Deadpool. The Complete Collection. 1

    Jak ktoś słusznie zauważył na naszym blogu bardzo częstym gościem jest Deadpool, brakuje jednak recenzji z komiksów z Deadpoolem. Aby naprawić ten stan rzeczy wziąłem się w końcu za lekturę komiksu, który dość długo czekał na moją uwagę. Deadpool. The complete collection. 1, po przeczytaniu tego albumu bardzo żałuje, że wcześniej nie znalazłem na niego czasu, jest to bowiem jeden z komiksów, do których z chęcią wraca się po latach. Na ten pokaźnych rozmiarów tomik składa się kilka historii wyciętych z rożnych serii, i tak mamy tu:
    Wolverine Origins #21 – 25, do którego scenariusz napisał Daniel Way a rysunkami zajął się Steve Dillon. Te kilka zeszytów walki Deadpoola z Rosomakiem z perspektywy całego albumu oceniam najsłabiej, choć nie jest to zła historia. Od samego początku aż do ostatniego kadru toczy się wartka akcja miejscami poprzecinana retrospekcjami, krótkimi prześmiesznymi monologami oraz wycinkami z chorej wyobraźni naszego szalonego najemnika 😉 Jak nietrudno się domyśleć Deadpool z Wolverinem nie spotkali się na przyjazne pogaduszki przy filiżance popołudniowej herbatki, od pierwszej strony komiksu możemy obserwować brutalną walkę pomiędzy dwoma popularnymi herosami Marvela. Pomimo, że krwawa jatka to temat numer jeden tych zeszytów to oczywiście nie mogło zabraknąć tu śmiesznych przerywników, dowcipnych gagów oraz mistrzowskich sucharów rzucanych przed Wilsona. Wspomniałem już tą część składową albumu oceniam najsłabiej, w scenariuszu ewidentnie czegoś mi brakuje, być może jakiegoś zwrotu akcji, choć takim miało być chyba pojawienie się niespodziewanej postaci (nie zdradzam o kogo chodzi żeby nie spoilować), największym jednak mankamentem są tu rysunki. Mało detali, nieciekawe tło, dziwaczne postacie i przede wszystkim okropny Wolverine. Będąc przyzwyczajony do groźnego, męskiego Logana, który samym swoim wyglądem wzbudza strach,  kiedy zobaczyłem kreskę Pana Dillona aż pobladłem. Logan wygląda tu jak paralityk, przez brak szczegółów wygląda grzecznie i miejscami śmiesznie (i nie mówię tu o kadrach, w których występuje w wyobraźni Deadpoola, tam celowo wygląda śmiesznie).
    Deadpool #1 – 12, zdecydowanie lepsza historia i rysunki, za które odpowiadają Daniel Way scenariusz, Paco Medina i Carlo Barberi rysunki. Dwanaście świetnych zeszytów pełnych zabawnych anegdot, suchych jak pumeks dowcipów głównego bohatera, ciekawej fabuły i widowiskowych walk. A to wszystko zwieńczone naprawdę niespodziewanym zakończeniem, które stanowi podstawę do fabuły z kolejnych zeszytów innej serii komiksowej! Fabuła tej części albumu opowiada o inwazji Skrull, naprzeciw złym kosmitom staje oczywiście równie zły Deadpool, który wydawać by się mogło prowadzi totalnie chaotyczną walkę. Oczywiście finalnie okazuje się, że każdy manewr był częścią planu mającego na celu infiltracje bazy Skrull. Fabuła tych zeszytów jest o niebo lepsza od poprzednich, trzyma w napięciu i co chwile bombarduje nas gagami i rysunkami powodującymi u czytelnika salwy śmiechu. Rysunki tych zeszytów prezentują się dużo lepiej od tych autorstwa Steve`a Dilliona z Wolverine Origins, dużo detali, lepsze proporcje ciała u bohaterów, i różnorodni Skrull, którzy w wielu komiksach wyglądają jak klony. Kolejny wielki plus ode mnie, za świetny cliffhander na końcu, miodzio 😉
      Kolejną częścią albumu są zeszyty serii Thunderbolts # 130 – 131, do których scenariusz przygotował
Andy Diggle, a rysunkami zajął się Bong Dazo. Muszę przyznać, że końcówka tego albumu to mistrzowskie zwieńczenie całości. Nasz jowialny bohater postanawia odebrać co swoje po tym jak został bezczelnie wykiwany po akcji ze Skrull i bierze sobie na cel naprawdę grubą rybę. Na tyle grubą, że stać ją (rybę :P) na wynajęcie grupy Thunderbolts aby Ci poradzili sobie z rządnym zemsty najemnikiem. W skład Thunderbolts wchodzą tu: Headsman – jeśli ktoś nie kojarzy „A big, hairy, smelly, flying dude with an axe!” 😉 Tak to cytat Deadpoola :P, Black Widow, Ghost, Paladin i Ant-Man. Czyli nie lada gratka dla miłośników sporej mieszaniny bohaterów. Co wyniknie ze spotkania nieśmiertelnego najemnika z tą szajką? Możecie się spodziewać srogiej jatki przeplecionej tradycyjnymi już sucharami tytułowego bohatera. Na szczególną uwagę moim zdaniem zasługuje tu część poświęcona wyimaginowanemu w głowie Wilsona romansowi z Black Widow, ach ten niepoprawny romantyk 😀 Na koniec albumu gościnnie pojawia się Taskmaster, który pomaga Deadpoolowi w zmaganiami z Thunderbolts oraz Bullseye przebrany za Hawkeye`a xD Praktycznie wszystko, humor, fabuła i rysunki są tu lepsze niż w poprzednich zeszytach tego albumu. Niektóre kadry przyprawiają o śmiech wywołujący ból brzucha, a wartka akcja nie pozwala się oderwać od lektury nawet na moment.
   Wisienką na torcie jest dodatek specjalny, prezentujący po krótce losy naszego bohatera, oraz biograficzna notka zawierająca nie tylko historię ale i dane personalne i ogólną charakterystykę Deadpoola. Naprawdę warto poczytać.
    Na koniec mogę dodać tylko jedno, każdemu kto planuje zacząć przygodę z Deadpoolem bez wahania mogę polecić ten album.
Paweł

Share This: