Thorgal. Kriss de Valnor. Tom 28 – Antybohaterka na własnych zasadach
O WOW! Co za okładka! „Thorgal. Kriss de Valnor” zdobi wspaniała grafika z najbardziej charakterną antybohaterką serii. Dumna, wyprostowana sylwetka, bacior w dłoni, odsłonięta noga i spojrzenie — zadziorne, wyniosłe, pewne siebie. Czysta kwintesencja tej postaci, która już nie raz namieszała w historii. Czy zrobi to jeszcze raz, może nawet po raz ostatni? To więcej niż pewne!


„Ostatnia podróż” — punkt kulminacyjny
Tomy 27–29, zgodnie z rozpiską dostępną na stronie Egmontu, tworzą cykl zatytułowany „Ostatnia podróż”. W poprzednim tomie Thorgal został otruty i bliski śmierci porzucony na wyspie gdzieś w Bizancjum. Reszta jego rodziny trafiła do niewoli, a po nieudanej próbie ucieczki — do karnej kopalni srebra, gdzie rolę strażniczki pełni… oczywiście Kriss de Valnor! A jakże! Co dzieje się dalej, łatwo się domyślić — choć przez chwilę podejrzewałem, że idealna okazja do zemsty zostanie wykorzystana. W końcu, kto by się jej oparł? Na pewno nie Kriss!


W tym tomie Thorgal — nie licząc snów Jolana — nie wypowiada ani jednego słowa. Główną bohaterką ponownie zostaje Aaricia, która, jak to już bywało w tej serii, musi przejąć stery i zadbać o swoją rodzinę. Sam Syn Gwiazd ostatkiem sił zmierza w kierunku swojego emocjonalnego bieguna… choć raczej się czołga, niż biegnie kłusem. Za to w snach pojawia się na jednorożcu — epicko! Już wielokrotnie pisałem, jak bardzo lubię te mityczne zwierzęta (choćby tu – klik). No i właśnie w ten sposób zostaje przemycona ciekawostka o Bizancjum — bo to jednorożec, a nie wąż, był symbolem medyków. W śnie ukryta jest więc wskazówka, jak odnaleźć Thorgala.
Ostatni raz z Grazą
W środku znajdziemy bardzo podobny kadr do tego, który trafił na okładkę — choć oczywiście ta z frontu jest znacznie bardziej szczegółowa. Właściwa część komiksu nie jest malowana; kolory nakłada Graza, i to już po raz ostatni. W kolejnych tomach Grzegorz Rosiński przejął to zadanie osobiście, ale nie zastosował tradycyjnej techniki — zamiast tego pokolorował je malarsko, w stylu znanym z okładek. O efektach opowiem już następnym razem.
W cieniu Kriss
Ach, Kriss de Valnor… To postać niezwykle ważna dla całej serii. Czytając „Thorgala” jako dzieciak, najbardziej ceniłem wątki rodzinne — przywiązanie Thorgala do Aaricii i jego troskę o dzieci. Jednak od momentu, gdy Kriss pojawiła się w dziewiątym tomie, czyli w „Łucznikach”, zajęła na dobre sporo przestrzeni scenariuszowej. Każde jej wejście dodawało historii charakteru, choć zazwyczaj współpraca z nią zwiastowała kłopoty. To właśnie dla niej Thorgal wyruszył do Ameryki Południowej i przez nią stał się bezwzględnym piratem bez pamięci. Niby historia Shaigana została później „odkręcona”, ale konsekwencje tamtych wydarzeń — jak się okazuje — ciągną się aż do tego tomu.


Wątek Aniela jest wyjątkowo ciekawy — przede wszystkim dlatego, że rzuca cień na obraz idealnej rodziny Thorgala. Aaricia wielokrotnie pokazywała, że potrafi być zdeterminowana i silna, ale tym razem widać, że i ona ma swoje granice. Trudno się dziwić, że w końcu puszczają jej nerwy. To, czego się dowiaduje, zdecydowanie nie należy do przyjemnych odkryć. Mimo wszystko, po chwilowym chaosie emocji, znów udowadnia, że potrafi zebrać myśli i podjąć dojrzałą decyzję — taką, do jakiej księżniczka z północy zdążyła nas już przyzwyczaić.
Ostatnia walka Kriss
Kriss de Valnor schodzi ze sceny z pazurem — gryzie, szczypie, walczy do końca w rozgrywce bardzo przypominającej tę z „Niewidzialnej fortecy”. Zostaje sama w kotlinie, z łukiem w dłoni, odpierając atak. Co się dalej dzieje? Tego już nie widzimy — Van Hamme i Rosiński decydują się wyrzucić finał poza kadr. Ostatnia scena, w której chmury układają się w twarz Kriss, wyraźnie sugeruje pożegnanie z tą postacią. Tyle że… wszyscy wiemy, jak to się dalej potoczyło. Po odejściu Van Hamme’a ze stanowiska scenarzysty, jego następcy przywrócili Kriss do życia — ba, doczekała się nawet własnego spin-offu. I choć to miły ukłon w stronę fanów, to jednak trochę osłabia wymowę tej sceny — pierwotnie pełnej dramatyzmu i ostateczności.


Uważam, że „Thorgal. Kriss de Valnor” to bardzo zgrabny tom — nieco przygaszony w kolorystyce, co świetnie kontrastuje z emocjonalnym finałem, w którym Aaricia dosłownie lśni. Choć to trochę Thorgal bez Thorgala, bo Aegirsson błąka się po drugiej nitce wydarzeń, całość trzyma w napięciu i ma solidny ciężar emocjonalny. Chylę czoła przed pracą Grazy — jej kolory to absolutna klasa. Ale to, co zrobił Rosiński w następnym tomie… to już zupełnie inna opowieść.
Scenarzysta: Jean Van Hamme
Ilustrator: Grzegorz Rosiński
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Thorgal
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 48
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor