Moebius. Kroniki metaliczne. Chaos
Po bardzo dobrych wrażeniach wywołanych przez lekturę magazynu Metal Hurlant (a dokładnie szóstego numeru od Labrum – więcej tu: klik) postanowiłem pozgłębiać twórczość Moebiusa. W moje ręcę wpadł album Moebius. Kroniki metaliczne. Chaos, rzecz raczej do oglądania, niż do czytania.
Co w artykule?
Obowiązkowy wstępniak
Jeżeli macie zwyczaj pomijania wstępów (miałem taki okres, że przechodziłem od razu do części zasadniczej, bo zdarzało mi się nadziać na solidny spoiler) absolutnie warto przeczytać, co ma na temat tego albumu do powiedzenia Daniel Pizzoli (autor książki o Blueberrym). Fenomenalny wykład, na co zwracać uwagę, patrząc na ilustracje, co pozwala na wiele większą przyjemność z lektury. Po pierwsze na przestrzeni lat można zobaczyć, jak zmieniała się kreska Moebiusa, jak choćby wykształciły się charakterystyczne kropeczki i kreseczki z haczykami, czy gra światłem. Zrozumieć można deko, po co Giraudowi dwa pseudonimy, jeden Gir zarezerwowany dla Blueberry’ego, drugi, ten tytułowy dla wszelkiej innej działalności ilustratorskiej, zarówno humorystycznej, jak i tej, która mnie najbardziej pociąga, czyli science fiction. Czemu to się łączy? Ano w oczach wielu fantastyka nie jest zbyt poważną twórczością, więc logiczne jest wykształcenie alter ego.
Daniel Pizzoli sprawia, że przez ten album nie przelatuje się niczym nadźwiękowy myśliwiec z misją zwiadowczą. Przedmówca skłania do szukania szalonych szczegółów, którymi ilustracje są napakowane. Zwraca uwagę na dziwne gesty wykonywane na drugim planie. Namawia do układania sobie w głowie historii, które mogły doprowadzić do danego momentu i do czego może dojść później. Dopinguje do wyławiania spojrzeń postaci, które czasem zawadiacko skierowane są w czytelnika, a czasem w pustkę. Kładzie nacisk na fakt, że nawet w jednej ilustracji może być sporo ruchu, choćby przez sekwencję z tym, czego akurat nie widać.
Świetne jest też zwrócenie uwagi na to, że artyści ubiegłego stulecia dopiero w latach 90. uzyskali dostęp do internetu, nieograniczonego źródła informacji i wszelkiego innego materiału, czy to zdjęciowego, czy filmowego pomagającego w tworzeniu ilustracji. Wcześniej musieli sobie radzić „analogowo”, czy to zbierając wycinki z gazet, czy przy pomocy dedykowanych artystom podręcznikom z tematycznymi zdjęciami pomagającymi choćby w prawidłowej ilustracji ludzkiej anatomii.
Warto poznać też indeks
Drugi bardzo ważny element pozwalający na zrozumienie, na co się akurat patrzy, jest indeks znajdujący się z tyłu albumu. Pozwala przybliżyć kontekst powstawania, czy ukazania się poszczególnych ilustracji i mini-komiksów. Przynajmniej od tej strony technicznej, trzeba przyznać, że Moebius pracował nad stylem zarówno od strony warsztatu, jak i klimatu, dodając elementy, które utrudniały interpretację i wprowadzały specyficzny, niepokojący klimat.
Tak więc Moebius. Kroniki metaliczne. Chaos to przede wszystkim zbiór różnych grafik, które ukazywały się w magazynach i książkach w latach 70. i 80., czy to w środku, czy na okładkach. Jak najbardziej znajdziecie w Indeksie takie tytuły jak Métal Hurlant, czy Pilotte. Sięgamy też do archiwum artysty, po materiał dorównujący temu opublikowanemu, choć zdarzają się czasem szkice, lub wcześniejsze wersje.
Ilustracje i krótkie formy komiksowe
Pośród ilustracyjnego gąszczu wyłowić można krótkie formy komiksowe, często niezajmujące nawet strony. Najczytelniej jest w historyjce z archiwum autora o mężczyźnie w dziwnej czapce (jak najbardziej cecha charakterystyczna stylu tego artysty), który podąża za szokującym, zaobserwowanym ledwo co zjawiskiem zachodzącego słońca. Na dwóch stronach autorowi udało się wyprowadzić zarówno żart, jak i gorzką prawdę o początku i końcu życia. Czytelnik może, choć nie musi dopowiedzieć sobie, czemu mężczyzna po raz pierwszy widzi coś tak zwyczajnego.
Większość prac jest czarno-biała, co jest super, bo można czerpać przyjemność z kreski Moebiusa, ale prezentowany jest też kolorowy styl, jak choćby w zamykającej album historii stworzonej do pierwszego wydania albumu Chaos. Barwne kadry ozdobione są oszczędną narracją, która brzmi jak auto recenzja. Zaraz po tym, jak w mojej głowie pojawiła się taka sama myśl, pada „nic z tego nie można zrozumieć”. Wijące się cybernetyczne części czekają na nazwanie kształtów w myślach czytelnika.
Grafika zaprzęgnięta do roboty
Ciekawą rzeczą są grafiki tworzone do reklam i broszur dla firm: ubezpieczeniowej Europ Assistance oraz obuwniczej Eram. Daleki jestem od stwierdzenia, że były to chałtury wykonywane celem podreperowania budżetu artysty. Śmiało, ciekawie, w swoim stylu. Szokuje odwaga zleceniodawców, chętnie oglądałbym takie reklamy, zamiast nudnych i zachowawczych obrazków.
Z przyjemnością wyłowiłem nawiązania do świata muzyki i filmu. W środku znajdziecie podwójną okładkę, do francuskiego gatefolda do kompilacji albumów Jimie Hendrix Experience: Are You Experienced oraz Axis: Bold As Love. Ekstra, dużo lepsza i wiele bardziej psychodeliczna od standardowych grafik tych płyt. Super wypada też reinterpretacja okładki magazynu Rock and Folk z Davidem Bowiem. A wśród grafik znajdziecie też ilustrację do filmu Diuna (tego starego – oczywiście).
Jest też trochę erotyki, ale takiej niepokojącej, miejscami odrzucającej, z wkładaniem języka do dziurki w nosie, choć znalazła się też mechaniczno-cybernetyczna wizja seksu przyszłości, wyobcowanego i odczłowieczonego. Moebius. Kroniki metaliczne. Chaos to album do wielokrotnego i nawet wyrywkowego podziwiania, wlepiania wzroku i kontemplacji. W zasadzie można było zacząć i skończyć na słowie „ładne”, ale dzięki kunsztowi tego komiksowego geniusza, nawet pojedyncza ilustracja jest w stanie otworzyć drzwi do odległego świata.
Scenarzysta: Moebius
Ilustrator: Moebius
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Mistrzowie Komiksu
Format: 240×320 mm
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor