First Moon – recenzja
Wydawnictwo Scream Comics w zeszłym roku uczciło 50-lecie wylądowania człowieka na Księżycu pozycją First Moon. Dokładnie 21 lipca 1969 roku padły słowa, które przeszyły do historii. Zna je każdy. „To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”. Stanowią piękne ukoronowanie misji kosmicznej Apollo 11, przy której pracowała mała armia ludzi. 122. album wydawnictwa to doskonała laurka oddająca hołd wszystkim, których wysiłek doprowadził do wylądowania na Księżycu. Zapnijcie pasy. Rozpoczyna się odliczanie. Startujemy!
Kosmos od wieków fascynował ludzi, względem wydarzeń na sklepieniu przepowiadano katastrofy i wierzono, że mogą wpływać na ludzkie życia. Zaćmienie Słońca grało ważną rolę w kulturze Majów, którzy wykalkulowali, kiedy będzie następować. W starożytnych Chinach wierzono, że to ogromny smok pożera Słońce. Rola Księżyca w tym przedstawieniu pozostawała anonimowa, ale przecież odgrywał on też inne spektakle. Na nocnym niebie nie ma lepszego aktora niż Księżyc. Czasem błyszczy pełną tarczą, czasem pokazuje rogi lub momentami spływa krwią. Ze względu na te wszystkie zmiany, Księżyc stał się symbolem przemijania i odradzania. Obecnie już tak wielkiej czci Księżycowi się nie oddaje. Nie jest już tak mistyczny, jak się kiedyś ludziom wydawało. Drogę do odczarowania jedynego naturalnego satelity Ziemi ilustruje Joe Wight, a zaczyna się to wszystko podczas wojny w Korei.
First Moon
Autor First Moon wiedział doskonale, co chce pokazać i dokąd w swojej historii dojść. Lądowanie na Księżycu jest zwieńczeniem opowieści, wystarczyło tylko zrobić odpowiednią ilość kroków do tyłu i zacząć tworzenie kroniki. Tak poznajemy Neila Armstronga, młodego i zuchwałego pilota służącego w US Navy. Ten chłopak jeszcze nie wie, że jego nazwisko będzie kojarzone głównie z Księżycem, nikt nie będzie pamiętał jego fenomenalnych manewrów, jakich dokonał w przestrzeni powietrznej Korei Północnej. Nie wie też, że weźmie udział w dwóch lekko dziwacznych wydarzeniach. Wyścigu, w którym to nie prędkość pojazdu gra główną rolę, a postęp technologiczny i myśl inżynieryjna (przyp. red. w sumie to tak samo, jak w Formule 1). Oraz w wojnie, w której nie została wystrzelona żadna kula.
Mowa oczywiście o wyścigu zbrojeń i Zimnej Wojnie. W połowie lat 50. XX wieku dwa największe mocarstwa na Ziemi, Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, poprzez postęp technologiczny stały się tak potężne, że mogły wyniszczyć się nawzajem, a przy okazji zniszczyć też całą planetę. Wystarczyło wysłanie kilku śmiercionośnych rakiet. Na obywateli padł strach. Skoro możliwe jest wystrzelenie rakiety w kosmos, to możliwe jest też przetransportowanie jej na drugi koniec świata. Walka z tym strachem popchnęła te dwa narody do zrobienia wszystkiego, aby stanąć na powierzchni Księżyca. Wstyd przyznać, że tak fenomenalne wydarzenie nie było niczym innym, niż napinaniem muskułów.
Pierwszy komiks na Księżycu
Czy lubi się kulturystykę, czy raczej nie przepada za nadmuchanymi klatami, trzeba jednak przyznać, lądowanie na Księżycu było imponujące, podobnie imponująco wygląda komiks. Plansze First Moon ogląda się z rozdziawioną buzią, zbierając szczękę z podłogi. Duży format pozwala rysownikowi na odpowiedni rozmach. Dzięki temu zarówno sceny batalistyczne, w których główną rolę grają samoloty, jak i sceny w kosmosie wyglądają spektakularnie. Błękit nieba i czerń kosmicznej próżni rozlewają się na duże plansze, tworząc ogromne płaszczyzny, na których odbywa się spektakl. Samoloty mkną po stronach komiksu niczym pociski. Niemalże słychać huk silników i czuć drżenie na ciele. Na końcu wszystko cichnie, bezgłośnie nad powierzchnią Księżyca wschodzi Ziemia, finalizując przedstawienie.
First Moon to nie tylko przepiękne ilustracje (choć bez nich nie byłby tak fenomenalny). Należy uwzględnić wartość historyczną, płynącą z kronikowania wydarzeń. Na planszach komiksu lądują kartki z kalendarza wystrzelone przez przełomowe zdarzenia. W ten sposób zostają wspomniane takie dni jak 12 września 1959 r., gdy pojazd Luna rozbija się na powierzchni Księżyca, albo 12 kwietnia 1961 r. kiedy Jurij Gagarin zostaje pierwszym człowieku w kosmosie. Obserwujemy, jak 18 marca 1965 roku Aleksiej Leonow wychodzi w otwartą przestrzeń. Ostatnim przystankiem przed Księżycem jest 11 listopada 1966 roku, kiedy to Buzz Aldrin (Buzz Astral, prawda? – przyp. red.) i Jim Lovell spędzają cztery dni w kosmosie.
Czego chcieć więcej?
Niestety nie wszystkie wydarzenia zmieściły się w komiksie. Nie ma słowa o Łajce, psie wystrzelonym na orbitę okołoziemską 3 listopada 1957 roku na pokładzie radzieckiego Sputnika 2. Nie ma słowa o Space Oddity, piosence Davida Bowiego, której stacja BBC użyła jako soundtracku do lądowania na Księżycu. Nie ma też mowy o żadnej teorii spiskowej, wnoszącej tezy o sfingowaniu lądowania, ale pewnie to nie miejsce na nie. Gdyby autor próbował dodać wszystkie mniej znaczące wydarzenia lub inna kwestie płynące w tle, First Moon miałby podwójną objętość. Dwa razy więcej przyjemności? Cóż, nic, a nic bym nie narzekał.
Sylwester
First Moon został wydany w 2019 roku przez Wydawnictwo Scream Comics.