TER. 2. Przewodnik – skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy?
Po zwrocie akcji przypominającym karkołomną ewolucję powietrzną z bardzo długim lotem głową w dół zakończonym zgrabnym saltem, Mandor kontynuuje swoją misję, mającą na celu ocalenie ludności żyjącej na powierzchni pewnej dziwacznej planety. TER. 2. Przewodnik przynosi duże zmiany w serii, skrupulatnie zaplanowane i prowadzące do finału.
Pomysł na serię sci-fi
Rodolphe odkrywa karty powoli, wprowadzając czytelnika w swój świat stopniowo, a warto zaznaczyć, że zaczynał od zera. Główny bohater TER, Mandor (czy właściwie Main D’Or — złota rączka) obudził się na początku pierwszego tomu nagi, bez pamięci i pośrodku pustkowia (więcej tu – klik). Do tej pory poznaliśmy mieszkańców miasta oraz kastę religijną, ubierającą się na czarno i posługującą się tajemniczą księgą psalmów. Ta zapowiada przyjście mesjasza, mającego ocalić ludzi.
Znaczenie Mandora ciągle rośnie. Od roli obcego przeszedł już przez różne funkcje, od osoby, której trzeba zapewnić opiekę, przez ucznia, do kochanka. Jak mówi podtytuł drugiego tomu, teraz staje się przewodnikiem. Zabiera ludność żyjącą na planecie pod powierzchnię. Co tam się znajduje? Jeśli czytaliście pierwszy tom, to znacie odpowiedź. Jeśli nie, to uważajcie na spoilery.
Tak zwyczajnie wygląda frankofońskie sci-fi
TER. 2. Przewodnik trzyma graficzny poziom poprzednika. Tak powinien wyglądać frankofoński komiks sci-fi. Realistycznie, ale nie szczędząc kreseczek. Bez żadnych kolorystycznych szaleństw, ale nie unikając szerszych kadrów, czy nawet dwustronicowego splasha. W związku z tym, że akcja przenosi się pod powierzchnię, czy bardziej trafnie pod pokład, to jest bardziej duszno. Mimo że ładownie statku, którego pełna nazwa to Jupiter SS 121 są olbrzymie, co przywodzi na myśl filmy z cyklu o Obcym, to i tak przestrzeń została pozamykana w pomieszczeniach, rezygnując z przestrzennych krajobrazów. Za to powietrze wpuszczane jest w pionowych kadrach, sprawdzających się świetnie w tego typu przypadkach.
Powoli w stronę finału
Bardzo lubię takie science-fiction. Nieśpieszne, odkrywające uroki oddalonego od Ziemi świata. Myśli spokojnie sobie przepływają gdzieś między gwiazdami i powoli angażują się w fabułę. Co prawda gdzieś z przeszłości zostaje wyłoniony ogromny konflikt zbrojny, ale jest tylko mocniejszym akcentem, nieco odciągającym odbiorcę od głównego wątku.
Czytelnik, jak ta osoba z zewnątrz, zupełnie obca może wmieszać się w tłum mieszkańców, poznać ich zwyczaje i zależności między społecznościami. Tym bardziej że ludność żyjąca pod powierzchnią jest równie mocno, jak nie jeszcze bardziej podzielona, niż ta, która do tej pory żyła na powierzchni. Oprócz załogantów, którzy wysłali Mandora z misją ratunkową, pod pokładem żyje jeszcze silna, religijna sekta, która uważa, że statku, na którym żyją, nie należy kontrolować, a sam powinien znaleźć swoje miejsce docelowe, niczym Arka, która nie miała przecież steru.
Społeczności bardzo kontrastują ze sobą, ale nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy następuje prężenie muskułów między wojownikami, odstrzeliwującymi groźne stworzenia kryjące się w cieniach ładowni. Oczywiście sprawny strzelec może zapewnić bezpieczeństwo ludności cywilnej, nawet przy użyciu takiej prymitywnej broni jak łuk, ale i tak działko laserowe robi większe wrażenie. Z tym że, kto jest lepszym snajperem i kto ma lepsze umiejętności, może być odwrotnie proporcjonalne do technologicznego zaawansowania broni.
Rodolphe mocno akcentuje fakt, że ludność, która żyła na powierzchni planety zapomniała o swojej przeszłości i tożsamości. Wykształciła osobną kulturę i żyła dość prymitywnie, nie myśląc zbytnio o tym, skąd pochodzi, czekała na nadejście mesjasza. Te rozważania można z łatwością sprowadzić do rzeczywistości. Mimo że nauka potrafi sięgnąć miliony lat wstecz, to nadal niektóre rozważania są tylko niepopartymi dowodami teoriami, a miejscami mieszają się z wierzeniami i religią. Skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy? Tego nadal nie można być pewnym.
Do sterowni statku coraz bliżej, seria zbliża do finału, a jako że trzeci tom jest już w sprzedaży, nie zamierzam długo czekać, aby nie doczytać TER do końca.
Scenarzysta: Rodolphe
Ilustrator: Christophe Dubois
Tłumacz: Jakub Syty
Wydawnictwo: Taurus Media
Seria: TER
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 64
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor