ABC Warriors. Czarna Dziura (wydanie II) – recenzja

ABC Warriors: Czarna Dziura (wyd. II)

ABC Warriors. Czarna Dziura to pierwszy komiks z katalogu Studio Lain. Przypomnę tylko, że to małe wydawnictwo swoje nakłady ogranicza do 500 sztuk, w związku z czym pierwsze wydanie z 2014 roku od jest już od dawna niedostępne. Na szczęście z okazji przyjazdu jednego z rysowników tego albumu, supergwiazdy, jaką jest w naszym kraju Simon Bisley, pozycja doczekała się wznowienia. W skrócie ABC Warriors to grupa robotów bojowych, w której nazwie każda litera ma swoje znaczenie.

A jak Apokalipsa

Historia zaczyna się tak, jak to mają w zwyczaju historie o genezie grup bohaterów. Tak jak zwykle, żeby nie powiedzieć sztampowo. Ludzkości zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, które zażegnać może tylko powstająca grupa. Z typowego punktu wyjścia Pat Mills kreuje fabułę na kilku poziomach, w których apokalipsa objawia się nie tylko jako zjawisko mające na celu zniszczenie planety.

Przedstawiana jest także deprawacja terran (jak nazywani są tutaj ludzie), sami doprowadzający do swojego upadku. Wątkom towarzyszą nawiązania do biblijnej Apokalipsy św. Jana, czerpiąc z niej m.in. symbolikę liczb (siedem robotów jak liczba aniołów apokalipsy), czy imion (Abaddon jako król szarańczy i władcy czeluści). W tej opowieści to roboty jawią się jako podmioty moralne wygłaszające sąd nad ludzkością i wskazujące na absurdy rozwoju ich cywilizacji śmierci.

ABC Warriors - Czarna Dziura

B jak Brama Niebios

ABC Warriors: Czarna Dziura (wyd. II)

Bramą niebios, matką, jest Terra, na której powierzchni wybudowano sztuczną czarną dziurę. Wynalazek ten pozwolił ludzkości na dalekie podróże i umożliwił odległe podboje. Podczas gdy Czarna Dziura służy do wykonania skoku, Biała pełni funkcję wrót do powrotu. Bardzo interesująca wizja malująca alternatywę do nieskończenie długich podróży międzygwiezdnych. Jakże miałkie wydają się dokonania człowieka w takiej perspektywie.

Na razie najdalej postawiliśmy nogę na Księżycu, choć od kilku lat wyobraźnie elektryzuje dość odległa wizja kolonii na Marsie. Jest to przecież tylko nasze podwórko. Co prawda wizja zniszczenia naszego świata zdaje się w tej chwili odległa. Słońce zdaje mieć się dobrze, planecie poza człowiekiem nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo. A co, jeśli trzeba będzie kiedyś uciekać? Kolonia na Marsie, a może Europa? Czy może ludzie odkryją kiedyś drogę na skróty, aby opuścić Układ Słoneczny?

C jak Czerń… i biel

Komiks wykonany jest w technice czarno-białej, nie ma to jednak przełożenia na samą historię. Mimo że sam cel wojowników jest prosty, trudno jest odróżnić dobro od zła. Zaobserwować można, że wybawiciele traktowani są jak przestępcy. Scenarzysta Pat Mills bawi się koncepcją, miesza, doprowadza do wewnętrznego podziału grupy, zmiany ról i ostatecznego wygnania.

Doskonale także pokazuje relację między człowiekiem a maszyną, tworząc symbolicznie chiński znak równowagi. Z jednej strony robot Hammerstein z zaprogramowanymi uczuciami i mechanicznym sercem, pragnący być człowiekiem. A z drugiej strony Terri wychowana między Mekanikami, której mięśnie działają niczym naoliwione sprężyny. Wyuczona, by nie odczuwać bólu, dąży do fizycznego ideału, jakim jest maszyna. Ta tragiczna, niemożliwa miłość ma swój dramatyczny finał, wynikający z ukrywanej niczym piętno kruchości jednostki.

ABC Warriors. Czarna Dziura – Simon Bisley i S.M.S

Historia zilustrowana jest przez dwóch rysowników. Wspomnianego już wcześniej Simona Bisleya, uzupełnia S.M.S. o którym dowiadujemy się, że mieszka w Lancashire w domu większym wewnątrz niż na zewnątrz. Na początku albumu, bez czytania stopki opowieści, wyraźnie można określić, kto akurat ilustruje historię. Przyznam, że z korzyścią dla drugiego rysownika. Z czasem różnice się zacierają. Widać, że współpraca nad Czarną Dziurą wyszła Bisleyowi na dobre, pozwalając mu rozwinąć warsztat.

Zajrzyjcie też co o komiksie ABC Warriors. Czarna Dziura sądzi o tym komiksie Paweł (link o TU), który miał szczęście nabyć pierwsze wydanie. Czy są jakieś różnice? Sama zawartość komiksu pozostała niezmienna, przygotowano za to okładkę z nową grafiką. Czy warto posiadać obie wersje? Raczej nie, chyba że ktoś lubi zdobywać różne warianty okładkowe. No, albo w przypadku, gdy ktoś jest psycho fanem Simona Bisleya.

Sylwester

Share This: