Kraina Ruin – RRRRRRRRecenzja
Wydawnictwo KBOOM rozwija się, aż przyjemnie popatrzeć. Obok linii superbohaterszczyzny z Valiant, horrorów na czele z Frankensteinem i paru wyśmienitych albumów w stylu „nurka”, kiełkuje nowa, zieloniutka, świeża odrośl pod prostą w nazwie przykrywką KBOOM! Kids. Cieszy mnie to bardzo, często czytam komiksy ze swoimi synami, nierzadko też dyskutujemy o różnorakich kolorowych zeszytach. Im więcej tytułów do wspólnego dzielenia się, tym lepiej. No więc właśnie, z czym startuje to dość młode wydawnictwo, jeśli chodzi o ofertę dla najmłodszych? Jest to Kraina Ruin autorstwa Dereka Laufmana, oryginalnie wydana przez BOOM! Studios (swoją drogą polski wydawca ściągnął chyba od Amerykanów nie tylko komiksy).
KBOOM! bardzo ciekawie zapowiedziało Krainę Ruin. Pewnego spokojnego poranka pojawiły się w internecie grafiki sygnowane przez Łukasza Kowalczuka, znanego tu i tam w rodzimym komiksowie. Mimo że autorskie komiksy polskiego rysownika raczej dla dzieci się nie nadają, to tych kilka obrazków zapowiadało dość interesującą pozycję dla naszych milusińskich. Macki wybijające dziurę w ścianie, fruwające cegły, nic mi to nie mówiło. Przyznam też szczerze, że wyjawienie tytułu niewiele zmieniło. Nazwisko autora – też nic. Szybki research w internecie pozwolił jako tako obeznać się, z czym będę miał do czynienia, bo to, że łyknę Krainę Ruin, to już wiedziałem na bank.
Krainę Ruin zaczęliśmy czytać, jadąc pociągiem na trasie z Warszawy do Poznania. Podróż doskonale komponuje się z charakterem omawianego komiksu. Bohaterów Pogo i Rexa zastajemy w ruchu, co nie zmienia się aż do samego zwieńczenia historii. Bez zbędnego wprowadzania, bez tłumaczenia, nakreślania charakterologicznego postaci, od razu pierdu. Motyla noga, tak właśnie powinno rozpoczynać się przygodę. Poza tym wiecie, jak teraz jest z dzieciakami. Bardzo trudno utrzymać ich uwagę, ciężko też ich zainteresować. Liczą się pierwsze sekundy, Derek Laufman w pełni zdawał sobie z tego sprawę, ale spokojnie! Wszystkie detale zostają zaprezentowane po drodze, w ruchu, nie tracąc czasu. Tak trochę przy okazji, bo liczy się tu przede wszystkim wartka akcja!
Kraina Ruin – Kim są bohaterowie?
Pogo i Rex to antropomorficzni łowcy przygód, których największym marzeniem jest znalezienie pokaźnego skarbu, a jakże. Autor kreśli swoje postacie, dodając dużo sosu dla każdej. Już samo nadawanie wyglądu zwierząt dużo może powiedzieć o ich charakterze. Pogo to z wyglądu sympatyczna świnia, niezbyt nadająca się do sprintów, ale przecież spora masa może być przydatna. Rex mieści się gdzieś między lisem a kotem (co w przypisach wyjaśnia autor), czerwone umaszczenie zdradza, że bohater ten lubi znajdować się w samym żarze akcji. Drużynę pierścienia (echem… poszukiwaczy skarbu) uzupełniają Kasa – wojownicza wiewiórka, biegła w strzelaniu z łuku i Lula – żabia księżniczka, której nie widzi się polityczne małżeństwo. Aha, jest jeszcze Barri, zdradliwy robal mający własny plan, tak czy inaczej, część drużyny.
Kraina Ruin, mimo że nosi znamiona opowieści dla młodszego czytelnika, to rasowe fantasy. Macki zapowiadają wiadomo kogo. Po okolicy porozsiewane są przedmioty, tak potrzebne i pomocne w walce ze złolami. Na stronach komiksu można znaleźć magiczny młot zwany Granitem, pas mistrzowski dający siłę i powiększający właściciela oraz kostur (nie tak magiczny, jak obiecano). Bym zapomniał, jest jeszcze oko nekromanty (w końcu podtytuł komiksu to Oko za oko :wink), którego użyć można do przywołania wojsk nieumarłych. Skrzynie skrywają oręż – zastanawialiście się w jaki sposób upchać dużo sprzętu do małego boksu? Może proszkiem zmniejszającym, a może włożyć tam miecze świetlne, których klinga pojawia się po naciśnięciu odpowiedniego przycisku – podsuwa odpowiedź Derek.
Narracja
Co mnie zaskoczyło, to fakt, że na kartkach Krainy Ruin autor zamieścił sporo treści. Mam tu na myśli dwa aspekty. Tekstu jest naprawdę dużo. Co zaskakujące, działa to na korzyść opowieści, dowiadujemy się masy interesujących informacji, opowieści, receptur, opisów, jak przebyć drogę. Z drugiej strony Derek Laufman to mistrz narracji wizualnej. Każdy panel przenosi tyle akcji, ile tylko można na niego wycisnąć. Całość uzupełniają dość żwawe barwy, jest kolorowo, jak na baśnię przystało, ale hola! Nie oznacza to jaskrawo. Użyta barwa jest stonowana, więc nie ma się wrażenia obcowania z podręcznikiem dla przedszkolaków.
Kraina Ruin to tylko pięć zeszytów, w tej chwili nie ma więcej. Mam nadzieję, że Derek Laufman postanowi kontynuować przygody sympatycznej drużyny. Mimo że jest raczej mało znanym twórcą (Marvel Superhero Adventures nie czytałem), pokazał prawdziwy kunszt. Na razie pozostaje usiąść z Pogo, Reksem i resztą przy ognisku, jak ze starymi przyjaciółmi. Niech ciepło płomienia ogrzeje nasze lica, a w powietrzu rozepnie się nostalgia obrazowana wspomnieniami po przebytej drodze, odwiedzonych miejscach i przeżytych przygodach.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu KBOOM za udostępnienie egzemplarza do recenzji