Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda – tom 2 – Recenzja
Twarda okładka, duży format, 184 strony kolorowych kadrów wypełnionych humorem z ulic gorącego Bagdadu. Ci, którzy czytali pierwszą część, wiedzą, że zaraz po przeczytaniu tytułu Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda – tom 2 nie trzeba będzie długo czekać, aby padło zdanie powtarzane przez bohatera niczym mantra. Chcę zostać Kalifem w miejsce Kalifa. Cóż, ważne aby wiedzieć czego się chce z życia i do tego dążyć, prawda?
Pragnienie osiągnięcia szczęścia czyhającego za rogiem to siła napędowa każdej historii o wezyrze, zamkniętej przez autorów Tabarego i Goscinnego w zazwyczaj ośmiostronicowej formie komiksowej. Każda z opowieści zawiera knującego spisek, próbę jego realizacji i, co oczywiste, fiasko, czasem bardzo bolesne. Przecież każdy z nas zna to uczucie, kiedy nic się nie udaje. Cokolwiek by się nie robiło, nawet nie wiem jakbyś się starał, cały wysiłek idzie na marne i coraz głębiej osuwasz się w bagno. Nie ma co się załamywać, jutro też jest dzień, scenarzysta wie o tym doskonale. Na początku każdej historii pozwala, aby Słońce wstało na nowo, krąg się zatoczył, karuzela dalej się kręciła. Czy to oznacza, że Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda – 2 to komiks nudny? W żadnym wypadku.
René Goscinny, znany najlepiej z asteriksowej współpracy, to scenarzysta komiksowy, którego nazwisko aż kusi aby przekręcić tak, aby zapewniało o jego gościnności. Dba on o to, aby w omawianym tytule się działo i walczy każdą komórką w swoim ciele o utrzymanie czytelnika w stanie zaciekawienia. Nie trzeba znać pierwszego tomu, aby sięgnąć po drugi. Nowy czytelnik szybko i bezboleśnie zostanie wprowadzony w realia panujące w bagdadzkim pałacu, służy temu specjalna strona wyprzedzająca wszystkie historie zamieszczone w tym tomie. Zanim przejdziemy do właściwej treści, dla przypomnienia, albo dla wprowadzenia, zostają przedstawione strony dramatu. Na pierwszy plan wybija się najmniejsza postać z tego zestawienia, ale za to o największym ego, czyli tytułowy Wezyr. Dalej jest jego wierny sługa, zaskakujący chłodnym spojrzeniem i inteligentną refleksją, Pali Bebeh. Jest jeszcze oczywiście Kalif Harun Arachid, łagodny ale i niezbyt inteligentny władca. Tych trzech spotkamy jeszcze nie raz, nie dwa, nie piętnaście.
Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda – tom 2
Wezyr Iznogud (w animacji z 1995 roku imię zostało przetłumaczone na Nictuponim) to czarny bohater i, jak to z takimi bywa, skazany jest na porażkę. Nie powiem, zdarza mi się mu pokibicować (podobnie jak liczyłem na to, że w końcu kojot dogoni strusia i go zje). Lepiej jednak postawić się w roli widza i spokojnie obserwować widowisko, a jest na co popatrzeć. Mimo że platforma użyta w komiksie Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda – tom 2 jest stricte związana z arabskimi baśniami znanymi z Księgi tysiąca i jednej nocy, to szybko orientujemy się, że scenarzysta nie ogranicza się tylko do latających dywanów, dżinów zaklętych w lampy, czy zaczarowanego skarbca otwieranego magicznym zaklęciem. Do tygla wydarzeń zostają dorzucone chociażby elementy science-fiction, takie jak najazd rasy pochodzącej z innej planety i podróże w czasie.
Urzekają też elementy polityczne i kulturowe, które idealnie zgrywają się z ostatnimi wydarzeniami w naszym kraju. Tak jakby autor miał wizję i wyśnił, że jego komiks ukaże się w Polsce kilkadziesiąt lat po napisaniu. Mam tu na myśli przede wszystkich Wybory w kalifacie na tle nadchodzących wyborów prezydenckich. Rozwiązanie z władcą głosującym jednogłośnie na samego siebie wydaje się tu jak najbardziej na miejscu. Wesoło też wygląda Phuara, zawoalowana zgodnie z obyczajem kobieta występująca w Zbrodni z zimną krwią. Każdy, kto wychodzi dzisiaj na ulice, wie, że trzeba zakryć usta i nos, inaczej komuś może stać się krzywda. Albo przynajmniej liczyć się z otrzymaniem mandatu. Takie czasy!
Autoportret
Z recenzenckiego punktu widzenia należałoby jeszcze wspomnieć o rysowniku. Można by, ale po co, skoro wystarczy otworzyć tom na historii pod tytułem W czarnych barwach, w której występuje sam Jean Tabary. Choć oczywiście wielbiciele kreski Alberta Uderzo, znanej z serii o Asteriksie i Obeliksie, znajdą i tu coś dla siebie. Szybko można przyzwyczaić się do rysunkowych realiów panujących w omawianej serii, a autorzy dodatkowo dają możliwość postawienia się u boku rysownika i poznania procesu tworzenia ilustracji. Wszystko, aby zakpić ponownie z tytułowego wezyra.
Jest też kilka historii rozciągających się na więcej niż osiem stron. Przykładową jest chociażby Dzień Szaleńców, trwający 20 stron rozciągniętych na 24 godziny. Dzięki takiemu zabiegowi akcja może się rozpędzić i wpędzić Iznoguda w jeszcze większe tarapaty niż zazwyczaj. Zwykle jednak formuła ośmiostronicowa sprawdza się w stu procentach. Moją ulubioną historią z komiksu Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda – tom 2 jest ta zatytułowana jako Droga wiodąca donikąd, spięta w przepiękną, ilustracyjną klamrę, za sprawą powtórzonej ilustracji na pierwszej i ostatniej stronie, oraz podkreślająca definicję serii. Teraz jest czas, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nasze pragnienia to nie mrzonka, miraż i niepotrzebne szczęście, czy może zamiast uganiania się za pragnieniem, nie należałoby docenić tego, co się ma? I jeszcze jedno pytanie, czy można mieć trzeci tom? Materiału źródłowego jest dość, ale Egmont prezentuje cykl wydawniczy raz na rok. Może i dobrze, zdążę zatęsknić za tym nicponiem.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Równie mocno polecamy tom 1, o TU.