Detective Comics Tony’ego S. Daniel na tle genialnego Trybunału Sów Scotta Snydera wypadało naprawdę blado (więcej tu – KLIK). O ile w pierwszej części mogliśmy dopatrzeć się kilku dobrych lub przynajmniej solidnych fragmentów, o tyle Techniki Zastraszania to jedna z dwóch najsłabszych pozycji Nowego DC Comics wydanego przez Egmont (drugi tytuł to oczywiście Superman. Kuloodporny). Nikogo nie powinno zatem dziwić, że serią zajęła się inna ekipa z Johnem Laymanem i Jasonem Fabokiem na czele, a czytelnikom przyszło poznać „Batman. Detective Comics. Imperium Pingwina”.
Albumowi „Batman. Detective Comics. Imperium Pingwina” muszę przyznać jedno, zaczyna się w kapitalny sposób. Jeden z ośrodków dziecięcych w Gotham City ma nosić imię Marthy Wayne. Gościem specjalnym tej podniosłej uroczystości jest oczywiście Bruce. Ten jednak jak zwykle jest bardzo zajęty, a na miejscu pojawia się na ostatnią chwilę. Jednocześnie fakt ten nie pasuje Cobblepotowi, którzy szuka sposobu na umocnienie swojej pozycji w mieście. Ba, nawet chce żeby ludzie go pokochali! Jak łatwo się domyślić, stosuje w tym celu dosyć wyszukane metody. Dość powiedzieć, że na początek planuje zamach na znanego milionera i wynajmuje do tego Ghost Dragons. W ostatniej chwili zmienia jednak plany, a sprawy zaczynają się przyjemnie komplikować…
Żeby było ciekawiej, to szybko okazuje się że Oscar Cobblepot nie jest tak niedotykalny, jakby mogło się wydawać. Interesujące jest to, że z każdym kolejnym kadrem fabuła zaczyna się coraz bardziej skupiać na kimś innym (aczkolwiek z otoczenia lokalnego bossa) – na Pingwinie. KOLEJNYM. Cesarskim. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to co najmniej głupio, ale tłumacz nie miał innego wyboru, bo postać w oryginale nazywa się Emperor Penguin, ale to nieważne… Dużo ważniejsze jest to, że konflikt w mrocznym mieście rozgrywany jest na kilku płaszczyznach przez kilku potężnych graczy. W dodatku możemy wpaść na kilku starych (Zsasz, Joker), jak i nowych (Merrymaker) znajomych. Kolejną istotną kwestią jest fakt, że Detective Comics vol. 3 Imperium Pingiwna nie stanowi skończonej, zamkniętej fabuły, a na jego kontynuację przyjdzie nam trochę poczekać. Szczerze? Z chęcią sięgnę po kolejny tom! Przecież tyle wątków pozostało nierozwiązanych.
Za oprawę graficzną „Batman. Detective Comics. Imperium Pingwina” odpowiada spora grupka artystów. Rysunkami zajęli się Jason Fabok, Andy Clarke, Henrik Jonssoni Sandu Florea, a kolorami Jeromy Cox i Blond. Chciałbym zwrócić Waszą uwagę właśnie na tego pierwszego. Raz, że to młody twórca (rocznik 1985), dwa że odwalił kawał dobrej roboty. Spójrzcie chociażby na okładkę! Zresztą jego rysunki mogliście zobaczyć już we wspomnianym wcześniej Mieście Sów, a obecnie pojawia się w kolejnym dobrym, nietoperzowym komiksie – Batman Eternal. Czekam na jego kolejne występy. Ogromne wyrazy uznania należą się także kolorystom, zwłaszcza Cox’owi.
Ekipa Layman – Fabok – Cox zrobiła coś, co wydawało się niemożliwe. Odratowała przeciętną (a miejscami nawet gorzej niż przeciętną) serię. Panowie zrobili to w bardzo dobrym, solidnym, aczkolwiek nie jakimś wyjątkowo genialnym stylu. Imperium Pingwina to bezsprzecznie najlepsza z dotychczasowych pozycji (The New 52) Detective Comics. Jeśli, pisząc o poprzednich tomach, mówiłem że to raczej zakupy tylko dla fanów, o tyle trójeczkę polecam (niemal) wszystkim. Może nie jest to jeszcze Trybunał Sów, jednak nie powinniście czuć się zawiedzeni…
Mariusz Basaj
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginalny: Batman. Detective Comics v. 3: Emperor Peguin