Ćma – nowy/stary obrońca Warszawy
Ćma to superbohater, który broni Warszawy. Starczy za rekomendację, aby zapoznać się z jego przygodami? Pewnie nie, dlatego przedpremierowo powiem Wam co w środku pierwszego zeszytu (tak, zeszytu!) tego superbohatera.
Ćma. 1 to komiks, który już wkrótce (nie wiem, kiedy dokładnie, ponoć jeszcze w maju) wyda Timof. Czarno-białe, 24 strony wypełnione będą klimatem noir, potyczkami z gangsterami i pościgami po wąskich uliczkach Warszawy. No i fajnie! Brzmi zachęcająco, tym bardziej że nasza stolica nie miała do tej pory zbyt dużo zamaskowanych obrońców w zaciasnych gatkach (wiem o Białym Orle – klik i Nieustraszonym Szpaku – klik2).
Prawdopodobnie tak jak ja przeczytaliście do tej pory setki komiksów o superbohaterach i z powyższego opisu możecie już snuć przypuszczenia, co komiks Ćma. 1 ma do zaoferowania. Kryminalno-detektywistyczne wątki odkrywają fascynację twórców Batmanem, a biały kostium sugeruje innego bohatera typu street level, Moon Knighta. Dodatkowo Ćma korzysta z gadżetów, nie ma żadnych supermocy, ale za to ma supersłabość. Światło, oczywiście. Mimo iż myślałem, że wiem czego się spodziewać, panom Tomaszowi Grodeckiemu odpowiedzialnemu za scenariusz i Rafałowi Bąkowiczowi, który całość zilustrował udało się mnie zaskoczyć.
Retrofuturyzm
Akcja komiksu Ćma umieszczona została w Warszawie z okresu międzywojennego, co rozpoznać można po wystawnych balach, ubiorach ludności, czy starych lokomotywach. Tyle że przeszła rzeczywistość, oświetlona jest elementami obecnej, czy nawet niewynalezionej jeszcze technologii. Ramy przeszłości zostały powyginane na wszystkie strony, ale dzięki temu ten komiks jest o wiele ciekawszy.
Zawartość zeszytu
W środku znajdziemy aż trzy epizody z przygodami Ćmy, co mi przypomina sposób wydawania komiksów za oceanem w latach 50. XX wieku. Gdybyście sięgnęli po taki Sub-Mariner Comics #42 z października 1955 roku to szybko byście odkryli, że jest podzielony jest na krótkie, kilkustronicowe historyjki, z czego każda z nich zawiera rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie.
Podobnie jest z komiksem Ćma. 1. Tyle że po Stacji Końcowej (dość ironiczny tytuł, jak na pierwszą przygodę) i Selfie Trumiennym, Hotel Rubikon kończy się paskudnym zwrotem akcji. No nieźle, jeszcze pierwszy zeszyt na dobre do czytelników nie dotarł, a już trzeba będzie czekać na drugi.
Następne moje zaskoczenie to technika wykonania plansz, a właściwie różnorodność. Co prawda, w komiksie czarno-białym za dużego pola do manewru nie ma, ale czuć wyraźnie przejście na inne tory między epizodami. Stacja Końcowa wykonana jest ascetycznie, oszczędnie, bazując niemalże tylko na konturach. Selfie Trumienne ma dużo większy rozmach, dzięki rozlewającym się odcieniom szarości, udającym kolory. Hotel Rubikon zalany jest czernią, silnie akcentując klimat noir.
Cienie w uliczkach
Ćma w życiu osobistym jest artystą, samotnikiem i ekscentrykiem. Co się takiego wydarzyło, że postanowił biegać w przebraniu po Warszawie? Tego z komiksu się nie dowiemy. Tomasz Grodecki nie traci czasu na przedstawianie swojego bohatera, tylko już na pierwszej planszy wpycha go na dach pędzącego pociągu. Właściwie jedyne informacje, jakie da się wyczytać o tej nowej postaci, serwują strony ze szkicami, które są przerywnikami między poszczególnymi epizodami.
Cyprian Leopold Różewicz to poeta, ale nie biega po mieście i nie wygłasza rymowanek. Mimo że poszczególne historyjki oparte są na pościgu, pojedynkach i pokonywaniu przestępców, to w tekstach narracyjnych zamiast prostych deklaracji typu „co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” padają wręcz poetyckie deklamacje. Zwłaszcza w Selfie Trumiennym czuć, że autor chce powiedzieć coś więcej. Chce, aby czytelnik ciut się zastanowił i być może nawet wyciągnął wnioski. Skrzyżowanie wątku umarlaków ze smartfonami? Tak, to tutaj.
Sekwencje
Mimo że Ćma. 1 to taki trochę dziwnawy twór, ale i ciekawy debiut, który mam nadzieję, rozwinie się w interesujące rejony, to zasługuje jeszcze, aby sekwencjom poświęcona została osobna pochwała. Nie każdy twórca komiksowy to potrafi i być może też nie każdy czytelnik to doceni. Tu panowie się super zgrali. Od śledzenia kroków, po kadrowanie piętrami budynku w przekroju. Tak, jak na komiks z elementami noir przystało, nie mogło się obyć bez sceny przesłuchania z kamerą przybliżającą się do skrępowanego bohatera. A moja ulubiona sekwencja, to zmiana klimatu między stroną z dziennym a nocnym miastem. Między użytkownikami smartfonów a bezmyślnymi zombie. Klasa.
Krótkie podsumowanie. Panowie, macie moją ciekawość. Wypuszczajcie jedynkę jak najprędzej i dawajcie szybko kontynuację.
Sylwester
Dziękuję za przedpremierowe udostępnienie egzemplarza do recenzji. Śledźcie oficjalny profil komiksu Ćma.