WKKM. Tom 55 – Tajna Inwazja
Komiks opowiada historię wielkiej inwazji zmiennokształtnych kosmitów. Nie jest to jednak operacja, jaką zazwyczaj widzimy w filmach akcji. Nie ma co się spodziewać nagłego, nieuzasadnionego ataku przy użyciu setek statków kosmicznych. Skrulle bowiem od dawna operowały na ziemi, a dzięki swoim wyjątkowym umiejętnościom totalnie zinfiltrowały ziemskie siły. Ich elitarni wojownicy przeniknęli do S.H.I.E.L.D., S.W.O.R.D., Avengers, Fantastic Four – wszędzie tam, gdzie widziano potencjalne zagrożenie. Jak łatwo się domyślić, takie działanie pozwoliło im na zyskanie ogromnej przewagi – w końcu to oni niejednokrotnie sami podejmowali ważne dla całej ludzkości decyzje, kształtowali świat pod siebie. Kiedy bohaterom udało się zorientować w całej tej sprawie, było już za późno. Obrońcy dobra musieli stanąć do walki u boku towarzyszy, którym pierwszy raz nie mogli tak naprawdę zaufać. Jak mawiają: uważaj z kim sypiasz : )
Mini seria to za mało
Duże eventy mają to do siebie, że aby poczuć ich skalę i rozmach, należy przejrzeć co najmniej kilkadziesiąt zeszytów przeróżnych serii, które w swoich fabułach odnoszą się tej głównej, zawartej zazwyczaj w minii serii. Tak było choćby w przypadku Civil War i World War Hulk, opublikowanych w WKKM w 2014 roku. Bez tych pojedynczych epizodów zawartych w tie-inach, obie historie straciły wiele ze swojego uroku i zostały niemalże zredukowane do poziomu miałekiej bijatyki (zwłaszcza WWH). W przypadku Tajnej Inwazji sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Tu bez tie-inów niemal traci się całe sedno historii. Tym bardziej, nie wyobrażam sobie czytania tego albumu bez znajomości Civil War (a najlepiej i jego następstw) – w takim przypadku można by się kompletnie się zagubić. I to bez zmiennokształtnych kosmitów! Tato, a dlaczego Avengers, walczą z Avengers?
Taka okrojona dawka fabuły powoduje, że do czytelnika nie dociera to, co najwazniejsze. Siłą Skrulli było to, że zasiali oni zamęt w szeregach przeciwnika. Herosi stanęli przed nie lada problemem – zupełnie nie wiedzieli komu mogą zaufać. Sama główna historia nijak tego stanu rzeczy nie oddaje. W gąszczu kolejnych walk, prawdziwych tłumów superbohaterów / złoczyńców / kosmitów i totalnego zamieszania na polu bitwy (zwłaszcza podczas ostatniego starcia) ginie praktycznie cały klimat – jakby nie patrzeć – tajnej superoperacji obcych. Mało tego, brakuje w niej jednego z najważniejszych wątków! Po wydarzeniach z wojny domowej, czytelnicy dostali nową serię, będącą przejawem bezpośrednich następstw bratobójczego konfliktu – Avengers: The Initative. Jak zapewne część z nas pamięta, rząd w porozumieniu z zarejestrowanymi superbohaterami utworzył ośrodek, w którym trenowano przyszłe pokolenie „legalnych” herosów. To właśnie tzw. Inicjatywa 50 Stanów miała być zbawieniem narodu, a stała się jedną z głównych broni Skrulli. 50 drużyn rozsianych po całym kraju, a w każdej z nich potencjalne, zielone zagrożenie. Prawdziwy sukces organizacyjno-logistyczny. Tymczasem w głównej mini serii niemal zupełnie pominięto ten fakt, a czytelnika zalano falą przemocy. W Tajnej Inwazji nie czuć tajności!
Chyba nie tędy droga
Czytając ten tekst, można pomyśleć że Tajna Inwazja jest złym komiksem. Takie stwierdzenie, byłoby z mojej strony daleko idącym nadużyciem i przejawem ignorancji. Brian Michael Bendis stworzył miał kapitalny pomysł, a możliwości z niego wynikające pozwoliły na stworzenie jednego z ciekawszych i ważniejszych wydarzeń w wieloletniej historii uniwersum Marvela. Niestety zamykanie tego dzieła – tak jak w przypadku WKKM – tylko do głównej mini serii obdarło go z większości uroku.
Na pocieszenie pozostało nam tak naprawdę kilka smaczków, a największym z nich jest bez wątpienia strona graficzna. Tajna Inwazja to po prostu piękny komiks, a jego rysownikowi należy oddać mały hołd, bo wykonał kawał solidnej roboty. W tym albumie występuje kilkudziesięciu superobhaterów, w tym część w różnych (np. w przedpotopowych) strojach. Leinl Francis Yu naprawdę musiał się naharować. Plansze wypełnione są masą herosów. Artysta pokazał, że potrafi narysować praktycznie każdego bohatera.
Na specjalną uwagę zasługują również Skrulle, a raczej sceny, gdzie ich prawdziwe oblicze miesza się z ludzkim. Te kadry zrobiły na mnie ogromne wrażenie i ustąpiły tylko jednemu – rozkładówkom. Pięknych, dwustronicowych obrazków, głównie przedstawiających sceny bitwy jest tu cała masa, a uważane oglądanie ich i wskazywanie poszczególnych herosów (bądź pierwowzorów dla super Skrulli) jest radością samą w sobie.
Co z tym fantem zrobić?
Tajna Inwazja to naprawdę fajna historia, chociaż wymaga ona dość dużej wiedzy o uniwersum. Czytelnik nieobyty w temacie musi być jednak przygotowany na potrzebę lektury dodatkowej. Nie zdziwię się, jeśli przy pierwszym kontakcie z tym komiksem będzie totalnie zagubiony, a nawet uzna go za totalną bzdurę i jeden wielki bałagan. Mam jednak nadzieję, że lektura tego tomu skłoni go do nadrobienia komiksowych zaległości, bo warto. Wystarczy zacząć od Civil War, a potem samo pójdzie…
Mariusz Basaj
PS. Tak na marginesie tomy z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela możecie nabyć także w sklepie geekzone.com.pl Zajrzyjcie na ich fanpage [TU]