Ultimate Spider-Man: Śmierć Spider-Mana, zgadnijcie o czym jest ten komiks 😉 Na szczęście ten spoilerowy tytuł nie zdradza wszystkiego, co znajdziecie w tym albumie. Owszem, to co zapowiada tytuł jest głównym elementem fabuły, jednak Brian Michael Bendis w tak umiejętny sposób ją skonstruował, że znajomość zakończenia w ogóle nie wpływa na przyjemność czytania. Osobiście nigdy nie przepadałem za uniwersum Ultimate. Nowe kreacje bohaterów niezbyt przypadły mi do gustu. Mimo to uczciwie przyznaję, że opowieść o śmierci nastoletniego Petera Parkera to po prostu dobra historia, niezależnie od tego, w którym uniwersum została umiejscowiona.
Ultimate Spider-Man to alternatywna opowieść o przygodach Petera Parkera, amerykańskiego nastolatka o niezwykłych pajęczych mocach. Oczywiście jak to zwykle w Marvelu bywa, zmiana jest tylko pozorna. Tak samo jak w tradycyjnej wersji Spidera, Peter jest zwykłym nastolatkiem o dość specyficznym poczuciu humoru. Tak samo jak w świecie 616, Ultimate Spider-Man stracił ukochanego wujka Bena oraz tak samo powtarza słynną maksymę. Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Ultimate Spider-Manowi nie przyjdzie jednak dostać się na studia, ani ożenić się z Mary Jane. Śmierć Spider-Mana opowiada o chłopaku, który stara się dorównać swoim idolom. Swoimi wcześniejszymi wyczynami (których nie przyszło nam oglądać w WKKM) przyciągnął uwagę takich ważniaków jak Kapitan Ameryka i Iron Man, którzy postanowili przeszkolić nastolatka w profesjonalnym superbohaterstwie. Niestety na drodze szkolenia co chwile stawały jakieś bardzo istotne wydarzenia i starsi koledzy w superbohaterskim fachu nie zdążyli młodego Petera nauczyć zbyt wiele. A szkoda, gdyby znaleźli więcej czasu może ten album nosiły inny tytuł.
82 cześć Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela to druga z kolei historia, w której żegnamy ważną postać ze świata Marvela. Opowieść o Spider-Manie mocno różni się od albumu, w którym byliśmy świadkami śmierci Kapitana Marvela. Największą różnicą jest fakt, że Śmierć Kapitana Marvela to sentymentalny komiks, w którym powoli, razem z głównym bohaterem zmierzamy do nieuniknionego finału. Z każdym kadrem jesteśmy tak jak Mar-Vell coraz bardziej gotowi na to co ma się stać. Śmierć Spider-Mana to zupełnie inny komiks. Peter Parker nie umiera z powodu choroby, umiera po walce ze śmiertelnym wrogiem, umiera po spełnieniu najważniejszego zadania z jakim przyszło się mu zmierzyć. Jego śmierć nie jest powolna jak w przypadku Kapitana Marvela, następuje ona w wyniku brutalnej walki. Obie sceny odejścia bohatera, których niedawno byliśmy świadkami były bardzo poruszające. Emocje towarzyszące przyjaciołom zmarłych bardzo łatwo udzielają się czytelnikowi, a samo pożegnanie bohatera wzbudza żal. Śmierć Petera Parkera porusza tak bardzo ponieważ jest to śmierć na zawsze (jakkolwiek głupio by to nie brzmiało). Peter Parker nie został w żaden nadnaturalny sposób wskrzeszony, nikt nie cofnął czasu, ani nie okazało się, że opisane wydarzenia to tylko zły sen. Peter Parker is gone. Oczywiście nie oznacza to, że Spider-Mana już nie zobaczymy. Scenarzysta uśmiercając Petera zrobił miejsce dla nowego nastolatka, który wcieli się w rolę pajęczego bohatera. Obyśmy zobaczyli go w akcji, w którymś z 38 pozostałych komiksów kolekcji.
Graficznie album stoi na wysokim poziomie, choć mi osobiście niezbyt przypadł do gustu zaprezentowany kreskówkowy styl. Pochwalić należy bardzo żywe kolory, które nadają życia rysunkom oraz kadry ukazujące walkę. Dynamika i agresja postaci została bardzo sprawnie oddana dzięki czemu sceny walki naprawdę wciągają.