Batman Biały Rycerz
Ostatnimi czasy jestem trochę znużony historiami o Batmanie. Po (nie)sławnym ślubie z Catwoman w serii Toma Kinga, odpuściłem tymczasowo historię o obrońcy Gotham. Moim głównym problemem, jaki mam z Zamaskowanym Krzyżowcem, jest bardzo bezpieczne i jednostajne prowadzenie tej postaci, utrzymujące znane nam od dziesięcioleci status quo. Obecnie Bruce Wayne i jego alter ego trzymają całe DC Comics na swoich wysłużonych barkach, dlatego rozumiem, że takie eksperymenty mogłyby być nieco ryzykowne. Jednym z rozwiązań wydaję się być osobna linia wydawnicza, w ramach której można pokusić się o interesujące alternatywne rzeczywistości.
Takim zabiegiem jest Batman Biały Rycerz wydany w imprincie wydawnictwa DC Comics. DC Black Label prezentuje bardziej dojrzałe treści dla dorosłego czytelnika. Autorem tej miniserii jest Sean Murphy, który odpowiada zarówno za scenariusz, jak i rysunki. Nazwisko, dobra promocja oraz ciekawy zarys fabuły sprawił, że komiks w USA był niezwykle oczekiwany i spotkał się również z bardzo pozytywnym przyjęciem ze strony czytelników oraz i krytyków. Wielkie dzięki dla Egmontu, że podziałał tak szybko i na naszym rynku cały tom mieliśmy na półkach w niecały rok po wydaniu amerykańskim! O tym, jaki hype był na komiks u nas, może świadczyć fakt, że na Międzynarodowym Festiwalu Gier i Komiksu w Łodzi, odbywającym się w ostatni weekend września, zapas Białego Rycerza wyprzedał się ok. 11:00 drugiego dnia imprezy!
Joker jest zdrowy na umyśle! Wychodzi z trawiącego jego umysł szaleństwa i odradza się jako Jack Napier. Człowiek inteligentny, wyważony, elokwentny, który chce zadośćuczynić swojemu kochanemu miastu Gotham i jegoj mieszkańcom, wszystkie krzywdy, jakie wyrządził jako Książę Zbrodni. Razem ze swoją partnerką Harleen Quinzel wprowadzają w życie przemyślany i szczegółowy plan, mający na celu unieważnienie zasług osoby, będącej ich zdaniem największym wrogiem Gotham, czyli Batmana.
Pomysł wyjściowy jest intrygujący, choć nie raz spotkaliśmy się już z zabiegiem odwrócenia ról. Murphy w dość mało subtelny fabularnie, ale niesamowicie efektowny pod względem wizualnym sposób, zaczyna swoją zabawę elseworldem ze złym Batmanem i zbawicielem Jokerem. Zawsze można było zarzucić wiele gościowi w przebraniu nietoperza, działającemu ponad przepisami prawa, na którego metody policja musiała niekiedy przymknąć oko. Nie ulega jednak wątpliwości, że zdecydowanie większym zagrożeniem dla bezpieczeństwa był sławny klaun. Tutaj na potrzeby scenariusza wyeksponowane zostały niechlubne aspekty pracy Mrocznego Rycerza, jak uszkodzenia budynków, liczne przypadki uszczerbku na zdrowiu okolicznych mieszkańców oraz inne przypadkowe straty. Cały zbiór zarzutów w stronę Jokera traktuję się tu marginalnie i sporo się wybacza temu superprzestępcy. Tłumacząc to głównie ekwilibrystycznemu wręcz wykorzystaniu przez niego przepisów prawa i skutecznemu dowiedzeniu swojej niewinności. Postawienie siebie w roli ofiary idzie Jackowi bardzo sprawnie i szybko, łatwo zatem osiągamy punkt wyjściowy całej historii. Nie jest on jednak dla mnie najważniejszy.
Zamiana miejsc dotychczasowego obrońcy Gotham z jego nemezis świetnie pokazuję ich skomplikowane relacje oraz to, co siedzi w głowie jednego i drugiego. Murphy próbuje zagłębić się w psychikę Batmana i Jokera oraz w to, co napędza każdego z nich. Dlaczego robią to, co robią i do czego to może doprowadzić. Portrety psychologiczne obu Panów to niezwykle ciekawe przypadki. Pewnie więksi od scenarzystów komiksowych specjaliści w tej materii mieliby nie lada wyzwanie, by rozgryźć złożoność umysłów tych jednostek. Ubawiłem się świetnie, obserwując, jak w obliczu wywrócenia porządku w Gotham do góry nogami, prezentują się ci odwieczni rywale. Nie mogłem się też oprzeć wrażeniu, że ci wielcy przeciwnicy z pozoru tak różni, są do siebie bardzo podobni.
