Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3

Największy nicpoń w Bagdadzie powraca w komiksie zatytułowanym Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3. Tak, już trzeci raz można obserwować, jak ten dość niewysoki, ale o ogromnych ambicjach człowiek, skręca się, wije, knuje, rozmyśla, marzy. Wszystko tylko w jednym celu. Jeżeli czytaliście choć jedną historyjkę o tym mieszkańcu bliskiego wschodu, to już zapewne wiecie, że pragnie on tylko jednej, jedynej rzeczy. „Chce zostać kalifem, w miejsce kalifa”. Niby tak, najważniejsze mieć marzenia, ale czy rzeczywiście wypada chcieć wszystkiego? Zwłaszcza w komiksie dla dzieci?

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3.

Wstępniak wyprowadza, że niby smęcę pęcę, ale Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda trafiają dość w moje gusta. Jest to z zasady prosty komiks humorystyczny, używający ciągle tego samego mechanizmu. (Anty-) bohater komiksu wymyśla nowy plan lub na niego wpada, albo jest mu podsuwany pod nos. Następuje realizacja pomysłu, czasem spektakularna i następuje równie widowiskowe fiasko. Nic nie jest bardziej pewne niż to, że Wezyrowi Iznogudowi nie uda się zostać kalifem, w miejsce kalifa. Nie jest to żaden spoiler, prawda utajona, czy tajemnica. Używając nomenklatury gejmingowej, takiego silnika gry używa René Goscinny i koniec.

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3

To skoro wiemy już, jak każda historia się kończy, to co w tym zabawnego? Ano, tu scenarzysta musi się mocno napracować, aby czytelnika przyciągnąć i nie dać mu odejść, a gimnastykuje się niczym jogin na najwyższym stopniu wtajemniczenia. A to Wezyr zabiera Kalifa na polowanie na tygrysy, a to do Bagdadu wpada japoński turysta z tajemniczym pudełkiem uwieczniającym wspomnienia, albo jeszcze do portu zawija kuter z przedziwnym ładunkiem w postaci syreny dysponującej paraliżującym śpiewem. W samym tylko trzecim tomie pomysłów, jak to mogłoby się udać wezyrowi, jest 17, aż strach pomyśleć, na co Goscinny jeszcze wpadnie.

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3

Właściwie to trzeba przyznać, że Wezyr Iznogud nie jest bohaterem w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nawet sami autorzy zamierzali zatytułować komiks imieniem kalifa, w sumie dobrze, że tak się nie stało. Osobiście już dawno doszedłem do tego, że nakręcane fiaskiem historyjki wyzwalają we mnie ciepłe uczucie względem antagonisty. I tak swego czasu polubiłem Kojota i kibicowałem mu, aby dopadł w końcu tego pstrokatego Strusia Pędziwiatra, a kilka razy było naprawdę blisko. Na dodatek dobra strona nie wydaje się zbyt atrakcyjna. Irytował mnie ten mieniący się różnymi kolorami ptak, a kalif Arun Arachid to łagodny niczym baranek i chyba równie inteligentny typek. Można go niby polubić, ale sexy to on nie jest.

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3

Znowu Wezyr Iznogud to nie jest zbyt dobry typ do naśladowania. No bo popatrzmy. To nie jest tak, że jest to bidaczek, któremu w życiu nie wyszło i codziennie nie pozostaje mu nic innego, niż klepanie biedy. Wręcz przeciwnie. Ma hajs, mieszka w pałacu, władzy też mu nie brak, bo jest drugą co do znaczenia głową w państwie. No, ale nie jest kalifem. I teraz drogie dzieci następuje morał. Trzeba cieszyć się z tego, co się ma, bo często okazuje się, że człowiek nie ma wcale tak niewiele.

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3. ma sporo do zaoferowania dla najmłodszych czytelników. Mnóstwo żartów ubarwionych przeróżnymi dziwami ze świata Baśni tysiąca i jednej nocy, takich jak latające dywany, zaczarowane muszle, zmniejszające eliksiry, czy magiczne fujarki. Starsi też sporo wyciągną, bo scenarzysta przepuszcza żarty przez filtr współczesnej (w momencie tworzenia) europejskiej cywilizacji. I tak pośród bagdadzkich straganów i pałaców znajdziemy coś, co przypomina aparat fotograficzny. Za jakiś czas wezyr zamawia rower treningowy z katalogu wysyłkowego, a innym razem otrzymuje magiczne… puzzle.

Przygody Wielkiego Wezyra Iznoguda. Tom 3

Szczerze przyznam, że mimo dotychczasowego (a ma to się w tym roku zmienić) wolnego tempa wydawniczego (co rok, to prorok) i dość żwawej narracji i tak nieco zmęczyła mnie już formuła ciągłego przegrywania. Tym razem osłodą są żarty jeszcze z innej półki niż wskazane wyżej, przebijające czwartą ścianę. Najpierw w Pudełku na wspomnienia, całkiem przypadkowo, w wyniku nieszczęśliwego wycelowania urządzenia w ostatnim kadrze historii pojawia się zdjęcie rysownika. Wypadek popycha twórców do śmielszego wkomponowywania (tym razem w formie kreślonej) artysty w sam środek historyjek. W Magicznym kalendarzu Tabary nie na żarty tłumaczy się Wezyrowi z opóźnień. Na koniec tomu wpadają czytelnicy, żądając od autorów, aby Wezyr został w końcu kalifem w miejsce kalifa. Twórcy robili, co mogli, ale jak się domyślacie, nawet z taką pomocą się nie udało.

Sylwester

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

PS. Poprzedni tom też był dobry. Sprawdźcie TU.

Share This: