Smerfy. Smerfetka. Tom 3 oraz Głód u Smerfów
„Hej dzieci, jeśli chcecie, zobaczyć Smerfów las…” tak zaczynała się piosenka, która zwiastowała początek dobranocki. Co to takiego? Jeśli nie wiecie, to znaczy, że jeszcze nie jesteście starzy! Może nie uwierzycie, ale za czasów mojej młodości nie było programów emitujących bezustannie treści dla dzieci. Bywało, że aby obejrzeć jakiś film dla dzieci, trzeba było czekać do wieczora. O 19 można było zobaczyć wieczorynkę, krótki program dla najmłodszych przed pójściem spać. Jednym z moich ulubionych seriali emitowanych w tym paśmie były Smerfy, niebieskie skrzaty rozróżniane poprzez szczególną umiejętność lub charakter. Wśród nich była też ta jedna, jedyna. Smerfetka.
Peyo powołał do życia Smerfy na łamach komiksu Johan i Spółka w październiku 1958 roku. Niebieskie skrzaty spodobały się czytelnikom tak bardzo, że w latach 60. otrzymały swoją serię komiksową. Do dzisiaj franczyza rozrosła się o wspomniany serial animowany, filmy, gry, a nawet piosenki. Są po prostu wszędzie, choć sam znam je najbardziej z dobranocki emitowanej na TVP1, a komiks wpadł mi po raz pierwszy w ręce dopiero teraz. Co ciekawe, Smerfetka zjawia się w wiosce Smerfów dopiero w trzecim tomie. Wcześniej skrzaty musiały rodzić sobie jakoś same, ale czy było im źle? Odpowiedzi na to pytanie można poszukać w komiksie.
Wiele ze Smerfów jest dla mnie ikonicznych, nie wyobrażam sobie wioski bez nich. Jak amen w pacierzu musi pojawić się w swoim czerwonym wdzianku Papa Smerf. Byłoby pusto, gdyby Ważniak nie wygłosił któregoś ze swoich przemądrzałych przemówień, Harmoniusz nie zafałszował na trąbce, Zgrywus nie wręczył komuś wybuchowego prezentu, a Łasuch nie upiekł tortu i od razu go nie zjadł. W tym miejscu Maruda powiedziałby, że nie cierpi wyliczanek, a w tle można by usłyszeć chrapanie Śpiocha. Równie mocno nie mogę sobie wyobrazić tej całej gromady bez Smerfetki, jest tak charakterystyczna, już choćby z dziewczęcego wyglądu mocno się od pozostałych wyróżnia.
Komiks z 1967 roku (tak, jest tak stary) przedstawia genezę Smerfetki, ulepienie z gliny przez Gargamela, ożywienie i wysłanie jej do wioski w celu późniejszej infiltracji. Co ciekawe, na początku miała ona (Smerfetka, nie wioska) czarne włosy zamiast złotych i nie była obiektem westchnień pozostałych skrzatów. Właściwie to była uważana za brzydką, nikt nie chciał jej oddać swojego domku i sprawiała sporo kłopotów.
Coś, co mnie uderza po lekturze komiksu, to fakt, że Smerfy są zwyczajnie wredne. Wmawiają choćby Smerfetce, że przytyła, tylko po to, aby dała im spokój. Wyróżnia się też ciekawy aspekt wywoływania ochotnika, w końcu to sam Papa Smerf musi odwalić najcięższą i najniebezpieczniejszą robotę. Po wielu kłopotach Smerfetka ucieka do lasu, ale wróci. Przecież wiemy. Komiks uzupełnia dodatkowa historia Głód u Smerfów, współgrająca z zaśnieżonym krajobrazem za oknem. Zima to najokrutniejsza pora roku, zwłaszcza dla wszystkich leśnych stworzeń. Jeżeli nie nazbierają sobie zapasów albo takowe się skończą lub zostaną zniszczone, może się to skończyć tragicznie.
Na koniec o rysunkach, które skroił Peyo. Krótko mówiąc, Smerfy wyglądają dokładnie tak, jak powinny, tzn. tak jak zapamiętałem je z serialu animowanego. Plansze wykonane są po europejsku, klatki są ciasne, ale bywają też i szersze kadry. W nich gromada skrzatów wyczynia przeróżne rzeczy, zwane potocznie jednym określeniem: smerfowaniem. Miło jest powodzić wzrokiem po tych ilustracjach, bo dzieje się w nich naprawdę dużo. Komiks ma wymowę przygodowo-humorystyczną, więc i uśmiechnąć się można w kilku momentach. Tak jak choćby w scenie, w której Smerfy zemściły się na złym czarowniku Gargamelu, podsyłając mu jego żeńską wersję. Smerfnie było poobcować ze Smerfami, idę smerfować komiks jeszcze raz.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Chcecie więcej Smerfów? Zajrzyjcie TU.