Catwoman. Samotne miasto – kolejny udany elseworld… Batmana (ale bez niego)
Przy okazji Zagłady Gotham pisałem, że Batmanowi dobrze wchodzą wszelkiego rodzaju elseworldy (więcej tu – klik), czyli wariacje zakładające, że coś w historii potoczyło się inaczej. Catwoman. Samotne miasto jest w zasadzie dowodem na poparcie tej tezy, niby główną bohaterką jest tu Selina Kyle, ale tylko dlatego, że Bruce Wayne wraz ze swoim alter ego został brutalnie zepchnięty ze sceny podczas tragicznego wydarzenia nazywanego Nocą Błazna.
Co w artykule?
Stara… ekhem… doświadczona Catwoman
Cliff Chiang (być może znacie go jako rysownika Paper Girls albo Wonder Woman) świetnie dobiera punkt, z którego wyprowadza fabułę. Selina Kyle wychodzi właśnie odsiadkę, lata młodości ma za sobą, a wszystko dlatego, że została kozłem ofiarnym za wydarzenia z Nocy Błazna. Tak jakby to, że przeżyła, było jakimś przestępstwem, a utrata bliskich osób to za mała kara.
W Gotham nastały nowe porządki, miastem rządzi nie kto inny, a Harvey Dent, zwany Two-Facem, chociaż niesławną monetę zabezpieczył pod kloszem i kieruje się dobrem mieszkańców. Niemniej trzyma miasto pod obcasem buta policyjnego, do czego służy specjalna i uzbrojona po zęby jednostka, a każdy mieszkaniec powinien nosić G-band, urządzenie z zakodowanymi informacjami osobistymi, łatwe do sczytania przez organy pilnujące porządku. Czytaj zamordyzm i miasto policyjne.
Napięcie przed wyborami
Nadto zbliżają się wybory, a kontrkandydatką Denta jest nie kto inny, a Barbara Gordon. Początkowo przewaga obecnego burmistrza jest druzgocząca, ale to zaczyna się zmieniać za sprawą Seliny Kyle, która szybko wpada w kłopoty i której wcale nie uśmiecha się podporządkowywanie restrykcyjnym prawom. No i jeszcze nękają ją duchy przeszłości, które wyzwalają pasmo retrospekcji, w których autor ujawnia przyczyny i skutki Nocy Błazna. Powoli, ale sukcesywnie, tak aby trzymać czytelnika w niepewności aż do samego końca.
Do rozwiązania jest kilka zagadek, do odkrycia jest przyczyna śmierci Batmana, Nightwinga, komisarza Gordona i Jokera. W uszach bohaterki dzwoni też ostatnie słowo Człowieka Nietoperza – „Orfeusz” (i co jasne, nie trzeba szukać Sandmana, ani nikogo ze Śnienia). Jest też kilka mniejszych spraw do rozwiązania, jak na przykład, skąd wziąć pieniądze po dziesięciu latach odsiadki. Selina zdaje sobie sprawę, że w pojedynkę nic jej się nie uda, zaczyna się zwiedzanie elseworldu i odkrywanie znanych wszystkim postaci, w tej wersji wszechświata.
Bez masek i bez kostiumów
Jako że Harvey Dent zakazał noszenia masek (co oczywiście nie dotyczy jednostki policyjnej), a centrum kolorytu Gotham nie żyje (i mam tu na myśli oczywiście Batmana) reszta towarzystwa rozproszyła się, tak jakby nie było już o co walczyć. W tej bliższej rzeczywistości wersji miasta, w którym tłoczno było od świrów, zarówno dobrzy, jak i źli pochowali się w zwyczajnych życiach. Bez swoich kolorowych strojów, które zresztą autor kilkukrotnie krytykuje, zaczynając od obcisłych kostiumów Catwoman. Skoro są zagadki, jest i Riddler, wyciszony, spokojny i o wiele mądrzejszy, niż dotychczas. Pojawia się też Croc, Etrigan i Poison Ivy, ale na scenę wchodzi też kilku przedstawicieli nowego pokolenia, dla których stara gwardia to bohaterowie godni naśladowania.
Całość zanurzona jest w kryminalnym, detektywistycznym klimacie, który podsyca świetna warstwa graficzna. I tu jest chyba clue tego wszystkiego, bo Cliff Chiang nie chciał stworzyć ot tak, kolejnej opowieści o Batmanie, czy tam o Gotham. Catwoman. Samotne miasto to także (a może przede wszystkim) hołd dla komiksów z końcówki lat 80. Już od pierwszych stron czuć, że jest to list miłosny do Batman. Year One Franka Millera i Davida Mazzucchieliego, ale zapewne nie tylko do tego dzieła. Oczywiście na powiększony format nie będę narzekał, bo zwyczajnie czuję taką samą miętę do starszych komiksów, jak Chiang.
Ponadto znacząco, ale nienachalnie można wyłowić referencje do bogatej batmanowej spuścizny. Czy to dymek w kształcie logo z lat 60., czy zapowiedź 80. rocznicy filmu Maska Zorro. Takie małe niuanse, które dla fanów znaczą bardzo wiele i wzmacniają odczucia z lektury.
Osobiście nie mam większych zastrzeżeń, no może tylko co do objętości, komiks mógłby być ciupkę krótszy, bo napięcie jednak deko siada. Powiększanie drużyny jest trochę przeciągnięte, tym bardziej że przed główną akcją dochodzi do eliminacji, no i przyczyna Nocy Błazna jakoś mnie nie przekonuje. Sory, po kim, jak po kim, ale po Jokerze bym się tego nie spodziewał. Drobne minusiki, które nie zmieniają odbioru dobrej dawki kryminału w starym stylu, no nowoczesną modłę.
Scenarzysta: Cliff Chiang
Ilustrator: Cliff Chiang
Tłumacz: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Egmont
Seria: DC Black Label, Catwoman
Format: 216×276 mm
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor