Brom – recenzja

Brom to debiutancki komiks Wydawnictwa 23, oficyny, której misją jest dostarczanie pozycji z dziwnej Polski. Motto firmy (patrz misja), Unka Odya – pseudonim artystki, który nie jest pseudonimem i mroczna okładka, zrobiły swoją robotę. Zaintrygowały mnie i wywołały potok myśli. Byłem gotów uciec w las, pędzić za zwierzyną razem z braćmi wilkami, odwracać głowę za złowrogim wzrokiem sowy, czuć tętno przyrody i oddychać polnym wiatrem. Po pierwszych stornach pomyślałem, że nieźle się nabrałem, ale czyż nie jest ludzką rzeczą mylić się?.

Brom

Unka Odya

Zanim przejdę do meritum, czyli samego komiksu, poczekajcie chwilę. Wstrzymajcie konie, porozmawiajmy chwilę o jeźdźcu. Autorem jest Unka Odya, tak jak wielu dziwnych ludzi mieszka w Krakowie. Co nie zaczerpnę wody, z któregokolwiek źródła, dowiaduje się, że ta scenarzystka i ilustratorka zdążyła już dać o sobie znać. Wstyd, bardzo Panią przepraszam, ale ja jeszcze o Pani nie słyszałem. Co mówią internety? Narysowała okładki dla Miłości i Kapitana Wrony, współpracowała z magazynem Kolektyw (drzewiej) i Warchlaki (teraz właśnie). Wydawnictwo 23 dodaje, że jest autorką znanego paska Doskonały strzał, milordzie. Czy aż tak znanego? Chwila, rzeczywiście już go gdzieś widziałem. Zatem do dzieła, otwórzmy komiks.

Czarny wilk

Po zaznajomieniu się z niektórymi z przykładowych plansz (tu mam na myśli przede wszystkim obrazek z wielkim, czarnym wilkiem, na który kazało mi zwrócić uwagę moje ego) po pierwszych kilku stronach byłem nielicho zawiedziony. Poznajemy zmanierowanego, miejskiego chłoptasia o jakże wiernie oddającej zapachy miasta ksywie Brom. Twarze ciosane grubym dłutem sugerują, że nic dobrego mnie tu nie spotka. Co ja wyprawiam, sięgnąłem po amatorszczyznę w stylu komiksowego zina, lekko łypiącego na anime? Pocieszały mnie tylko akwarelowe szaro-bure plamy zajmujące miejsce kolorów. Współczesne realia, zniechęcony do życia chłopak, problemy w rodzaju: jak kupić browara bez dowodu. No cóż, kolejny raz się nabrałem.

Brom

Czemu? A tak! Okazuje się, że Brom ma dwa oblicza. Jedno z nich zwyczajne, szare i normalne. Drugie niezwykłe, ujmujące i czające się w kącie. Chwilę mi to zajęło, żeby zrozumieć, w jaki sposób autorka przeplata obie formy komiksu. W prędkości, z jaką przeżywamy swoje życie, to co niewidoczne umyka nam bezlitośnie. Przecież nawet jak się uważa i wytęża wzrok, niektóre cienie widoczne są tylko przez chwilę. Z dusznego miasta autorka wyprowadza nas na spacer po kartuskich lasach. Tam odżywają legendy, Brom dowiaduje się czegoś dziwnego po części o sobie, po części o swojej matce. Przypominają mi się dziwne opowieści, które przekazywała mi moja babka. Z półki z książkami puszczają oko tytuły, które śmiało mogłyby znaleźć się w bibliografii Wiedźmina. Skoro już tu jesteśmy – iem, że to dosyć niezwykłe, ale tydzień temu zagrałem po raz pierwszy w Dziki Gon. Już nawet nie bardzo mnie dziwi to, jak wpadam tematycznie na różne rzeczy. Tak jakby poukładane lektury czekały za rogiem, na rozkaz do ataku. Też tak macie?

Gimbaza

Akcja, która dzieje się w czasach współczesnych komiksu Brom ma charakter liniowy. Mają tu miejsce wydarzenia, które mogłyby przytrafić się każdemu z nas, w pracy, czy w szkole. Poznajemy chłopaka oraz etymologię jego ksywki. Dochodzimy do jego najbliższego otoczenia, odnajdujemy jego rodzinę na wsi. Wpadamy na próbę zespołu jego najlepszego kumpla i jesteśmy świadkami zauroczenia w siostrze znajomego. Mimo że rysunki w tej warstwie nie do końca mnie przekonują, trzeba przyznać autorce, że każda postać przedstawiona jest bardzo wyraźnie i z odpowiednim charakterem. Sytuacje wytworzone na potrzeby komiksu wypadają przekonująco i choć dla mnie ta część jest raczej dodatkiem, to ścieżki, wątki prowadzące nas na drugą stronę, wyprowadzane są z tej płaszczyzny.

Brom

Tuż obok funkcjonuje całkiem fantastyczny i magiczny świat. Tu otrzymujemy wątki przenoszące nas do starych legend. Za każdym razem, gdy przechodzimy na drugą stronę, otrzymujemy inną opowieść. Tutaj autorka wciska gaz w podłogę, akcja płynie niczym rwąca rzeka lub miejscami nawet jak wodospad. Te wątki, które gdzieś z tyłu głowy mi się kojarzą, coś przypominają, sprawiają, że wciskam z zaciekawieniem nos między kartki komiksu. Są wilkołaki, są czarownice, jest teoria świadomych snów, a sowy nie są tym, czym się wydają. Te wszystkie zmiany tempa, przechodzenie między płaszczyznami i wyjawianie kolejnych tajemnic wzbudzają pragnienie, chciałbym więcej. Niestety, po 192 stronach to koniec. Będzie więcej? Taką mam nadzieję.

B jak Brom

Brom tłumaczy się z greki jako mocno pachnący, a w dużych ilościach jest silnie toksyczny. Komiks, który otrzymujemy od Wydawnictwa 23, trzeba przyznać, potrząsnął mną solidnie. Jakbym miał możliwość, czytałbym dalej, mimo sporego ryzyka, że już nic nie byłoby takie samo. Gratuluję po równi autorce, jak i wydawnictwu. Oby do następnego razu.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu23 za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: