Dziki ląd
W najbliższym czasie przyjrzę się nieco ofercie Lost In Time. Na pierwszy ogień idzie Dziki Ląd, debiutancki album wydawnictwa. Warto zauważyć, że w polskich katalogach komiksowych znajduje się jeszcze wiele nieodkrytych białych plam. Istnieje mnóstwo potencjalnych tytułów, które nigdy nie zostały wydane w naszym kraju. Dziki Ląd doskonale koresponduje z pierwszymi krokami i odkrywaniem. Estetyczna, stylizowana na skórzaną okładka zaprasza do środka. Przed czytelnikiem podróż i w czasie, i przestrzeni. Maska powinna dać mi powód do zastanowienia nad tym, czego powinienem się spodziewać. Jako że w głowie jeszcze łopotały żagle, które widziałem na przykładowych planszach, straciłem czujność. Ot, pomyślałem, że przede mną opowieść przygodowo-podróżnicza. Na czytelnika czeka niespodzianka, jeśli nie czytałaś/eś jeszcze Dzikiego Lądu i chcesz zostać zaskoczony, to nie czytaj dalej.
Kapitanie! Dokąd płyniemy?
Ram V przenosi czytelnika do 1766 roku, szkielet opowieści opierając na prawdziwych wydarzeniach rozgrywających się na półwyspie indyjskim. Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska, która po raz pierwszy zawinęła do portu w Kalikacie dwieście lat wcześniej, stara się utrzymać wpływy przy Jedwabnym Szlaku. Z drugiej strony konfliktu stoi Hajdar Ali, dowódca wojskowy, który pięć lat wcześniej przejął władzę w Majsurze i zajmuje się rozszerzaniem terytorium państwa leżącego historycznie na terenie Indii, walcząc z Anglikami. Tipu Sultan, syn władcy stojący niepewnie u boku ojca, będzie w przyszłości kontynuował jego dzieło, umierając w końcu w obronie stolicy. Konflikt polityczny jest areną, na której rozgrywają się inne wydarzenia i historia całkowicie innego kalibru.
Dziki ląd – dzicy ludzie(?)
Mieszanie rodzajów opowieści to nic nowego. Pamiętam, jak pierwszy raz oglądałem Od zmierzchu do świtu, rozparty w fotelu, otulony przez kocyk gangsterskiego klimatu, dobrze mi znany z poprzednich filmów Tarantino. Nagle BUM! W barze, w którym przystanęli bohaterowie, zaroiło się od wampirów. Co prawda Ram V od samego początku wyjawia, że opowieść skrywa potwory, ale robi to tak delikatnie, że nie wychodzi to na pierwszy plan. Jak teraz patrzę, to pierwsza tętnica pęka już na czwartej stronie. Mimo to przy pierwszej lekturze wyparłem z początku, że rzecz jest o krwiopijcach, a skupiłem się na treściach historycznych.
Czemu? Tło prawdziwych wydarzeń to jedno, a drugie to przepiękne ilustracje Sumita Kumara, pokolorowane przez Vittorio Astone’a, nie pozwalającego przejść obok obojętnie. Kolory dobrane są z wielkim wyczuciem, szeroka paleta barw, odpowiednio wystudzonych, skutecznie spowalniała tempo czytania. Na drugim planie dzieje się dużo, są przepiękne krajobrazy, jest architektura, jest też dżungla. Czytanie Dzikiego Lądu przypomina momentami oglądanie albumu z pocztówkami, a Indie przecież są piękne.
Nie brak też klasycznej komiksowej krechy. Z całym szacunkiem dla komiksów w pełni wykonanych akwarelami, to często w kadrach wykonanych tą techniką czegoś mi brakuje. Czegoś, co nadałoby ilustracjom odpowiedniej ostrości. Rysownik popisał się też kadrowaniem nadającym tempa, ogniskującym się na różnych szczegółach, wprowadzającym filmową wręcz narrację. Mistrzowskie zagranie, uwielbiam, gdy postacie przechodzą między klatkami, a wzrok płynie przez stronę, muskając tylko pociętą w kadry planszę.
Tak, Dziki Ląd to komiks, który przede wszystkim się ogląda, w tej warstwie ma dużo do zaoferowania. Scenariusz dosyć zgrabnie spina dwie odrębne dziedziny, ale w moim odczuciu mogłoby się to trochę bardziej zaplatać. Długo też nie byłem pewien, kto jest głównym bohaterem komiksu, kwestie polityczne nieco odciągają od głównego wątku, momentami zastanawiałem się, po co w ogóle się pojawiają. Teraz rozumiem całość jako protest song przeciw kolonizacji, brukaniu kultury narodowej, wydobywaniu potworów z miejsca, w którym jest wypracowany przez pokolenia spokój. Koniec końców, duch narodu przyparty do muru nie ma wyjścia, musi walczyć o swoje. Dziki Ląd to dobra pozycja do debiutu na polskim rynku komiksowym. Nieco osobliwa, nieczęsto widuje się wampiry wywabione z wilgotnych zamków, czy pałaców, na parny półwysep porośnięty dżunglą. Tym bardziej warto sprawdzić, jak to wyszło, bo to coś innego niż zawsze.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Lost In Time za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Uważasz, że krwiopijcy powinni zostać w wilgotnych zamkach? Zajrzyj TU.