Monica
Monica to dowód na to, że prostą opowieść obyczajową można przekazać w niebanalny sposób, a komiks jako medium, którego granice są tam, gdzie tylko sięga wyobraźnia twórcy, w pełni na to pozwala.
Co w artykule?
Monica i jej lata samotności
Daniel Clowes w swoim najnowszym komiksie opowiada historię pewnej zagubionej w życiu dziewczyny, przez której życiorys przebiegają jeszcze bardziej pogubieni ludzie, z czego jej matka Penny to już w ogóle huragan oszołomienia wszystkim i wszystkimi. W zasadzie, można by powiedzieć, że Monica to historia odnalezienia ojca, który nie był obecny w życiu dziecka, ale oczywiście byłoby to podsumowanie banalne i krzywdzące. Niemniej prawdziwe. Z tym że liczy się to, co Daniel Clowes tu wyczynia i w jaki sposób pogrywa, czy nawet oszukuje czytelnika.
Zacznę od drobnych rzeczy, bo Monica czaruje od samego początku, okładka z kobiecym profilem z tłem pełnym gwiazd, planet, czy galaktyk (no i nomen-omen żółtym słońcem – sic!) przyciąga i zaraża melancholią. Czy może być coś bardziej zwyczajnego niż listopadowe zamyślenie się? Dla równowagi wystarczy spojrzeć na tylną okładkę, ze sceną, kojarzącą się ze Snem nocy letniej skrzyżowanym z jakimś gangsterskim serialem.
Zanim dojdzie się do właściwej części komiksu, czeka na czytelnika niemały spektakl. Już wklejka sygnalizuje, że oto rodzi się nowy świat, a zamiast zwykłych stron z podstawowymi informacjami o komiksie została opowiedziana historia świata. Mocno skrótowo, ale po najważniejszych wydarzeniach.
Fabularne schody
Monica została podzielona na dziewięć rozdziałów, które łączą się w mało oczywisty sposób. Narracja zmienia się drastycznie, nie dochodzi do płynnego przechodzenia między wątkami, raczej przypomina to skakanie po schodach, czy nawet platformach. Daniel Clowes wymaga uwagi od czytelnika, zapamiętywania imion (zawsze byłem w tym kiepski) oraz twarzy (z tym też miewam kłopoty, rozkminiając długo, skąd ja mogę kogoś znać). Oczywiście całość tworzy jeden ciąg przyczynowo-skutkowy, ale przy pierwszej lekturze będziecie mieć wrażenie przesiadania między różnymi pociągami, czy nawet środkami transportu.
Monica wykonaniem, zwłaszcza układem kadrów przypomina bardzo stare komiksy, takie nawet ze Złotej Ery, czyli z lat 40. i 50 (choc większy format wpuszcza w plansze nieco powietrza). Zresztą liczyłem trochę na przejażdżkę po różnych rodzajach historyjek, bo najpierw dostajemy opowieść wojenną, później jest mocno obyczajowo, a następnie klimat zahacza o grozę, tak jakby ktoś wyliczał jakie komiksy przydarzało się wydawać kiedyś Marvelowi (czy tam Timely i Atlasowi). No, ale brak westernów jednak nieco zbija tę moją teorię i dobrze, bo zmusza mnie do wczucia się w historię.
Jak się już połapiecie, co, kiedy, gdzie i z kim (trochę to zajmuje, ale jak najbardziej jest to możliwe), to można już spokojnie wejść w głowę tytułowej bohaterki, a jest tu niezły bałagan. Historia, w której porzucenie, albo i nawet seria porzuceń ma kluczowe znaczenie, bo mocno wpływa na psychikę głównej postaci. Tu objawia się sens, czemu Daniel Clowes sieje niepokojem, zwykłą obyczajówkę zabiera na próg fantastycznych opowieści, świat zwyczajny przenikany jest przez legendarne postacie, a zwyczajne przedmioty, nagle umożliwiają na wykonywanie niesamowitych rzeczy, jak choćby radio, przez które Monica może rozmawiać ze swoim zmarłym dziadkiem.
Aż za bardzo prawdziwe postacie
W ten to sposób przedstawiana jest psychika kobiety, która w życiu nie miała łatwo, nie zaznała spokoju, czy normalności, ale przyczyn tego wszystkiego, trzeba szukać jeszcze przed jej narodzeniem. Gdyby Johnny nie został wysłany do dżungli na wojnę, może wszystko potoczyłoby się inaczej? Może Penny nie szukałaby w nieskończoność czegoś, co u żadnego mężczyzny na świecie nie występuje. Może mała Monica nie skończyłaby na progu dziadków, w poczuciu, że właśnie z czegoś ją okradają, czego nie zastąpi nikt, ani nic. Zwłaszcza pieniądze.
Dzięki tym wszystkim niepasującym akcentom, które pojawiają się nie wiadomo skąd, poczuć można emocje, które targają główną bohaterką. No i nie można być pewnym, że przedstawione historyjki się wydarzyły. Być może są tylko wytworem wyobraźni, bądź rzeczywistością wymieszaną ze snami i wspomnieniami. Być może Monica wcale nie była bogata, tylko jej się to marzyło, bo myślała, że pieniądze dadzą jej szczęście, a historyjka o rzekomym ojcu, który w środku lasu kieruje sektą, jest tylko kłamstwem wciśniętym małemu, łatwowiernemu dziecku.
Monica u kresu swojego życia jest zmęczona i zrezygnowana, co podkreślają dymki, które wychodzą lekko poza kadr, gdy któraś z postaci nie ma niczego konkretnego do powiedzenia, albo cała wypowiedź pokryta jest komentarzem narratora, streszczającym lub uściślającym treść.
No i gdy Daniel Clowes wyjaśni już wszystko z życia Monici i skończy jej historię, przypomina sobie, że zaczął od stworzenia świata, więc przydałoby się zakończyć jego końcem, co wygląda jak wystrzelenie w powietrze pokrywki garnka, który podgrzewany był od samego początku. Być może autor drwi sobie z osób, szukających drugiego dna opowieści, a być może chciał po prostu zakończyć swój komiks wklejką z apokalipsą zombie. Niemniej może jest to też włożenie szpadla w ręce czytelnika, aby przy następnej lekturze nieco pokopał w wątkach. Czy tam coś jest? Być może nie ma, a być może dokopiesz się do piekła.
Scenarzysta: Daniel Clowes
Ilustrator: Daniel Clowes
Tłumacz: Wojciech Góralczyk
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 210×280 mm
Liczba stron: 108
Oprawa: twarda
Druk: kolor