Noir burlesque. Tom 1
Jak by to mogło zacząć się w filmie? Schodzisz do zadymionej ciasnej sali, w której pogrywa tercet sekcji dętej. Trąbka smętnie opowiada historię o miłości i zdradzie. O zimnych twarzach twardych kolesi i ogniu płonącym w sercach. Zamawiasz ulubionego drinka i obserwujesz jak na scenę, gibkim krokiem wchodzi gwiazda wieczoru. Rubinowe usta wymawiają tytuł. Noir burlesque. Tom 1. po czym reszta jazzowego zespołu przypomina sobie, że też dzisiaj gra.
Co w artykule?
Fascynacje kinem NOIR
Enrico Marini prześlicznie odmalowuje kryminalne realia przełomu lat 40. i 50. XX wieku, nawiązując do gangsterskich filmów w stylu noir. Na planszach Włocha pną się ponure budynki Nowego Jorku, przejść się można zarówno po Time Square, jak i po ciasnych uliczkach, w których bez wątpienia można dostać w ryja (tak w najlepszym wypadku). Wiernie zostały oddane realia epoki włącznie ze strojami, jak i klasycznymi autami.
Nawiązania do filmów czarnego kina potęguje oszczędne użycie barw. Poza czernią i bielą uzupełnianymi przez szarości, Marini używa tylko czerwieni, najczęściej po to, by dodać ognia swojej famme fatale. O właśnie. Bez kobiety, równie niebezpiecznej, jak odbezpieczony rewolwer gangsterski kryminał by się nie udał.
Śliczne grafiki Mariniego
Noir Burlesque. Tom 1 to genialny komiks pod względem graficznym. Duży format sprzyja pięknym, acz ponurym ilustracjom, pełnym dymu, niestroniącym od erotyzmu. Klimat wręcz unosi się nad stronami, a po lekturze oka samo szuka na półce ciemnego grzbietu z czerwonym napisem, aby jeszcze przez chwilę powodzić po grafikach Mariniego.
Z tym że, scenariusz mógł napisać ktoś inny
Niestety artyzm nie tyczy się scenariusza, który jest prosty niczym rondo kapelusza przejechanego przez Forda Cadillaca z czerwca 1952 roku. Slick wraca z wojny, niestety w ojczyźnie czekają go kłopoty. Postanawia spłacić długi, które narobił ktoś z jego rodziny. Niestety Rex, trzymający bohatera w garści ma jeszcze jedną kartę przetargową. Caprice, równie niebezpieczną, co uroczą. Nie tęskniła długo za swoim byłym chłopakiem, ale okazuje się oczywiście, że między tą dwójką jeszcze iskrzy. Stara miłość nie rdzewieje.
Ogólnie rzecz biorąc przez większość komiksu nie przeszkadza mi ta minimalistyczna fabułka. Zwyczajnie nie psuje odbioru komiksu, jest całkiem wciągająca, ale nie obraziłbym się, gdyby do ślicznych grafik Mariniego ktoś napisał porządny scenariusz. Taki, który chociaż w minimalnym stopniu uruchomi zwoje mózgowe. Być może ten minimalizm przesłonić ma erotyka, ale no, nie mam już nastu lat, by rysunek półnagiej kobiety wyłączył mi pozostałe funkcje w mózgu.
Niespodziewana wolta przygrywająca wstęp do drugiego tomu
Na koniec Marini wymyślił zwrot akcji, który wykopuje drzwi do drugiego tomu. Bez wyrachowania, bez zażenowania, bez żadnych skrupułów, ot w prostym stylu niczym cios w zęby pięścią ozdobioną w chamski, stalowy kastet. Wolta nie wyszła zbyt zgrabnie, zakończenie ciąży i wyznacza kierunek, tylko po to, by w finale okazało się, że jednak będzie inaczej. Slick robi wszystko co robi, aby nie zostać jednym z drabów Rexa, by na koniec zostać omamiony wizją wendetty. No kurde. No ja rozumiem, że jest to tylko komiks rozrywkowy, ale no minimum szacunku do czytelnika to jednak się należy. Chociaż w sumie może i lepsze to niż zostać zwyczajnie zatłuczonym.
Mimo wszystko nadal mam ciepłe uczucia względem tego komiksu. Noir burlesque. Tom 1 doskonale zgrywa się z aurą za oknem, przydługimi wieczorami i ponurą mgłą unoszącą się do południa. Nie jest optymistycznie, ale jak inaczej ma być w listopadzie?
Scenarzysta: Enrico Marini
Ilustrator: Enrico Marini
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Noir burlesque
Format: 216×285 mm
Liczba stron: 104
Oprawa: twarda