Róża. Misja przeklętych. Tom 2

Był czas na łagodzenie znanych baśni i legend. Teraz nadchodzi epoka ich brutalizacji i spychania w mrok. Bywa niewesoło, bywa krwawo, a jeśli nie – to przynajmniej boleśnie realistycznie. Jedno jest pewne: już nie jest jak w bajce. „Róża. Misja przeklętych” to kontynuacja reinterpretacji klasycznej opowieści o Śpiącej Królewnie – z tą różnicą, że książę ma absolutnie gdzieś całe to romantyczne wybudzanie.

Róża. Misja przeklętych

Przygodowa opowieść w rękach Cantwella

Christopher Cantwell wziął klasyczne definicje, poprzesuwał akcenty na swoją modłę, ale, co widać po drugim tomie nader wyraźnie, snuje swoją opowieść w przygodowy sposób. W pierwszym tomie utworzyła się awanturnicza drużyna. Obok Róży stanęła Pająk, złodziejka z północy o niebieskiej skórze, odpowiedzialna za wybudzenie bohaterki. Chodzący z mieczem szkielet – kapitan Bly – wypowiadający swoje kwestie czcionką zbliżoną do gotyka. Oraz Roopie – czarodziej, czy nawet nekromanta, albo i wiedźmiak, przypieczętowujący swoje zaklęcia krwią. Na szczęście najczęściej swoją.

Róża. Misja przeklętych

No i owszem. Celem fabuły jest zemsta na Grendrido, złej matce chrzestnej, ale w sumie to Róża nie za bardzo zbliżyła się do jej wykonania. Za to Cantwell rozprawia, kim tak naprawdę jest obudzona królewna – a natężenie składowych tej odpowiedzi zmienia się w różnych częściach albumu. Raz wychodzi na to, że jest bohaterką, która ma ocalić ludność podupadającego królestwa. Momentami, zwłaszcza gdy przypominana jest jej przeszłość, kreowana jest na ofiarę. Są też pewne przesłanki – a jeśli posłuchać matki chrzestnej, to może wydawać się nawet pewne – że Róża jest klątwą, a jej uśpienie miało ocalić świat od zagłady.

Zamknięta opowieść z wyraźnymi tropami na kontynuację

Cantwell nieco markuje, że chciałby snuć tę opowieść trochę dłużej, bo w trakcie rozgrywki zmienia skład drużyny. Ta wyjściowa różni się nieco od wejściowej – trochę szkoda, bo zastępstwo jest ciekawe, ale figurę zdjętą z planszy bardzo polubiłem. Lubię zamknięte opowieści, ale wartka akcja nasączona humorem skutecznie odciąga uwagę od przesłanek, że Róża to seria, która nigdy się nie skończy (choć ewentualnej kontynuacji, mimo bramy otwartej na oścież, póki co nie widać). Prowadzenie fabuły jest lekkie i przyjemne, choć drużyna w czterech rozdziałach, odpowiadających poszczególnym zeszytom, problemów ma naprawdę sporo. Krótko, ale treściwie – a to zawsze dobra kombinacja.

Róża. Misja przeklętych

Bohaterowie zmagają się z prawdziwymi problemami – jak choćby konieczność zarobienia na jedzenie. Podczas misji ratowania krowy (wiem, mało heroiczne) dochodzi do komplikacji, które stopniowo się pogłębiają, a przypadkowe wydarzenia nieuchronnie kierują bohaterów w stronę katastrofy. Rysunki w Róży wpisują się w obecne standardy amerykańskiego komiksu superbohaterskiego. To przyjemny w odbiorze album, choć żadna z plansz (może poza tą z żurawiami) nie zapada szczególnie w pamięć. Kolorowo i dynamicznie – wystarczająco, by wciągnąć się w tę opowieść.

Wątki obyczajowe i motyw żurawi

Z ciekawych wątków obyczajowych warto wymienić niechcianą adopcję Roopiego, która niemal całkowicie odbiera mu jego tożsamość. Głębiej patrząc, można odczytać ten motyw jako zachętę do bycia sobą, niezależnie od tłamszących warunków. Z kolei przyjaźń między Różą a Pająk raz po raz ginie w sprzeczkach i nieporozumieniach, by ostatecznie wybrzmieć mocną konkluzją – nawet ten pierwszy pocałunek nie był przypadkowy, a jeśli miał coś wspólnego ze zwyczajami ludności Północy, to tylko w pewnym stopniu.

Róża. Misja przeklętych

Najbardziej urzekło mnie wplecenie w opowieść motywu żurawi i spojrzenie na te majestatyczne ptaki w sposób, w jaki widzieli je starożytni Grecy. Z jednej strony symbolizują omen przepowiadający przyszłość – tutaj szczególnie w kontekście złego znaku i nadciągającego nieszczęścia. Z drugiej strony stanowią źródło mądrości, choć balansującej na granicy szaleństwa, a także wskazują drogę ucieczki – w końcu to właśnie obserwacja lotu żurawi miała zainspirować Dedala do stworzenia skrzydeł.

Niektóre elementy, jak oczy widoczne w lornetce, wypadają nieco zbyt komicznie, nawet jak na podwyższony poziom humorystyki, ale podsumowując, „Róża. Misja przeklętych” to komiks, który czyta się przyjemnie. Szkoda, że kończy się tak szybko, a na kontynuację będziemy musieli poczekać. Trzymam kciuki, by było to szybciej niż dłużej. W końcu pamięć już nie ta.

Scenarzysta: Christopher Cantwell

Ilustrator: Alex Lins

Wydawnictwo: Nagle Comics

Seria: Róża

Format: 170×260 mm

Liczba stron: 128

Oprawa: miękka

Papier: kredowy

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: