Batman/Spawn – no nareszcie!!!
Wokół tytułu Batman/Spawn orbitują same kultowe satelity. Obu bohaterów ma swoich miłośników w naszym kraju, z tym że jedni ciągle dostają nowe ciasteczka do spałaszowania, a drudzy są całkowicie wygłodzeni. W środku same wielkie nazwiska. Todd McFarlane, Greg Capullo, Frank Miller, Klaus Janson, Alan Grant, by przytoczyć te najważniejsze. To co by się jeszcze przydało? A no może jakaś sensowna historia trzymająca się kupy, bo niestety scenariusze wszystkich trzech epizodów to takie średniaki i to raczej z dolnego centyla.
Co w artykule?
O matko! Uwielbiałem kiedyś Spawna!
Osobiście należę do grona wielkich zwolenników Spawna, TM-Semic w doskonałym momencie ściągnął tę postać do Polski, bo udało się podsycić zdychające zainteresowanie amerykańskimi komiksami. Przez wiele lat kupowałem The Amazing Spider-Man, w połowie Maximum Carnage przestałem, ale w miejsce Pająka wskoczył inny superbohater. Piekielny, odziany w czerwoną pelerynę i poowijany łańcuchami. A rysował go nie kto inny jak Todd McFarlane, którego ilustracje wprost uwielbiałem.
Do serii ze Spawnem podchodziłem kilka razy, najpierw od początku. Później wpadł mi w ręce któryś z numerów rysowanych przez Grega Capullo, no i jeszcze elektronicznie, edycji Mandragory nie zaliczyłem, ale kupiłem oryginalny, pierwszy tom zbiorczy z serii Origins Collection. Czy taka lub może edycja Spawn Compendium przyjęłaby się u nas na rynku, czy jednak zdechłaby po pierwszym tomie? Czy wygłodzeni fani postaci McFarlane’a stwierdziliby, że za dzieciaka to czytało się świetnie, ale po latach to już nie to? Potrójny crossover Batman/Spawn pozwala nieco zdać sobie sprawę, jak to jest z tym piekielnym pomiotem, ale nie tak w pełni.
W grubej oprawie znalazły się trzy historie i to ułożone w odwrotnej chronologii, czyli najpierw mamy najświeższą z 2022 roku, później wjeżdża War Devil, a na koniec dopiero znalazł się Spawn/Batman z 1994 roku. Niestety trudno powiedzieć coś o tych historiach, bo zostały powiązane z konkretnymi zeszytami głównych serii, no może poza tą środkową. Niemniej w każdej z nich dochodzi do spotkania dwóch niezwykle brutalnych obrońców uciśnionych, odzianych w peleryny. Za każdym razem najpierw dochodzi do okładania po mordach, a dopiero w drugiej kolejności do zadawania pytań. Później jest czas na krótkie przymierze, po czym następuje szorstkie pożegnanie. Aha, w scenariuszu Franka Millera znalazł się Batman z uniwersum Mrocznego Rycerza, także nie należy się dziwić, że nie ma ciągłości crossoverów wpisanych w pamięć bohaterów.
Mistrzowskie pisanki
Może przynajmniej jest na co popatrzeć? Otóż tak, każda historia została stworzona przez inną ekipę twórczą, przez co każda z opowieści ma do zaoferowana coś wyjątkowego. Warto zaznaczyć, że w jednym albumie znalazło się spore grono artystów, którzy z Batmanem mieli wiele wspólnego, bo tworzyli jego przygody w różnych latach i momentach swojej komiksowej kariery. Najgorzej mi podszedł War Devil zilustrowany przez Klausa Jansona, który poleciał stylem z lat 80., no bo w sumie jak inaczej miał to zrobić. Z Frankiem Millerem robili cuda w Daredevilu, tu jednak jest mocno średnio, choć dla zwolenników trochę starszych komiksów może to być uczta.
Bulwiaste ryje McFarlane’a nieco mi zbrzydły przez te lata, tak samo, jak chaotyczne kadrowanie wraz z przypadkowymi sekwencjami, co może i stwarza pozór dynamiki, ale jest też wyrazem braku warsztatu. Niemniej, za co lubię tego rysownika to ilość szczegółów, a trzeba przyznać, że jego plansze całkiem nieźle się prezentują mimo upływu lat. Czy moje oko spowija melancholia zakrywająca niedostatki tego komiksu? W pewnym stopniu na pewno.
Najnowsza odsłona – najładniejsza
Najlepiej graficznie zaprezentował się Grego Capullo, któremu tusz nakładał McFarlane (i nie popsuł), a Dave McCaig nałożył kolory. Nowocześnie, z rozmachem, dużo mroku, plansze nie pstrzą się jak paw na widok byle samiczki. Trochę żałuję, że odbiór psuje mi nieznajomość wątku Trybunału Sów, co nieco rekompensuje zestawienie klasycznych definicji obu postaci i ponowne użycie schematu walki, w której Spawn musi walczyć bez magicznych mocy, przez co dostaje srogie bęcki od Batmana.
Pierwsze crossover ważne było z jednego powodu. Spawn powrócił z przygody z batarangiem w ryju i od tego momentu latał z blizną związaną sznurówką ze znalezionego w koszu na śmieci trampka. Chyba działa tu zasada, że to, co niedostępne roztacza aurę tajemniczości, a czy jest to dobre, czy takie sobie to już poboczna kwestia.
Aha, album ma 280 stron, ale tylko 2/3 to komiksy. Reszta to bardzo bogata galeria składająca się z okładek i oryginalnych planszy, nie ma tylko stron z najstarszej historii. Jak ktoś to lubi to spoko, ja bym się bez tego obszedł. Można było powiększyć pin-upy zatytułowane Batman/Spawn. Inner Demons, bo są naprawdę niezłe, widziałem je kiedyś w necie. A tak fajne ilustracje dostały po ćwierć strony. Czy ktoś złapie się za barki ze Spawnem? Szczerze wątpię, ale jakby jednak, to i tak tam zajrzę.
Spawn/Batman
Scenarzysta: Frank Miller
Rysunki: Todd McFarlane
Kolory: Steve Oliff, Olyoptics
Batman/Spawn. War Devil
Scenarzysta: Doug Moech, Chuck Dixon, Alan Grant
Rysunki: Klaus Janson
Kolory: Klaus Janson, Steve Buccellato
Batman/Spawn
Scenarzysta: Todd McFarlane
Rysunki: Greg Capullo
Tusz: Todd McFarlane
Kolory: Dave McCaig
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 280
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Wydawnictwo: Egmont