Unikalna chemia pomiędzy tymi postaciami jest kultowa i stanowi wdzięczne pole do popisu dla ciekawych pomysłów bystrych scenarzystów. Czy Sean Murphy do nich należy? Wydaję mi się, że nie można mu odmówić talentu do pisania historii. Pomysł jest świetny, dialogi bywają błyskotliwe, często trafiające w punkt, historia ma porządne twisty, przepełniona jest nawiązaniami do bogatej mitologii Batmana. Śledzimy porządną fabułę, czasem tylko wspomaganą przez niekoniecznie rozsądne zachowania bohaterów. Mamy też klasyczną superbohaterską rozwałkę, parę mniejszych lub większych typowo komiksowych absurdów oraz mocny koniec. Kunszt scenariuszopisarski jest naprawdę solidny. Nic to jednak wobec talentowi rysowniczemu.
Niech mnie gargulce gryzą, jak ten komiks jest narysowany! Sean Murphy urodził się, by rysować Batmana i Gotham. I batmobile! Sceny pościgów i dynamiczne sekwencje akcji z wszelakimi pojazdami sprawiały, że miękły mi kolana. Spowite mrokiem uliczki Gotham to kadry do wydrukowania w większym rozmiarze i powieszenia na ścianie. Albo najlepiej na jakiejś prestiżowej wystawie. Komiks można tylko przeglądać, by zaspokoić swoje poczucie estetyki i wrażliwość na piękno na dłuższy czas.
W tej historii oprócz warstwy wizualnej jest jeszcze kilka innych, które zrobiły na mnie spore wrażenie. Te mniej oczywiste, które pokazują jak łatwo manipulować ludźmi, kiedy mamy odpowiednie narzędzia oraz umiemy je wykorzystać. Przerażające, jak podatni w dzisiejszych czasach jesteśmy na medialną propagandę strachu czy sztuczki z wykorzystaniem małych dzieci. Ulegamy nagonce i bezrefleksyjnie wierzymy krzykliwym hasłom. Czy nie warto z rezerwą podchodzić do słów polityków i aktywistów, którzy, obiecując pomoc w realizacji celów społeczności, tak naprawdę dbają jedynie o własne interesy? Scenarzysta pokazuje również, że niebezpiecznie jest ufać tylko jednej ze skrajności. Żadna z nich nie jest dobra. Nic nigdy nie jest czarne albo białe. Nawet Biały Rycerz.
White Knight jako komiks o Batmanie robi jeszcze jedną piękną rzecz, którą niezwykle doceniam. Oddaje hołd Alfredowi. Postaci, która zawsze była dla mnie największym bohaterem w komiksach z Mrocznym Rycerzem. Ta relacja zawsze mnie szczególnie poruszała. Są tu nawet momenty, przy których mogą spocić się oczy.
Tematów dotykanych przez Seana Murphego jest tutaj naprawdę sporo. Wydaję mi się, że dosłowna fabuła, mimo ciekawego początku, później jest nieco mniej ciekawa niż przemyślenia, które towarzyszą nam po lekturze. Nie zawsze przy komiksowym czytadle zastanawiam się nad ceną bezpieczeństwa, wolności, wartości własnej tożsamości i prywatności. Poza tym reszta treści, które opisałem powyżej oraz obłędna warstwa graficzna sprawiają, że Biały Rycerz ma szansę w niedalekiej przyszłości być postrzegany w kategoriach klasyka. Trzymam kciuki za konsekwentne rozwijanie „murphyverse”, ponieważ dojrzałe tematy prowokujące mądre pytania i nie zawsze łatwe odpowiedzi, połączone z komiksowym kampem, to dla mnie mieszanka idealna.
Wydanie: 2019
Seria: DC Black Label
Scenarzysta: Sean Murphy
Ilustrator: Sean Murphy; Matt Hollingsworth;
Tłumacz: Maria Lengren
Oprawa: twarda
Ilość stron: 232
Premiera: 02.10.2019
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie egzemplarza do recenzji.