Moon Knight – Bendis i Maleev w blasku księżyca
Nie często sięgam po (w miarę, bo ten ma już ponad 10 lat) Marvele. Moon Knight przyciągnął mnie nazwiskami z okładki, bo Bendis i Maleev to para odpowiedzialna za genialny run w Daredevilu vol. 2. Jeżeli wiecie, co ci panowie wyrabiali w człowieku bez strachu i wam się podobało, to śmiało sięgajcie też po ten komiks.
Co w artykule?
Moon Knight Bendisa i Maleeva
Moon Knight vol. 6 to seria uruchomiona w 2011, w twardej oprawie znajdziecie wszystkie 12 zeszytów, które można czytać bez znajomości żadnych innych komiksów. Serie, które wyszły u nas wcześniej, dzieją się później, zresztą księżycowy bohater to taki marvelowy outsider, który stoi tak trochę z boku, choć przez moment był członkiem West Coast Avengers. Mimo to komiksy z tym bohaterem to świetna lektura, choćby dzięki temu, że nie trzeba znać setek innych przygód.
Bendis bardzo sprytnie zestawił członkostwo z trochę mniej ważnymi Avengersami oraz rozdwojenie jaźni Marca Spectora. Dzięki temu nie obserwujemy typowej dla tego bohatera przemiany, a dość śmiałą wersję stworzenia nowego składu West Coast Avengers. Rozgrywającą się w głowie tytułowej postaci.
Streef fighter
Moon Knight, mimo że koresponduje z zawieszonym w kosmosie satelitą naszej planety, to bohater twardo stąpający po ziemi. Śmiało wmieszać go można w tłumek bohaterów typu ulicznego, obijających po mordach zbirów tak długo, aż sami nie padną. Starcia z podrzędnymi, drugo- czy nawet trzecioligowymi bandziorami poprzez natężenie i czas trwania są realistyczne, choć kilka razy zrobiło mi się szczerze żal bohatera, bo wycierano nim podłogę, tak jak się to robi szmatą.
Z postaci wspomagających pojawia się ECHO!!! Uwielbiam Mayę Lopez, Parts of a Hole (więcej tu – klik) to jeden z moich ulubionych komiksów EVER (nie tylko o kalesoniarzach). Z dziewczynami czasem nie idzie się dogadać, a jak jeszcze w kanale komunikacyjnym znajduje się dodatkowa przeszkoda to już w ogóle. A przecież Moon Knight, w przeciwieństwie do Daredevila ma pełną maskę, więc czytanie z ruchu warg odpada. Co prawda trochę mam za złe Bendisowi, co zrobił z moją ulubioną dziewczyną Matta Mardocka, chyba poniosły go emocje, ale samo prowadzenie postaci jest genialne i wywołało u mnie euforię.
Tak powinien wyglądać współczesny kontakt
Zresztą Bendis i Maleev to kapitalny duet. Kryminalny klimat doskonale oddawany jest za pomocą przekozackiej, zawadiackiej krechy, dobrze naśladującej rzeczywistość, ale i bardzo ekspresyjnej. Jeśli czytaliście Daredevila tej dwójki, to wiecie już doskonale czego się spodziewać. Tak powinien wyglądać współczesny komiks superbohaterski. Bardziej podobają mi się kolory, które położył Matthew Wilson, ale Matt Hollingsworth to też klasa. Nie brakuje dynamicznego kadrowania, dwustronicowych splashy, które uzupełniają świetne okładki poszczególnych zeszytów, każda z nich nadająca się na plakat.
Otwarcie jest bardzo filmowe, przez chwilę nawet myślałem, że Bendis napisał przygody Moon Knighta w stylu Indiana Jonesa, ale szybko się okazuje, że w fabułę został zaszyty wątek serialu, który kręci Marc Spector, co zabawnie współgra z mało udanym (przynajmniej moim zdaniem) widowiskiem, które można obejrzeć na Disney+. Raczej scenarzysta się tego nie spodziewał, że Moon Knight zostanie kiedyś przeniesiony na mały ekran. Za to z pewną świadomością zaszyte zostały odniesienia do innych produktów popkultury, m.in. do Xeny. Wojowniczej księżniczki i Karate Kida. Lubię takie zabiegi, o ile się z nimi nie przedobrzy.
Prawda czy obłęd
Wątek obłąkania głównego bohatera jest tu kluczowy i dobrze napędza fabułę. Dobrze dobrano postacie, które siedzą w głowie głównego bohatera, bo często dochodzi do wewnętrznego konfliktu, pod względem metod, zwłaszcza między Kapitanem Ameryką, a Wolverinem. Część z Was na pewno kojarzy okładkę Captain America Annual #8, która doskonale obrazuje nastroje między tymi dwoma postaciami. Lubię Pajączka, ale czasem mógłby zamknąć jadaczkę, zwłaszcza przy szybkich nawalankach.
Marc Spector to straszny przegryw, ale jest się za nim całym serduchem. Mega się ucieszyłem, że blisko niego znalazła się Echo. Serce się kraje, jak się patrzy jak Moon Knight zbiera cięgi i to od mało znaczących łotrów. No i główna intryga, która zdaje się zagrażać całemu światu, okazuje się grą o pietruszkę. Nadal komiks Bendisa i Maleeva to coś wartego uwagi, zamknięta kryminalna historia, która spodoba się nawet tym, którzy Marvela znają ze słyszenia.
Scenarzysta: Brian Michael Bendis
Ilustrator: Alex Maleev
Tłumacz: Jacek Żuławnik
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Marvel Classic, Moon Knight
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor