Myszka Miki. Miki i kraina Pradawnych
W moją stronę idzie uśmiechnięta postać z dużymi czarnymi uszami. Macha do mnie ręką i krzyczy „Cześć dzieciaki! Chcecie zobaczyć…” Tu przerywa i wręcza mi komiks z olśniewającą okładką. Lakierowane elementy, materiałowy grzbiet, złocone litery, cudna ilustracja. Myszka Miki. Miki i kraina Pradawnych to albumik, który kupuje mnie od pierwszego wejrzenia. Co poniektórzy to wiedzą jak zrobić na człowieku wrażenie.
Miki to postać, którą spokojnie można nazwać pradawnym. No serio, nawet mój dziadek znał myszkę powołaną do życia 15 maja 1928 roku. Tylko patrzeć, jak śpiewanie 100 lat na jego urodzinach nie będzie w zbyt dobrym guście. Wszyscy kojarzą charakterystyczne okrągłe uszy, czerwone gatki oraz białe rękawiczki i żółte buty uzupełniające garderobę Mikiego. Śmiało można powiedzieć, że myszka, za stworzenie której Walt Disney otrzymał Oscara w latach 1931/32, to stały element popkultury znany na całym świecie i wielu pokoleniom.
Czy postać przewalcowana tysiące razy może jeszcze czymś zaskoczyć? Scenarzysta Denis-Pierre Filippi i ilustrator Silvio Camboni (obaj znani z Niezwykłej Podróży od wydawnictwa Kurc) udowadniają, że… TAK! Postać, która kojarzy mi się z wesołymi, prostymi przygodami dla najmłodszych, jest wsadzona w cugle przepięknie ilustrowanej fantastyki. Nadal Myszka Miki. Miki i kraina Pradawnych to komiks kierowany do dzieci, ale przyznam, że czytałem go z nieukrywaną przyjemnością.
To co, może chcecie zobaczyć ten Klubik Mikiego? Phi! Żaden Klubik! Łebsko wymyślony świat składający się z dryfujących w przestworzach wysp, w którym doskonale znane wszystkim postacie otrzymują nowe buty. I nawet nie chodzi mi o to, że tytułowa myszka nie popyla w żółtych ciżemkach (bo to też), ale o nowe role, ściśle powiązane z fabułą i realiami panującymi w fantastycznym świecie. Dryfujące wysepki narażone są na wichury. W rękach Mikiego, Mistrza powroźnika, jest zabezpieczanie małych lądków. Dużo bardziej przygodową rolę ma Minnie, łowczyni bezpańskich wysp. A Goofy… cóż, Goofy w momencie rozpoczęcia akcji komiksu jest zaginionym, co ładnie wyprowadza start opowieści.
W świecie latających wysp nie jest zbyt kolorowo (mimo że plansze wręcz trzęsą się od eksplozji barw). Spokojna ludność zdominowana jest przez dwie główne siły. W jednym krańcu rządzi Fantomen, z kruczą mafią, któremu zależy na zagarnięciu jak największej ilości lądu. Przeciwstawia mu się Gildia, którą rządzi Czarny Piotruś. Mikiemu i Minnie niezbyt uśmiecha się opowiedzenie po którejś ze stron. W międzyczasie wpadają na trop tajemnicy związanej z Pradawnym kontynentem.
Całość bardzo dobrze się czyta, a jeszcze lepiej ogląda. Często zatrzymywałem się na rozkładówkach, by dłużej poobserwować fenomenalnie wyglądający świat latających wysp. Sama definicja zwiastuje epickość, Camboni nie uronił nawet krzty drzemiącego w opowieści potencjału i, mówiąc krótko, zachwyca swoimi ilustracjami. Pejzaże autentycznie zapierają dech!
Jeśli macie w domu dzieci, a chcecie przeczytać coś dobrego (i pięknie zilustrowanego) to Myszka Miki. Miki i kraina Pradawnych to rzecz dla Was. Mnie co prawda mój 12-letni ogr zwrócił uwagę na fakt, że tekst „widzę ptaka Minnie” brzmi dość zabawnie (młodsi pewnie nie wychwycą dwuznaczności), ale nadal jest to komiks docierający i do młodszego, i do starszego czytelnika.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji
PS. Już niedługo kolejny komiks z Mikim (Miki i zaginiony ocean) stworzony przez tych samych twórców.
PS2. Horrifikland z tej samej linii wydawniczej stworzył kto inny 😉