Mówili na niego Karol

Mówili na niego Karol. Zapytacie, na kogo konkretnie? Karol to dość potężne imię, oznaczające człowieka mężnego lub wojownika. Wszyscy znamy (przynajmniej ze słyszenia) Karola-księcia Walii, Karola-człowieka, który został papieżem i mniej sławnych, setki, tysiące innych. Nie ma się co dziwić, imię to było na 33. miejscu najczęściej nadawanych w Polsce w roku 2017. Kiedy myślę o tym mianie, od razu pojawia mi się przed oczami „mój Karol”, mąż koleżanki z pracy (Natalia, jeśli to czytasz, serdeczne pozdrowienia dla Ciebie i Twojej drugiej połowy!). Za chwilę poznamy jeszcze kilku i to w ostatniej chwili, w której można ich poznać. Po perfekcyjnym debiucie, jakim był Brom oraz zdecydowanym drugim uderzeniu w Życie i czasy Johannesa Schachmanna, Wydawnictwo 23 otwiera nowy rok nowym tytułem. Jest nim…

Mówili na niego Karol

Mówili na niego Karol

Jerzy Januszewski zamknął ostatnio spory rozdział swojego życia, związany z prowadzeniem wózka z napisem Warchlaki. W sumie nie ma się co dziwić, widać, że budowanie imperium związanego z wydawnictwem komiksowym mu wychodzi (patrz dwie udane pozycje wymienione powyżej). Najwidoczniej pozamykanie interesów z jednej strony przyniosło temu sympatycznemu człowiekowi trochę wolnego czasu, o który w dzisiejszych czasach tak ciężko. Jaki to był konkretnie przedział czasowy, trudno powiedzieć. Wystarczyło na napisanie scenariusza do komiksu opiewającego w cztery słowa, które znaleźć można w tytule. Pozostało znaleźć rysownika, który to wszystko (wszy-ściu-teń-ko) zilustruje i tu na placu pojawia się Ewa Ciałowicz, którą znamy choćby z fanarta Broma, czy z shortów zamieszczanych we wspomnianym zinie! No dobrze, to do lektury!

Nie potrzeba zbędnych słów

Mówili na niego Karol to komiks niemalże niemy. Nie znajdziecie w nim innego słowa, poza frazą tytułową. Rysunki uzupełniają w nielicznych miejscach onomatopeje i to tyle. Czy rzeczywiście napisanie scenariusza zajęło Jerzemu Januszewskiemu tyle, co przeciętnemu Kowalskiemu wyzionięcie ducha? Raczej nie, bo siłą nośną krótkich, stronicowych opowieści jest chęć opowiedzenia życia człowieka, który zaraz umrze, albo umarł przed chwilą. Jedno jest pewne, Karol nie żyje i choć tu by można postawić kropkę, bo skoro ZED IS DEAD nie ma się już nad czym rozwodzić. Spróbuję jednak przejść przez recenzenckie piekło, jakie sprowadziło na mnie Wydawnictwo 23 i zajrzeć w kadry komiksu niczym mój głodny kot zaglądający przez okno po kilkudniowych wojażach.

Mówili na niego Karol

Mówili na niego Karol można przeczytać w jakieś 28 sekund, warto jednak nad każdą stroną się zatrzymać przez chwilę, bo jest na co popatrzeć. Każda napakowana humorem oraz dynamiką. Reszta należy do Ciebie, czytelniku, całość historii tego, kim był Karol, trzeba sobie dopowiedzieć. Jest to zabawa aż na 20 razy, później jest już tylko reklama, szkice i biografia autorów, z której najbardziej ujmuje mnie znak zodiaku Jerzego – czołg. Większość stron zamknięta jest w klasycznym, sześciopanelowym układzie. Dopiero pod koniec zeszytu autorzy przyśpieszają, podając ostatnie cztery epizody na pełnych stronach, tak jakby chcieli dać czytelnikowi na końcu po pysku, wyprowadzić szybkie ciosy i znokautować. No cóż, Jerzy i Ewo, ze mną się wam udało.

Czyli o czym to?

Jeżeli widzieliście jakąkolwiek przykładową planszę z komiksu Mówili na niego Karol, wiecie doskonale czego się spodziewać. Jaskrawe barwy komiksu, powycinane w cartoonowy sposób, nieograniczane zbędnymi kreskami, wycieniowane w stylu graffiti (no, przynajmniej mi to przypomina drobne kropelki nakładane sprayem). Technika ma skuteczność spadającego ostrza gilotyny. Tematyka? Przenajróżniejsza! Od koncertu metalowego zespołu po najazd obcych w postapokaliptycznych klimatach. Nie zabrakło też klasycznej superbohaterszczyzny, bo i taką planszę tu znajdziemy. Warto mierzyć siły na zamiary, taki wniosek można wyciągnąć z tej strony, a przecież o bilansie sił raczej autorzy opowieści o kalesoniarzach nie myślą za często.

Mówili na niego Karol

No cóż, to tyle. Album 003 od Wydawnictwa 23 uważam za zrecenzowany i to wyczerpująco. W tym tekście znalazło się jakieś 150 razy więcej słów niż w samym komiksie. Po Miał na imię Karol sięgnąć warto, zwłaszcza gdy za oknem tak nieciekawie, jak jest teraz. Jaskrawe kolory i równie barwne poczucie humoru autorów ubarwią wasze popołudnie. A kto wie? Jeśli macie równie wykrzywione poczuciu humoru co niżej podpisany, to nie jedno.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu 23 z udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: