Star Trek. Rok Piąty – pora wracać do domu!

Lubicie odkrywać nowe miejsca? Ja uwielbiam. Czy to spacerując, czy dobierając trasy biegowe, czy jadąc gdzieś samochodem lub komunikacją. Nawet to samo miejsce może oferować coś nowego przy ponownym odwiedzeniu. Co byście powiedzieli na zwiedzanie kosmosu? Tu nie mamy czym się chwalić. Człowiek najdalej dotarł na naturalnego satelitę Ziemi, czyli niezbyt daleko. Na szczęście są takie komiksy jak Star Trek. Rok Piąty, dzięki którym eksploracja kosmosu jest możliwa na kolorowych stronach. Wiem, wszystko to jest wymyślone, ale wyobraźnia nadaje temu doświadczeniu smaku prawdziwości.

Star Trek. Rok Piąty

Star Trek. Rok Piąty – wrażenia z ostatniej podróży

Tak samo jak dla wielu fanów fantastyki naukowej, tak i dla mnie najbardziej znanym dowódcą statku kosmicznego Enterprise jest kapitan Picard, w którego wcielił się Patrick Stewart. Serial Star Trek: Next Generation wrył się złotymi zgłoskami do mojej pamięci w dzieciństwie. Wiele lat później, gdy tylko internety otworzyły bramy do ogromnych zasobów, postanowiłem sobie odświeżyć serial oglądany za dziecka. Z wielkim zdziwieniem odkryłem wtedy serial emitowany wiele lat wcześniej, bo od 1966 roku, a który wśród fanów określany jest mianem TOS (The Original Series) – czyli oryginalnej serii.

Star Trek. Rok Piąty

Czołówka serialu Star Trek zaczynała się ikonicznie, fani znają ją na pamięć. „Space, the final frontier…”, za chwilę padną słowa, że statek Enterprise jest na pięcioletniej misji. Niestety serial ze względu na słabą oglądalność został zdjęty po trzech sezonach (symbolizujących trzy lata podróży), a popularność zyskał dopiero w powtórkach. Wtedy podjęto decyzję, aby opowiedzieć dalsze losy załogi w serialu animowanych (tzw. The Animated Series – TAS). Został do opowiedzenia ostatni rok misji, tu na scenę wchodzi Star Trek. Rok Piąty. Pierwsze co się rzuca w oczy, to fakt, że na pokładzie czuć już żal związany z powrotem do domu, ale przed załogą jeszcze sporo przygód.

Star Trek. Rok Piąty

Świat przyszłości wykreowany przez Gene’a Roddenberry’ego porównałbym do sprawnie działającej korporacji. Ziemią rządzi Zjednoczona Federacja Planet, instytucja posiadająca mocną hierarchiczną strukturę. Statki badawcze mające za zadanie dotarcie tam, gdzie człowiek jeszcze nie postawił stopy, obsadzone są równie uporządkowaną i dobraną załogą. Wejdźcie na mostek, popatrzcie sami, przed Wami top management. Kapitan James T. Kirk, Pierwszy oficer Spock, sternik Hikaru Sulu, nawigator Pavel Chekov, oficer łącznościowy Uhura. W maszynowni dowodzi Scotty, a w ambulatorium znajdziemy jeszcze Bonesa.

Star Trek. Rok Piąty

Już sam tytuł komiksu Star Trek. Rok Piąty nawiązuje do oryginalnego serialu, a w komiksie znajdują się jeszcze odpryski z niektórych epizodów, ale spokojnie, nie trzeba ich znać, aby cieszyć się z lektury. Zapewne nie zaszkodzi obejrzeć tych trzech odcinków (Toliańska sieć, Lata dwudzieste i Misja: Ziemia), są dostępne na Netflixie, więc dużego problemu nie ma. Sam oglądałem je dość dawno i niewiele z nich pamiętam, raczej poszczególne elementy niż pełne wątki, a komiks czytało mi się dość gładko. Pomijając fakt, że jest momentami przegadany. W zależności kto jest przy sterach scenariusza, bo poszczególne odcinki stworzone zostały przez różne osoby. Było ich tyle, że wybaczcie, ale nie będę wszystkich wymieniał. Dość powiedzieć, że czuć różnicę, bardziej w narracji niż w rysunkach, ale i tu są subtelne niuanse, np. w piątym odcinku pojawiają się rozkładówki dobrze współgrające z dynamiczną treścią.

