WKKM. Tom 22. Marvel Zombies
Kupiłem, przeczytałem, umarłem. Na szczęście nie z nudów. Mimo wcześniejszych obaw, muszę przyznać, że autorom bardzo szybko udało się kupić moją sympatię. W tym komiksie jest to, co uwielbiam najbardziej – CAŁA MASA POSTACI. Cap, Pym, Cage, Angel, Spider, DD, Nova, Sunfire, Herc, SS, Beast, Falcon, Namor i wiele, wiele innych. Coś pięknego. Kirkmanowi udało się w ten sposób kapitalnie oddać skalę zjawiska, które opisuje. Zombie bohaterowie stanowią całą armię potargańców, a nie drużynę harcerską. Do tego dochodzą superzłoczyńcy i załoga Asteroidy M., na widok której uśmiechnąłem się sam do siebie, wspominając X-Men vol. 2. Świetny smaczek.
Niemniej jednak, wytrawny czytelnik znajdzie tutaj dla siebie sporo wisienek na tym gnijącym torcie. Album pełen jest mniejszych i większych smaczków. Mnie najbardziej urzekła kreacja postaci zombie Pyma. Bohater ma masę nawyków z pierwszego życia. Kombinuje, bez względu na koszty, ma mocno ograniczony kręgosłup moralny i w nienajlepszy sposób traktuje swoją żonkę ; )
„Marvels Zombies” to ciekawa pozycja, chociaż niepozbawiona wad. W tym swobodnym galopowaniu przez pola śmierci scenarzysta lekko się zapędził. Nie łykam upgrade’u zombiaków po walce z Silver Surferem. Zdaje sobie sprawę, że pozwoliło to na bardzo zgrabną pointę historii, co nie zmienia faktu, że nawet jak na takie standardy, to lekka przesada. Podsumowując, mamy do czynienia z naprawdę solidnym albumem i z pewnością jednym z lepszych w tej serii. Autorom udało się przekonać nawet takiego zombie-sceptyka, jak ja ; )
Mariusz