ABC Warriors: Wojna Volgańska Tom I – recenzja
W przeciwieństwie do co poniektórych małych polskich wydawnictw komiksowych, Studio Lain radzi sobie świetnie. Ich oferta wciąż się poszerza, choć rzadko wychodzi poza ramy brytyjskiego 2000AD. Niespecjalnie mi to przeszkadza, jest to pewna nisza, do której inni, więksi gracze zdecydowanie za rzadko zaglądają. A Studio Lain, przyśpieszając kroku, powiększa stertę wstydu dużych, ładnych tomików na moim stoliku. Wstyd. Dzisiaj kieruję wzrok na ABC Warriors: Wojna Volgańska Tom I, którego autorami są Pat Mills oraz Clint Langley. Jest to drugi po Czarnej Dziurze komiks o wojennych robotach, oba dzielą lata świetlne, ale o tym poniżej.
ABC Warriors: Wojna Volgańska Tom I kontra Czarna Dziura
Jeżeli, podobnie jak mojemu redakcyjnemu koledze, Czarna Dziura niespecjalnie przypadła Wam do gust, ABC Warriors: Wojna Volgańska Tom I to pozycja, która umożliwi Wam polubienie drużyny robotów. Drugi album wydany przez Studio Lain stoi w całkowitej opozycji do pierwszego zbioru. Natłok postaci, powodujący zawrót głowy i niemożność skupienia się na kimkolwiek, zastępuje selektywna narracja, przeznaczona dla jednego bohatera. Czarno-białe rysunki zostały wyparte grafikami w pełnym kolorze. Epickość ścieka z każdej kartki, często roboty rozpychają się na pełną lub na sąsiadujące strony. Clint Langley nie pozwala rozczarować się czytelnikom, którzy sięgnęli po ten komiks widząc tylko okładkę. Każdy kadr komiksu nie ustępuje grafice z fasady i każdy mógłby się tam znaleźć. Warstwa graficzna może się podobać, ale czy tak powinien wyglądać komiks? Gdzie rysunki, tusz i kreska? Tutaj tego brak.
Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę
Przy okazji odstawienia kolegi do szpitala dla czubków (znajdującego się na Marsie), jesteśmy świadkami wojennych retrospekcji. Czy to kolor planety, czy refleksja przy pożegnaniu z kompanem sprawiły, że ABC Warriors cofają się wspomnieniami do czasów świetności. Tak jak pisałem, nie uświadczymy grupowej rozwałki, poznajemy solowe poczynania w Wojnie Volgańskiej i próby unicestwienia Ikony, krwiożerczej mechanicznej bestii z sierpem i młotem w ręku. Na dodatek, w pierwszym tomie zmieściły się tylko opowieści Hammersteina, Mongrola i Joego Pineapllesa. Nie zostaje też odkryta tajemnica chodzącego miotacza ognia, jakim jest Zippo. Na dokończenie historii przyjdzie poczekać, ale spokojnie, drugi tom w planach. To co mnie uderzyło przy lekturze, a na co nie wpadłem przez tyle lat, to zestawienie Marsa z komunistami. Czy rzeczywiście pod podszewką inwazji z czerwonej planety czai się strach przed inwazją z Rosji? Tego nie wiem, ale wydaję mi się to wysoce prawdopodobne. W ABC Warriors: Wojna Volgańska Tom I poznajemy pełny arsenał rosyjskich maszyn. A są one wielkie, brutalne… i odporne na mróz.
Trudno ocenić historię, której doświadczyło się w połowie. Wojna Volgańska na pewno ma swoje mocne strony, trudno jednak ocenić co wyłoni się z pootwieranych drzwi. No i może dowiemy się kim jest Zippo. Czego mi brakuje przede wszystkim? Kooperacji, choć, nie powiem, wolę czarno-białe rysunki. Tymczasem czas oczekiwania na drugi tom Wojny Volkańskiej osłodzi wiele dobra od Studia Lain.
Sylwester