Castaka
Rozpoczęcie lektury Jodorowskiego przypomina wejście do naprawdę świetnej, tajskiej restauracji. Z góry postanawiasz wziąć w niej specjalność kucharza. Wiesz, że będzie dobrze, wiesz, ze będzie dziwnie. Za cholerę nie wiesz jednak, czy będzie Ci smakowało.
Wypada zaznaczyć, że Castaka, to moje pierwsze podejście do uniwersum Incala. To, z polskich wydań obejmuje również serie Kasta Metabaronów, Technokapłani i Megalex.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest wspaniałe wydanie. Niezależnie od tego, co będzie dalej – to się po prostu fantastycznie trzyma w rękach.
Castakę czyta się znakomicie. Jodorowsky zabiera nas nie tylko do innego świata. Zdaje się już w samej formie stanowić silną alternatywę dla mainstreamu. Lekturę Castaki łatwiej przyrównać do legend i mitów, niż jakiegokolwiek innego komiksu. Nie chodzi tylko rozmach, z jakim napisano powieść, lecz także
Castaka, to opowieść o honorze i dumie. To indiańska legenda przeniesiona w realia brutalnego science fiction. Opowiada historię tytułowego rodu, dla którego odwaga i poświęcenie wydają się jedynym i niepodważalnym sensem istnienia. To pełna i bardzo sycąca lektura. Mnóstwo tu fantastycznych smaczków, szalonych, okrutnych i obrzydliwych detali. Szczególnie zapada w pamięć wizja jedynego, płodnego samca, który ostaje się na planecie. Przez całe lata uprawia seks przynajmniej trzy razy dziennie. To jak przekleństwo i błogosławieństwo w jednym, a wizja tyleż szalona, co zajmująca.
Jedyne, co uwiera w historii, to szczegóły, których błahość ciężko tłumaczyć konwencją. Są
Choć zwykle marudziłbym także w temacie zbyt wartkiego tempa akcji, które nie pozostawia zbyt wiele pola na rozbudowanie poszczególnych postaci, w tym wypadku broni się konwencja. Nie utożsamimy się z bohaterami, ba, nie poznamy ich nawet dobrze, lecz nie tego należy oczekiwać czytając historię powstania rodu Castaków. Mówi się, że amerykańskie komiksy to współczesna mitologia. Nie, nie… TO jest współczesna mitologia.
Z tajskiej restauracji wyszedłem najedzony. Nie do końca wiem, co było w tych sajgonkach. Z tyłu głowy wibruje niejasne przeczucie, że mogły to być robaki w miodzie. Najważniejsze, że smakowało, było inne i nasyciło głód. Wrócę po więcej.
Józek Śliwiński
Dziękujemy sklepowi Geek Zone za udostępnienie komiksu oraz Józkowi za jego zrecenzowanie 🙂