądku Dobrej Nadziei w ogóle zrezygnowano.
Po kilku dniach na pokładzie i pod pokładem napięcie sięga zenitu, wystarczy iskra, by wybuchł bunt. Strony dramatu są bardzo mocno zarysowane, oprócz wspomnianej arystokratki, która razem ze starym marynarzem Wiebbem Hayesem, robi co może, aby nie dopuścić do katastrofy, mamy tytułowego aptekarza, Jeronimusa Corneliusa, który podburza doświadczonego, ale brutalnego kapitana statku, Ariana Jakoba. Osobą, która trzyma wszystko w ryzach, jest Francisco Parseart, subrekarg kompanii, który miał prowadzić negocjacje.
Górny i dolny pokład
Sama opowieść przywodzi na myśl kilka innych historii, choćby z innym, ogromnym statkiem, który uległ katastrofie, choć dużo bardziej nowoczesnym, a mam tu na myśli oczywiście Titanica. Niemniej w zbliżony sposób pokazano rozwarstwienie społeczne, choć w komiksie Dorisona jest dużo brutalniej, bardziej stanowczo, a rygor jest tak wysoki, że załodze nie wolno nawet grać w karty, czy kości.
Rozgrywający się dramat to emocjonująca rozgrywka, w której podburzanie załogi jest w interesie jednych, a drudzy pokazują swoją siłę, aby do tego nie dopuścić. Tą całą gęstą atmosferę uzupełnia Thimothée Montaigne swoimi realistycznymi rysunkami. Dzięki jego pracy odczuwa się tę historię jako rzeczywistą, narracja bazuje na realizmie i wierzy się, że to właśnie w ten sposób mogło się rozegrać. Okręt na podwójnych splashach wygląda monumentalnie, a w jednym momencie nawet Dorison zwrócił uwagę czytelników na to, co się dzieje w kadrach, rozważając krótko o perspektywie linearnej, która sprawia, że odnosi się wrażenie, jakby można było wejść do rysunku.
Realizm na różnych poziomach
Ten komiks mógłby pewnie wyglądać inaczej, choćby jak niedaleko oddalona fabularnie Indyjska Włóczęga (więcej tu – klik), z twarzyczkami przypominającymi disnejowskie, uśmiechnięte buziaczki, choćby z takiej Drogi do Eldorado (co by nie było, obie opowieści bardzo cenię), ale wtedy 1629 albo przerażająca historia rozbitków z Dżakarty. Aptekarz diabła dużo by stracił na przekazie i realizmie. Dopieszczono szczegóły, takie jak przekrój statku, ilustracje przypominające stare ryciny, czy mapy stylizowane na XVII wiek, aby czytelnik zapomniał, że czyta literacką fikcję. Jeśli chodzi o mnie, to twórcom się udało.
We wstępie Xavier Dorison ostrzegł, że nie należy sądzić w duszy ludzi, którzy zachowują się bestialsko, wykorzystujących innych, stawiających na swoim, czy kierujących się widmem rychłego wzbogacenia. Nie wiesz, jakbyś postąpił, to jest chyba trafne spostrzeżenie. Dopóki nie przeżyjesz takiej sytuacji, to się nie dowiesz, co w tobie drzemie. Kontynuacja i zakończenie tej opowieści znajdzie się w drugim tomie i szczerze powiem, nie mogę się już doczekać.
Scenarzysta: Xavier Dorison
Ilustrator: Thimothée Montaigne
Kolory: Clara Tessier
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: 1629
Format: 245×332 mm
Liczba stron: 136
Oprawa: twarda
Druk: kolor