Fables. The Mean Seasons. 5
Po wydarzeniach, które miały miejsce w czwartym tomie serii (więcej tu – KLIK), kolejny album, czyli Fables. The Mean Seasons stał się najbardziej wyczekiwanym przeze mnie komiksem ostatnich miesięcy. Kiedy w końcu komiks dotarł, dorwałem się do niego bez chwili zwłoki. Dziś po lekturze tego tomiku stwierdzam, że warto było czekać.
Seria Fables powoli pnie się w moim prywatnym rankingu komiksowym w górę. Każdy album wnosi do historii cos nowego, w każdym zawsze znajduje się coś ciekawego. Do tego autor potrafi świetnie zgrać ze sobą wątki, które szokują, wzruszają i śmieszą. Fables. The Mean Seasons w tej kwestii jest idealnym przykładem, składa się on bowiem z trzech części. Pierwszą jest krótka historia o Kopciuszku, która szpieguje i stara się namówić do zdrady pewnego wysoko postawionego baśniowego urzędnika. Ta krótka historyjka trzyma w napięciu od samego początku aż po końcówkę, która jak dla mnie była wielkim, pozytywnym zaskoczeniem.
Druga cześć komiksu jednak bije o głowę zaledwie dobrą cześć pierwszą. Po raz pierwszy w tej serii scenarzysta Bill Willingham pokusił się o osadzenie wydarzeń komiksowych w rzeczywistych wydarzeniach historycznych. Drugą cześć bowiem stanowi historia spisana przez emerytowanego żołnierza, który podczas jednej z misji w czasie II wojny światowej spotkał współpracującego z amerykańską armią Bigbyego. Sam pomysł wmieszania postaci baśniowej w drugą wojnę wydal mi się genialny, a dopełniła tego jeszcze świetna fabuła, sensacyjna i bardzo zaskakująca. Przyznam szczerze, ze choć wyobraźnie mam bardzo bogata, to nie spodziewałem się takiego rozwoju wypadków w tej historii. Ten wątek zmienia troszeczkę moje postrzeganie całej baśniowej społeczności, wcześniej wydawało mi się, że żyją oni jak najbardziej na uboczu i starają się po prostu nie rzucać w oczy, teraz jednak okazuje się, że niektórzy wmieszali się w historię i sprawy związane ze światem śmiertelników. Taki zabieg otworzył scenarzyście bardzo szerokie pole do popisu i mam nadzieje, że ten potencjał nie zostanie zmarnowany.
Kolejna, trzecia i zarazem ostatnia cześć albumu opowiada o dwóch niezwykle ważnych wydarzeniach, które mają wpływ na całą baśniową społeczność. Wszyscy czytający poprzednie tomy od razu domyśla się, że chodzi oczywiście o wybory i poród Śnieżki. Scenariusz i w tym przypadku nie jest łatwy do odgadnięcia, bo choć wyniki wyborów są dość łatwe do odgadnięcia to drugi wątek całkowicie mnie zaskoczył. Nie chce za dużo zdradzić, ale mogę Wam jeszcze powiedzieć, że na koniec albumu pojawia się całkowicie nowa postać, i zapowiada się bardzo ciekawie.
Podsumowując Fables. The Mean Seasons to w porównaniu do czwartego, w którym wydarzenia wręcz galopowały, zwolnienie akcji. Pierwsze dwie części nie wynikały z fabuły poprzednich części, a były tak jakby osobnymi historiami, które warto opowiedzieć. Ostatnia cześć natomiast, stanowi już kontynuacje poprzednich albumów, czytając to wszystko miałem wrażenie, że ten album stanowi prolog do jakiś konkretnie zwariowanych wydarzeń, które będą miały miejsce w szóstym albumie, którego recenzję napiszę już wkrótce.
Paweł
P.S. Postanowiłem nie komentować stylu rysunków ponieważ nie zmienił się on ani o jotę w stosunku do poprzednich albumów.