Suicide Squad #1 – Kicked in the Teeth

Nazywam się Floyd Lawton. Deadshot. Za chwilę umrę. Jednak zanim to zrobię, dwa szczury przegryzą się przez mój brzuch, aby uciec spod rozgrzanego wiadra. Stara, dobra metoda na wydobycie informacji z więźnia. Stara szkoła inkwizycji… ale ja się nie złamię.

Cholera, pomyśleć że wszystko zaczęło się od nieudanej roboty. Jeden schrzaniony zamach, a ledwie kilka tygodni później zostałem członkiem tajnej bandy samobójców na usługach rządu. Tak tajnej i elitarnej, że daliśmy ciała na pierwszej misji. Teraz, wraz z resztą tych poprańców, w cierpieniu czekamy na… ZAMKNIJ SIĘ SAVANT! Nic im nie mów, KRETYNIE! I tak nas zabiją. Zaraz, co jest? Światła? Waller, to ty? Ty suko! Jaki @$%! test lojalności? Zasrane tortury, a nie test! Jak to ruszamy w teren? Teraz? Ta, już zbieram dupę…

Jak mówiłem, nazywam się Deadshot, a to jest historia Task Force X.

Parszywa Dwunastka

Suicide Squad – Drużyna Samobójców. Tak nas nazywają i wiecie, co? Mają rację. Większość z nas zginie podczas którejś z misji. Od kul, od dźgnięć, a może od tych zafajdanych nano bomb, które rządowi wszyli nam w głowy, w razie gdybyśmy zapomnieli, gdzie nasze miejsce i kim jesteśmy. Kryminalistami, więźniami, dla których służba to jedyna droga do wolności. Nikt o zdrowych zmysłach nie wziąłby tej roboty. Dla nas  to szansa.

Właśnie ruszamy na naszą pierwszą, tym razem prawdziwą misję, której celem jest eksterminacja 60 tysięcy ludzi! Cały stadion został opanowany przez jakiś pomylony technowirus, który zamienił kibiców w cyber-zombie. Czyste szaleństwo!

Pewnie czułbym się lepiej, gdyby w mojej drużynie był jeszcze jeden profesjonalista. Spójrzcie na nich, przecież to banda debili. El Dibalo to szukający odkupienia, fanatyczny katolik z potencjałem, by spalić pół świata. King Shark to prawdziwa bestia, tępy ludożerca, nad którym nie można panować. Black Spider. Ten to dopiero szajbus. Były superbohater. Ta, jasne. Voltaic, nasz mały człowiek akumulator, palant. No i maskotka zespołu, prawdziwa wisienka na torcie z gówna – Harley Quinn.

Wiem tyle, że do rana co najmniej jedno z nich będzie martwe, a to dopiero początek wesołej przygody.

Gdy opada kurz, czyli rotacja zatrudnienia…

Muszę przyznać, że a robota ma swoje plusy. Na przykład nigdy nie zabraknie nam ludzi. Kiedy jedno trafi do piachu, pojawi się ktoś inny. Możliwości ogranicza tylko liczba i kaliber psychopatów w naszych więzieniach. Captain Boomerang, Yo-Yo czy nawet ta niemota Savant – jeśli będzie potrzeba, trafią w nasze szeregi. Po nich przyjdą kolejni.

„Samobójcy” to nie chwyt marketingowy, to zawód. Nawet, kurde, popularny. Dla mnie to wszystko jedno. Nieważne kto, byle bym miał odpowiednią siłę ognia. To ja jestem gwiazdą tej historii. Liczę się ja, mój układ z Waller i to, żeby nikt się nigdy nie dowiedział o Task Force X. Nasza robota nie może ujrzeć światła dziennego, niezależnie czy eksterminujemy stadion zombie, tłumimy rebelię w więzieniu czy narażamy się organizacji Basilisk, totalnej parodii Hydry. Wszystko jest tajemnicą, dlatego nikt żywy nie opuszcza Suicide Squad, a gdyby jakimś cudem tego dokonał, znajdziemy go.

Odpowiedzialność zbiorowa

Słyszałem, że głównym sprawcą tego całego zamieszania jest niejaki Adam Glass. Tak, ten od Supernatural (chociaż dopiero od 6 sezonu). Jeśli zaś chodzi o historie z kadrami i panelami, to maczał palce przy Luke Cage: Noir i Deadpoolu. Trzeba przyznać, że z trzymaniem napięcia radzi sobie całkiem, całkiem. Facet lubuje się w przemocy, spiskowaniu i zdradach. Nie wiem, kiedy zmusi mnie do tego, by zapakować kulkę w czoło cywila… lub członka mojego zespołu. Dla niego wszyscy jesteśmy jak bomby. W końcu eksplodujemy. Ponadto. wydaje mi się, że facet sporą sympatią darzy Harley, czyżby znał lepiej jej przeszłość?

Ale mniejsza o to. Glass jest cwany. Nie działa sam. Przy pakowaniu nas w to bagno pomagała mu cała grupa ludzi. Sami nazywają siebie artystami i kolorystami. Dla mnie to tacy sami psychole jak on. Widać, że się rozumieją. Przemoc ich łączy – nie żałują krwi i martwych ciał, a szczególnie jara ich to, jak King Shark może komuś odgryźć łeb. Dziwi mnie za to, jak sprawnie im tu idzie. Mieszają przy tym w tyle osób, a efekt końcowy jest mocno jednolity. Nikt się nie wychyla, nikt nie szaleje. Ot solidne rzemiosło, się dobrali.

Fucha do wzięcia od zaraz

Waller mówi, że wystarczy 5 lat służby, by wygrać wolność. Nie wiem, czy ktokolwiek da radę, ale to i tak lepsza alternatywa niż gnicie w celi Belle Reve. Ostatnia rzecz, na jaką mógłbym narzekać, to nuda. Kto wie, może przekonacie się na własnej skórze czym jest Suicide Squad? Tylko pamiętajcie, nikomu ani słowa…

*click, click, bang* DEADSHOT!

Wyznania zabójcy wysłuchał Mariusz Basaj

geek zone

PS. Pierwszy tom Sucide Squad: Kicked in the teeth możecie kupić w GeekZone.com.pl. Serdecznie polecamy zarówno tę pozycję, jak i sklep. Przy okazji dziękujemy Karolowi za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: