Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza – komiks nie dla każdego
Daniel Clowes to zdecydowanie jeden z najważniejszych twórców z nurtu amerykańskiego komiksu niezależnego. Autor zaskarbił sobie sympatię krytyków i czytelników takimi tytułami jak Ghost World, Miotacz Śmierci czy też właśnie tytuł omawiany w recenzji. Przyznam szczerze, że jest to moje pierwsze zetknięcie się z twórczością tego legendarnego scenarzysty. W związku z powyższym możecie (a nawet powinniście!) traktować mój wywód niejako z dystansem, gdyż jako laik w temacie komiksów Clowesa moje odczucia, ale i przede wszystkim potencjalnie ograniczona perspektywa pod kątem wyłapywania poszczególnych odniesień w tym komiksie mogła wpłynąć na odbiór końcowy. Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza to bowiem tytuł, który owszem, intryguje i zaskakuje, ale czy każdy po lekturze tego komiksu padnie przed Panem Danielem na kolana? Tu mam jednak pewne wątpliwości, które postaram się uzasadnić w tym tekście.
Głownego bohatera, Clay’a Laudermilka, poznajemy w pozornie zwyczajnych okolicznościach. Otóż Clay zdecydował się wybrać do kina i nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wybrał się na pokazy filmów erotycznych. Jakby tego było mało, Clay w filmie wypatrzył nikogo innego, jak swoją byłą żonę. Bohater postanawia więc odnaleźć byłą partnerkę i świeżo po seansie wyrusza na jej poszukiwania. Od tego momentu następuje cały szereg bliżej niewyjaśnionych dziwactw, którymi czytelnik będzie zasypywany w każdym rozdziale. Clowes bez umiaru pakuje Clay’a w sytuacje rodem z jakiegoś surrealistycznego snu, po których każdy normalny człowiek… nie grzeszyłby już nigdy więcej normalnością.
Jeśli jest jakaś potencjalna grupa odbiorców na tego typu komiks, to będą to zdecydowanie fani chociażby Davida Lyncha, jak i ogólnie odbiorcy swego rodzaju „kwasowych” treści. Wszechobecny absurd oraz poczucie nieustannego obłąkania towarzyszą nam praktycznie przez całą opowieść, a ja sam nie raz byłem zaskoczony, jakie niedorzeczności siedzą w głowie scenarzysty. Krewetki oczyszczające oczodoły czy pies bez żadnego otworu potrafią zrewidować czyjeś (w tym przypadku moje) poglądy na temat tego, co możemy uznać w popkulturze za szalone, a to ledwie namiastka tego, co serwuje nam ten tytuł. Pozostaje tylko zadać sobie pytanie, czy te wszystkie abstrakcyjne motywy służą czemuś więcej, czy mają wywołać jedynie jakieś poczucie szoku i dezorientacji?
Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza jest często przedstawiana jako komiks traktujący o lękach, które trawiły Stany Zjednoczone w latach 50. Ba, sugeruje to nawet tył okładki, który ma niemal bliźniaczy opis w stosunku do tego, co napisałem. Jak zatem wypadają te motywy? Tu dochodzimy do momentu, w którym mogę wyjść nawet nie na malkontenta, ale nawet i heretyka, a może na takiego co się nie zna i gada bzdury? Być może, ale nie zamierzam oszukiwać siebie, ani innych, więc przejdę do rzeczy. Nie do końca łapię co Clowes chciał przekazać w tym komiksie. Są jak najbardziej motywy, które jesteśmy w stanie je z marszu zinterpretować, mając przy tym świadomość, co autor chciał przekazać. Manipulacja społeczeństwa poprzez media, autorytety, popkulturę – to problemy, które stara się poruszyć autor.
No właśnie, ale czy Clowes aby na pewno komiksem Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza chciał cokolwiek przekazać? Są bowiem momenty (i to niemało) w tym dziele, w którym albo mi jako czytelnikowi brakowało jakiegoś kontekstu, albo to była zwyczajna prowokacja i twórca zwyczajnie robi sobie jaja. Przykładowo, nie mam pojęcia, po co była scena w barze z Elvisem, który próbuje wyprosić głównego bohatera, używając przy tym słów powszechnie używanych za obraźliwe. Również wątek z kobietą oferującą nocleg Clay’owi, która zrodziła nienaturalnie wyglądające dziecko, wydaje się całkowicie zbędny i pozbawiony większego sensu. Tego typu odczucia obcowały zdecydowanie zbyt często. Staje się to zresztą problematyczne w momencie, kiedy te wszystkie irracjonalne motywy przesłaniają sam trzon opowieści, a więc poszukiwania byłej wybranki Clay’a. Ten wątek już w połowie komiksu (jak nie szybciej) wydał mi się nieinteresujący, miałem wręcz wrażenie, że Clowesowi nie zależy nawet jakoś specjalnie na tym, by miał on utrzymywać zainteresowanie czytelnika.
Zdaje sobie sprawę, że te słowa krytyki mogą niektórych entuzjastów tego tytułu zgorszyć, ale moje gorzkie żale nie powinny przesłonić tego, że Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza to komiks, który zdecydowanie warto znać. Nawet jeśli Perypetie Clay’a Laudermilka nie zostaną ze mną na dłużej, to absolutnie nie ma tu mowy o poczuciu zmarnowanego czasu. Podróż po odmętach umysłu Daniela Clowesa może wzbudzać zarówno podziw, jak i chroniczny ból głowy. Tak jak wspominałem, być może brakowało mi jakiejś szerszej perspektywy na pewne wątki czy motywy, ale przy tym wszystkim jestem zdania, że każdy twór, niezależnie od medium, powinien bronić się sam, nie zasłaniając przy tym się nieznajomością jakichś odniesień ze strony odbiorcy. Nie zamierzam podważać miejsca tego tytułu w panteonie klasyków, ani też kwestionować jego renomy pod kątem jakości samej w sobie. Myślę, że tu pasuje jedno z najbardziej banalnych, ale jakże trafnych stwierdzeń, że to komiks zdecydowanie nie dla każdego.
Scenarzysta: Daniel Clowes
Ilustrator: Daniel Clowes
Tłumacz: Wojciech Góralczyk
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 190×280 mm
Liczba stron: 144
Oprawa: twarda