Biały Orzeł #13 Kroniki Konfliktu 4/4
Drugą zeszytówką, która wpadła mi w ręce razem z Nieustraszonym Szpakiem (o którym pisałem TU), był Biały Orzeł #13 Kroniki Konfliktu 4/4. O ile rzeczywiście do wydań zeszytowych mam sentyment, przeczytałem ich dziesiątki w latach pacholęcych i głównie z tym beztroskim czasem mi się kojarzą, to przy okazji recenzowania Szpaka spod mgiełki nostalgii zaczęła przebijać gorzka refleksja. Wśród polskich bohaterów komiksowych, tych biegających w ciasnych gaciach lub zakładających majtki na spodnie, tudzież posiadających supermoce, jest niewielu. Wiadomo, w czasach komuny wszystko co proamerykańskie było passe, nawet nie wypadało używać kojarzącego się z landem hamburgerów słowa „komiks”. Później rynek zalały przedruki od TM-Semic, a tworzenie nowego bohatera od zera to niełatwe zadanie.
Pierwszy lot
Biały Orzeł to żadna nowość na polskim rynku, bohater pojawił się już dwanaście razy, sygnowany przez Wydawnictwo Wizuale, wykonując Pierwszy Lot w 2012 roku. Kolejne, wyegzekwowane w następstwie, to małe kroki, poszerzające świat tego superbohatera. Wiadomo, zawrotne tempo, do którego przyzwyczaiły nas ogromne komiksowe koncerny ze Stanów Zjednoczonych, to nie jest, ale i tak jest to godny wynik. Trzynasty zeszyt sygnuje Wydawnictwo Ultimate Comics, z tego miejsca szczerze gratuluję ekipie z Zielonej Góry. Tak jak w przypadku Szpaka, Orzeł otrzymał warianty okładkowe, tym razem jest ich cztery: A, B, C — edycja Gildia „Syrena” oraz D — edycja Atom Comics. W wariancie B, który trzymam w ręku, z tyłu widnieje czarno-biała wersja okładki, jako taki smaczek. Aha, nowy wydawca oprócz najnowszego zeszytu zajmuje się dystrybucją pozostałych i wznowił pierwszy numer, również w czterech wariantach okładkowych. Brawo, tak to się robi!
Kto Ty jesteś?
Śmiało można rzec, że Biały Orzeł to najbardziej polski z polskich superbohaterów, choć pewnie o to miano kilku mogłoby z nim konkurować, na czele z Janem Hardym. Idea owinięcia herosa w barwy narodowe jest tak stara, jak stare są komiksy. Marvel uskutecznił taki proceder już na samym początku swojej wydawniczej przygody, w niecałe dwa lata po tym, jak zaczął publikować superbohaterskie historie. Choć Biały Orzeł przypomina wyglądem bardziej Kapitana Brytanię, to śmiało można nazwać go polskim Kapitanem Ameryką. Patriotyczny wydźwięk pobrzękuje w przydomku bohatera, rezonując z Godłem Polski wywodzącym się z dynastycznego herbu Piastów.
Jaki znak Twój?
Biały Orzeł od lat powstaje w komitywie braci Kmiołków, Macieja i Adama. Jego warstwa graficzna to w pełni profesjonalna robota, która spokojnie mogłaby być sygnowana przez Marvela albo DC. Mimo patriotycznego zabarwienia, omawiany komiks pod względem technicznym jest na wskroś amerykański. Kreska, którą znajdziemy w Orle, osobiście kojarzy mi się najbardziej z Erikiem Larsem, odpowiedzialnym za rysunki do Spider-Mana w połowie lat 90. (powroty i zemsty Złowieszczej Szóstki – miodzio) i który to, jako jeden z uciekających szczurów z tonącego okrętu, założył razem z Toddem McFarlanem wydawnictwo Image. Zresztą Syrena to wypisz wymaluj Witchblade po nieznacznym liftingu.
Na kartkach Białego Orła znajdziemy wszystko, co muszą mieć komiksy superbohaterskie. Dynamizm, gęste kreskowanie i splash pejdże podkreślające siłę uderzeń i dramaturgię wydarzeń. Bardzo ładnie wypada też patent używany m.in. przez Franka Millera z obrazowaniem błyskawicznych ruchów postaci poprzez powielenie jej na jednym kadrze.
Biały Orzeł #13 Kroniki Konfliktu 4/4
To dokończenie czteroczęściowej historii, w której oprócz polskiego superbohatera znajdziemy jeszcze Syrenę, Górala i Superżołnierza, a swoje tajemnicze pojawienie zalicza też pewien dziwny rycerz w czerwonym kostiumie, opatulony płaszczem i nie jest to Spawn. Bohaterowie ścierają się z Zygfrydem i jego potworami przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, w pełnym akcji, walki i dynamizmu dokończeniu historii.
W związku z powyższym nie dowiemy się zbytnio, co doprowadziło bohaterów do tego miejsca i jakie są ich podstawy do działania. Za to na chwilę cofamy się do samego początku Białego Orła, aby do genezy superbohatera dodać jeszcze kilka kropel tajemnicy. Wcześniej obcowałem jedynie z pierwszym zeszytem serii i z tego, co pamiętam, ten polski heros latał w inny sposób niż teraz. Nieco przywodzi mi to czasy z dzieciństwa, w którym przez wątpliwą dostępność kupowało się w kiosku to, co akurat dowieziono. Ciągłość większości serii była tylko marzeniem, mnogą ilość aspektów trzeba było sobie dopowiadać.
Bardzo miło obcowało mi się z oboma zeszytami, choć ze względu na emocjonalną końcówkę bardziej czekam na drugi zeszyt Nieustraszonego Szpaka. Jeżeli chodzi o Białego Orła, czuje się zdyscyplinowany, aby doczytać poprzednie przygody, chociażby trzy wcześniejsze zeszyty prowadzące do konkluzji w numerze trzynastym. Czy Ultimate Comics to dobry, nowy początek dla tych serii? Wierzę, że tak i życzę ekipie powodzenia!
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Ultimate Comics za udostępnienie egzemplarzy recenzenckich.