Grimm Fairy Tales. Jaś i Małgosia #3 – rozczarowujący retelling
Dobrze doradzi ten, który mówi „nie oceniaj książki po okładce”. Można się przeliczyć. Grimm Fairy Tales. Jaś i Małgosia to kolejne rozczarowanie. Amerykańska popularność tej serii pozostaje dla mnie zagadką. Jedynym stałym mocnym punktem jest okładka
Syndrom Piotrusia Pana i miłość do baśni
Po trzeci zeszyt serii zatytułowany Jaś i Małgosia sięgnęłam, ponieważ syndrom Piotrusia Pana mam głęboko zakorzeniony i na zabój kocham baśnie i bajki. Poza tym, mówili, że im dalej tym lepiej. To dopiero była bajka! W Jasiu i Małgosi nic nie jest lepiej, a nawet rzekłabym, że gorzej.
Gina – buntowniczka, która nie przekonuje
Gina nie dogaduje się z rodzicami i nie akceptuje ich rozwrzeszczanego autorytetu, więc najnaturalniej w świecie zaczyna się buntować. Wyzywający strój i pyskowanie to prawdopodobnie jedyny przejaw buntu, jaki znają za oceanem, bowiem Gina taką właśnie ścieżkę rebelii obiera. Miarka się przelewa, gdy rodzice nie pozwalają jej wyjść na imprezę we wtorkowy wieczór.


Nastolatka, z wyglądu przypominająca kulturystkę u progu kariery, ucieka z domu, który leży pośrodku niczego do koleżanki do miasta. Razem z nią w drogę udaje się jej karłowaty brat, który równie dobrze mógłby być przerośniętym przedszkolakiem. Ciężko ocenić. Po drodze spotykają tajemniczą kobietę z księgą baśni, która prowadzi kurs na uniwersytecie. To dzięki niej w końcu przeniesiemy się do świata bajek i poznamy „prawdziwą” historię Jasia i Małgosi.
Banalny schemat i niedopracowane dialogi


Nie można winić Grimm Fairy Tales za oklepany schemat. W bajkach już tak jest. Ktoś jest dobry, ktoś jest zły, na końcu jest morał. Za wszystko inne wina się należy. Drewniane dialogi, urwany w połowie dymek (na szczęście nic nie wnosił!), karykaturalne wręcz rysunki i morał tak banalnie podany na tacy, że aż (pozwolę sobie zacytować komiks) „dosłownie rzygam”.
Niezrealizowany potencjał
Wciąż nie mogę przeboleć, że potencjalnie fenomenalny pomysł, niosący ogromne możliwości do poruszenia czy chociaż skomentowania trapiących społeczeństwo problemów został z taką łatwością sprzeniewierzony. Retelling sprawdził się w popkulturze nie raz, a biorąc pod uwagę bieżące trendy, pójście w jego stronę to co najmniej kura znosząca złote jaja. Tym razem jednak ktoś kurze te złote jaja urwał, jak mawiał Siara, i nic nie wskazuje, żeby dalej miało być lepiej.
Izabela Julke
Sprawdź recenzję poprzednich zeszytów
Grimm Fairy Tales #1 – Czerwony Kapturek
Grimm Fairy Tales #2 – Kopciuszek
Scenarzysta: Joe Tyler, Ralph Tedesco
Wydawnictwo: Okami
Seria: Grimm Fairy Tales
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 24
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Ja na fali kompleksu PP czytam „Fables” Willinghama, albo Ćwieka itp, i robią dużo lepiej niż „Grim…”
Fables to zupełnie inny poziom, ale trzeba też brać pod uwagę, że Willingham piszę swoją historię wykorzystując znane z baśni postacie. W Grimm sytuacja ma się zgoła inaczej.
Pisaliśmy swego czasu sporo recenzji Fables