Parszywy drań. Tom 1 – mamma mia, toż to Indiana Jones
Parszywy drań. Tom 1 to doskonały komiks przygodowy, który określiłbym niesamowicie udanym połączeniem Indiany Jonesa z Mamma Mia. Czy może być lepsza rekomendacja? No, chyba że wyłowiliście na okładce nazwisko Loisel. To wtedy tak!
Podróż w sam środek wrogiego środowiska
Na brazylijskie lotnisko w Kalimboantao przybywa Max. Nie ma ze sobą wiele, najcenniejsze zdają się dwie fotografie, które znalazł w rzeczach swojej niedawno zmarłej matki. Na zdjęciach widać dwóch różnych mężczyzn, czy jeden z nich mógłby być ojcem francuza? Być może. Tego Max będzie się musiał dowiedzieć, wchodząc w buty archeologa podążającego śladami swojej przeszłości.
Postacie drugoplanowe
Loisel rozpisuje dramat, nie szczędząc środków. W miasteczku mieszka wiele barwnych osób, które zapamiętacie bez problemu. Najważniejsze są trzy przyjaciółki (w tym dwie poznane przez Maxa już na samym początku, na lotnisku) oraz niema brazylijka, doskonale znająca dżunglę. Część postaci nigdy nie poznamy, ale autor ma pomysł, aby przemówiły. Nawet z zaświatów.
Parszywy drań. Tom 1(?)
Parszywy drań. Tom 1 właściwie zawiera dwa albumy Isabel oraz O Maneta. Z jednej strony fajnie, że dostajemy od razu podwójną dawkę. Z drugiej jednak trochę szkoda, bo na razie wyszły tylko trzy części, więc na ciąg dalszy przyjdzie nam trochę poczekać.
Poszukiwania w samym środku dżungli
Szybko okazuje się, że znalezienie ojca to nie jedyne poszukiwania, w jakich bierze udział Max. Jest wątek ze skarbem, ale chłopak będzie też musiał zdobyć lekarstwo na chorobę przenoszoną drogą płciową. I to w samym środku dżungli. Aha, na okładce brak ostrzeżenia, ale jak to z tymi rozwiązłymi Francuzami już bywa. Parszywy drań. Tom 1 to komiks dla dorosłych, scena seksu, przemoc, przedmiotowe traktowanie kobiet (zwłaszcza miejscowych) i bluzgi to pokaźna lista ostrzeżeń.
Komiks którego się nie czyta, a chłonie
Parszywy drań. Tom 1 to komiks, który płynie. Narracja jest niesamowicie wyważona, dobrze dobrane tempo akcji, ilość dialogów i rysunki, które wsysają czytelnika w brazylijski krajobraz. Dodać do tego sympatyczne mordki, które rysuje Pont, wędrującą kamerę, przyjemne barwy i dobrze rozplanowane kadry i wychodzi z tego komiks, którego się nie czyta, tylko chłonie.
Muzyczne smaczki
Akcja komiksu została osadzona w 1972 roku. Loisel wrzucił kilka muzycznych smaczków z tego okresu. Pojawiają się teksty dwóch piosenek Beatlesów (Blackbird oraz Michelle, która przecież ma fragment tekstu po francusku). Autor nie zapomina o Stonesach, ale w sumie zawsze wolałem czwórkę z Liverpoolu. Sam nie wiem czemu. Na pytanie, co Max by sobie kupił, gdyby był bogaty, odpowiada bez zastanowienia, że gitarę Fender, model Jimie Hendrix Stratocaster. No, miluśko to się wyławia.
Egzotyczna przygoda się nie kończy, na ostatniej stronie znalazł się paskudny zwrot akcji, wyjaśniający część zagadek, w tym tą, która wyskoczyła jako pierwsza. Czy Maxowi uda się wydostać z dżungli z pewnym sympatycznym, jednorękim bandytą. Tego dowiemy się następnym razem.
Scenarzysta: Régis Loisel
Ilustrator: Olivier Pont
Tłumacz: Jakub Syty
Wydawnictwo: Lost in Time
Seria: Parszywy drań
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 176
Oprawa: twarda
Papier: kredowy