Saint-Elme. Tom 2 – Przyszłość rodziny
Serge Lehman i Frederik Peeters wracają ze swoją kryminalną serią rozgrywającą się w górskim miasteczku położonym malowniczo nad jeziorem. Saint-Elme. Tom 2 to dalszy ciąg opowieści o budowaniu imperium, drobnych i większych machlojkach i rozpuszczonych dzieciakach nadużywających używek. Zasłona skrywająca tajemnicę tytułowej miejscowości nawet nie drgnęła i zdaje się, że spadnie dopiero w finale.
Co w artykule?
Kto tu jest głównym bohaterem?
Muszę przyznać, że niewygodnie się czyta Saint-Elme w odcinkach. Owszem, miło się obserwuje horyzont zdarzeń i odkrywanie okruchów pełnego obrazka (bo trudno to nawet nazwać elementami), ale najchętniej to przeczytałbym to w integralu, albo jak bym miał cierpliwość, to poczekałbym na całość. Zdaje się, że tu wszystko będzie miało swoje znaczenie, czy to dziwne oko rysowane przez porwaną dziewczynkę, czy starzec rozmawiający ze sobą, czy nawet plaga żab. Losy ludzi, których dotąd poznaliśmy, a jest ich całkiem sporo, zostaną ze sobą splecione. Podtytuł kładzie nacisk na rodzinę Saxów, która z jednej strony kontroluje miasteczko, a z drugiej zajmuje się drobną przestępczością.
W poprzednim tomie myślałem, że głównym bohaterem jest Franck, wynajęty do odszukania pewnego gościa znanego jako Derwisz, syna pewnej, zamartwiającej się kobiety. Niestety moje wyobrażenie zostało brutalnie rozbite, bo mężczyzna zginął. Zresztą z rąk typa, którego szukał. Tak mi się przynajmniej wydawało i choć trudno powiedzieć, że z Franckiem wszystko jest w porządku, to jednak żyje. To znaczy żył, ale tylko na chwilę, bo tym razem stanął w płomieniach. Z tym że znowu przeżył. No zagmatwane to, podejrzewam, że będzie ginął w każdym odcinku.
Sekwencyjne rozglądanie się
Saint Elme. Tom 2 pozwala porozglądać się po okolicy i nieco bardziej poznać bohaterów. Potowarzyszyć im przy zwyczajnych, codziennych czynnościach, takich jak jedzenie śniadania, choć temu w domu Saxa daleko od normalności. Zresztą sam gość jest na tyle obrzydliwy i obleśny, że nikt nie chciałby z nim zasiadać do stołu, czy nawet u niego pracować, a dzielić łoża to już w ogóle. I tu w sumie dochodzimy do najważniejszej części, która sprawia, że cieszę się, że dostajemy tę serię w odcinkach, bo można się cieszyć kapitalną warstwą graficzną.
Frederik Peeters daje tu ognia na trzech płaszczyznach. Pierwsza to tusz, doskonale sobie z nim radzi, ma swój styl, lekko niedbały, pociągnięcia są śmiałe, czasem lekko roztarte, twarze bardzo charakterystyczne, a klasyka niemieckiej motoryzacji została pokazana z oddaną, od razu rozpoznawalną szczegółowością. Autor samym tylko tuszem potrafi sprawić, że w jego grafikach niczego nie brakuje, jeżeli czytaliście Lupusa (więcej tu – klik), albo Niebieskie pigułki, to na pewno się zgodzicie.
Druga sprawa to losowe, pozwalające się rozglądać kadrowanie. Co prawda to może wynikać ze scenariusza, niemniej uwielbiam takie sekwencje. Przeskakujące między perspektywami, a nawet lokacjami. Pozwala to sprawdzić, co w danej chwili robią różne postacie, nadaje dynamiki, podsyca niepokojący klimat i wpuszcza do narracji ostrego, górskiego powietrza, choćby za sprawą polującego na żaby lisa, kozicy skaczącej po zboczu, czy przelatującego drapieżnego ptaka.
Rzucanie światła na sprawę
No i po trzecie, kolory. Paleta barw użyta w tym komiksie sprawia, że samo wpatrywanie się w plansze jest nie lada doznaniem. Kolorowanie z rzadka naśladuje rzeczywistość, najczęściej żarzy się, niczym w neonowym świetle. Sama okładka jest już dobrym reprezentacją, tego, co znajdziecie w środku. Czerwienie, fiolety, seledyny, czy zielenie. Niektóre plansze tonowane są jedną barwą, inne wykonane w kontrastach, dzięki czemu nie ma nudy, a oko ciągle jest pobudzane. Dość śmiesznie, że obrazek na froncie został zaczerpnięty ze sceny zamykającej drugi tom, ale jak rozumiem, twórcy nie mogli się powstrzymać, aby czytelnikowi nie zagrać na nosie.
Tworzy to interesującą, kryminalną serię, której wątki, zdaje się, nie da się w pełni wyjaśnić chciwością, bezwzględnością i zachłannością jednych, a naiwnością i bezradnością jednych. Co jest najgorszego w tym cyklu? Ano, że trzeba czekać na następny odcinek, choć może dzięki temu prostemu zabiegowi rozbujania huśtawki, następny tom będzie smakował jeszcze bardziej. Tak, sam próbuję się przekonać.
Scenarzysta: Serge Lehman
Ilustrator: Frederik Peeters
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Saint-Elme
Format: 214×280 mm
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda
Druk: kolor