Barras II – recenzja
Ostatnimi czasy dużą przyjemność sprawiają mi komiksy realizowane w technice czarno-białej. Po przestudiowaniu oferty Studia Lain (polecam Skizz – jest super!) nadeszła pora Barras II (moją opinię o pierwszej części znajdziecie TU). Czy po wystygnięciu emocji związanych z nową serią opowieść o argentyńskich pseudokibicach wciąga i zaskakuje? Czy wydawnictwo Mandioca wyda całą serię zgodnie z obietnicami? Wkrótce się przekonamy. Tymczasem poniżej wrażenia z lektury.
Co w artykule?
Polacy – nic się nie stało
Na szczęście w niepamięć odchodzą żałosne popisy polskich piłkarzy, którzy kaleczyli różne imprezy sportowe na czele z mundialem. Aż wstyd przyznać było, że piłka nożna to nasz sport narodowy. Już zaczęliśmy nawet odnosić większe sukcesy w innych dziedzinach sportu jak chociażby w piłce ręcznej. Nasza futbolowa drużyna w porównaniu do szczypiornistów, czy dawnych składów, wypada karykaturalnie. Śmiać się nie ma z czego. Raczej przychodziły same gorzkie refleksje.
Na kartkach Barras II też nie jest do śmiechu. Mimo to kreska w tym albumie, a dokładniej zeszycie, przypomina swoim charakterem wykrzywione i ośmieszające rysunki. Autor przenosi w ten sposób akcent od groźnych ultrasów w nieco delikatniejsze rejony. I gdy już można by pomyśleć, że pseudokibice są w ten sposób ośmieszani, w porachunkach odcinane są palce. Ostro!
Murale – broń (do)słowna
Twarde karki, umięśnione łapy i puszka Rocket Fuel wystająca ze spodni z trzema paskami. Do tego odpowiedni oręż. Może nim się stać kij baseballowy (mimo że to zgoła inny sport), stłuczona butelka, czy chociażby wyrwane krzesełko, a słyszałem nawet o użyciu kratki ściekowej. Wszystko zależy od tego, czy właściwej broni brak. A przypomnijmy, że w pierwszym zeszycie Barras nagle wszystkie klamki zniknęły z horyzontu. Kreatywność ekipy Indian doprowadziła do użycia pewnego starego pistoletu, który doprowadza do odwrotu wrogo nastawionej ekipy.
Przecież najgroźniejszą bronią kibiców są słowa. I mimo że bluzgów nie brakuje, to właśnie w zwrotach podobnych do tych z polskich murali jest największa moc. Bo z kibicami nie ma żartów, tak jak w hasłach tupu: „ŁKS macza herbatniki w nocniku”, albo „Widzew nosi buty na rzepę!!!”, czy też jedno z moich ulubionych: „RTS myśli, że trwała to maczanie łba w gipsie”.
W barwach klubu Barras II
Barwy klubu dla kibica są, jasna sprawa, najważniejsze. Na trybunach w rytm oprawy imprezy falują kolorowi fani. Pomalowani, obwieszeni szalikami, w czapkach na głowach i z flagami w rękach. Możemy zajrzeć także na trybunę w Barras II, gdzie Indianie gotują się do wybiegnięcia na murawę.
W natłoku wydarzeń przeoczony zostaje Gruby, którego koledzy mylą z zawieszoną flagą. W końcu cierpliwość strzela niczym naciągnięta guma od majtek. I mimo że przez wybryki ekipy ich ukochana drużyna traci punkty, i to w końcowych minutach meczu, to i tak już nic ich nie może powstrzymać. Ze swojej strony żałuję, że to jedyne i to dość liche nawiązanie do piłki nożnej. Fabuła koncentruje się na samej ekipie, pomijając dość okrutnie sport. Szkoda. A o tym, co wydarzyło się później, napiszę już wkrótce.
Sylwester
Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie egzemplarza do recenzji.