Komiks został zrealizowany realistyczną kreską i w sumie to wygląda lepiej niż oryginalny serial. Można pewnie brać olbrzymią poprawkę na efekty, którymi dysponowało studio w latach 1966-69, no ale sami przyznacie, że w tej kwestii TOS zestarzało się strasznie. Mimo że twórcy komiksu mogli popuścić trochę wodze wyobraźni, postanowiono zachować wszystkie szczegóły z pierwszej serii, stworzone na tyle futurystycznie, na ile pozwalała wyobraźnia te 55 lat temu. Ciut wygląda to teraz śmiesznie, te wszystkie mechaniczne przyciski i pokrętła (a kto oglądał serial, to słyszy jeszcze te śmieszne odgłosy). Jest też sławny komunikator, na którym wzorowali się projektanci Motoroli, tworząc sławny pierwszy model telefonu komórkowego „z klapką”.

Star Trek. Rok Piąty

Star Trek. Rok Piąty to 12 zeszytów przedstawiających sześć odcinków. Całość łączy postać toliańskiego dziecka, uratowanego na początku, generującego szereg problemów. Od zapewnienia podstawowych warunków do przeżycia na pokładzie statku, przez komunikację po dyplomację. Każdy z odcinków, tak jak w serialu, skupia się na misjach wynikających z eksploracji i stanowi w swoich ramach w miarę zamkniętą całość. Moim ulubionym wątkiem jest sprawa tajemniczego artefaktu, zabranego przez załogę z planety Hesperides w ramach działań archeologicznych. Okazuje się, że załoganci oprócz wypowiadanych przez siebie słów słyszą też swoje myśli. Jak się domyślacie, powoduje to sporo konfliktów, policzkowanie, bójki, ale pozwala też na dogadanie się z Klingonami (ta rasa raptownych wojowników po prostu lubi szczerość, nawet jeśli oznacza to zapytanie o stan gęby) i umożliwia niemożliwy dotąd kontakt z toliańskim dzieckiem.

Dlaczego dotąd żadna z kosmicznych ras nie skontaktowała się z nami? Wytłumaczeniem może być Pierwsza Dyrektywa zabraniająca ujawniania się cywilizacjom, które nie wynalazły jeszcze napędu nadświetlnego, pozwalając tym samym na swobodny rozwój. A nam przecież jeszcze do tego daleko. Oczywiście jest to teoria, która nie zawsze działa. Zdarzają się pomyłki i wypadki, w Star Trek. Rok Piąty możemy zbadać konsekwencję takiej wpadki, która wydarzyła się wcześniej w rejonie Sigma Iotta II.

Star Trek. Rok Piąty

Star Trek. Rok Piąty ma dość niski próg wejścia dla osób, które znają już załogę kapitana Kirka i dla których mocne osobistości głównych załogantów nie są obce. Inni mogą się czuć nieco zdezorientowani, dwie strony wstępu to dość mało, aby zorientować się w zawiłościach tego uniwersum. Nadal warto spróbować, zwłaszcza jeśli lubi się rozważania nad kulturami obcych ras, które mogą się okazać zupełnie inne niż ludzie. Inaczej się porozumiewać, potrzebować innych warunków do przetrwania, albo stawiać u podstaw logikę. Komiks nie jest wolny od bełkotu pseudonaukowego, ale pewnie jakby spróbować komuś wyrwanemu z początku lat 90. wytłumaczyć sposób działania smartwatchów, czułby się tak samo. To wszystko ode mnie, żegnam Was tradycyjnym wolkańskim pozdrowieniem: „Live Long and Prosper!”.

Sylwester

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

PS. To nie jest pierwszy komiks z uniwersum Star Treka w Polsce (więcej TU), ale poprzedni tak dobry nie był.

Share This: