Ultimate X-Men. Tom 1
Za sprawą serialu X-Men ’97 mutanci znowu wypływają na wierzch, a po udanym widowisku pojawia się często pytanie, co przeczytać. Jak to z komiksami Marvela bywa, jeżeli chciałoby się zacząć od początku, ląduje się w latach 60., a nie każdy jest w stanie przejść nad tym, jak historyjki obrazkowe były tworzone w tamtym czasie. Ponadto ciężko jest z dostępnością tych komiksów po polsku, można szukać Essentiala, jeszcze trochę czasu minie, zanim kolekcja Marvel Origins dojdzie do początków mutantów. Można lawirować wśród najważniejszych wydarzeń i wątków w egmontowych Punktach Zwrotnych. Jest jeszcze seria New X-Men wydawana przez Muchę oryginalnie ukazująca się równolegle do mojej dzisiejszej propozycji. Ultimate X-Men. Tom 1 to otwarcie dla czytelników, którzy nie chcieliby przebijać się przez setki wcześniejszych zeszytów w świeżej, nowoczesnej oprawie graficznej.
Co w artykule?
Do mnie moi X-Men
Nie ulega wątpliwościom, że film X-Men z 2000 roku zmienił wiele w dziedzinie filmów superbohaterskich, ale odbił się też echem w komiksach. Co prawda mutanci zawsze odstawali nieco od innych trykociarzy stonowanymi złoto-błękitnymi kostiumami, widowisko kinowe jeszcze mocniej to skierowało w stronę bojowych kombinezonów, które mają być funkcjonalne i ochronne, a nie dawać po oczach feerią barw. Choć oczywiście elementów przynależności, tak jak u Fantastycznej Czwórki nie mogło zabraknąć.
Skoro film Singera osiągnął sukces, niedziwne że Marvel postanowił z tego skorzystać. Echa słychać zarówno w serii New X-Men Morrisona, jak i w Ultimate X-Men Millara. Co od razu widać to lifting wizerunku drużyny, deko nawiązując do filmu. Zachowując klasyczne elementy, choćby takie jak wizjer Cyclopsa, ale śmiało krocząc w kierunku młodzieżowego wigoru. Nie do końca przekonują mnie bandany Ice Mana i Wolverine wyglądający tak, jakby urwał się z próby zespołu Placebo, ale Jean Grey ścięta na chłopaczycę wygląda świetnie.
Pierwsza klasa
Ultimate X-Men. Tom 1 zawiera dwa story arci napisane przez Marka Millara i łącznik Goeffa Johnsa. Ludzie przyszłości to sześcio zeszytowe wprowadzenie do tej części uniwersum. Odcinając się grubą kreską od wątków kontynuowanych przez lata. Nie chciałbym nazywać tego restartem, ale ciężko znaleźć lepsze określenie. Nawiasem mówiąc, nowe serie otrzymali też Spider-Man, Fantastyczna Czwórka i Avengersi (zwani jako Ultimates). Seria o mutantach czerpie ze spuścizny pozostawionej przez Stana Lee i Jacka Kirby’ego, już w pierwszym kadrze pojawiają się Sentinele wg zasady, najpierw akcja, a później wyjaśnianie. W pierwszej drużynie zgodnie z klasycznym założeniem jest już Cyclops, Beast i Ice Man, ale Millar wprowadza też od razu Jean Grey, Ororo i Colossusa. Drużyna jest młodziutka i kierowana przez Charlesa Xaviera. Z drugiej strony pojawia się Magneto, Scarlet Witch, Quicksilver, Sabretooth, Toad, Juggernaut i Rouge, a później jeszcze Nightcrawler. Niby brzmi podobnie, ale rozegrane jest troszkę inaczej.
Dzieje się od samego początku, oprócz starć z Magneto i Bractwem Mutantów pojawiają się wątki tolerancji. Niby nic nowego, jeżeli chodzi o komiksy o mutantach, ale ciągle rażące aktualnością. Trudno tu jednocześnie stwierdzić, że któraś ze stron jakoś się mocno myli, szukanie pokojowego rozwiązania zdaje się zwyczajnie nie działać, po co chronić tych, którzy gardzą zarówno pomocą, jak i pomagającymi. „Ludzie są z gruntu wadliwi” brzmi gorzko, ale bez problemu da się znaleźć uzasadnienie do takiego wyciągnięcia wniosków. Choć oczywiście nie jestem za tym, aby ogień zwalczać ogniem, co w komiksie Millara oznacza eksterminację wszystkich ludzi.
Broń X
Drugi story arc Powrót do broni X to nawiązanie do przeszłości Wolverine’a i przeniesieniu akcentu na stronę rządową, a konkretnie na wątek użycia mutantów jako broni i to kontrolowanej. Pojawia się generał Ross i Nick Fury razem z S.H.I.E.L.D., ale za wszystkie sznurki pociąga pułkownik Wraith. Okaleczony wizjoner bez sumienia, tak zdeterminowany w swoich dążeniach do zdobycia mocy, że nie cofa się przed niczym, a udaje mu się nawet wedrzeć do szkoły Xaviera i podporządkować samych X-Men. Po co szarpać się z podrzędnymi miernotami, skoro można mieć w ręku najlepszych.
Mamy tu mały zastęp ludzi odpowiedzialnych za grafiki, jako jedni z pierwszych na listę płac wpisują się bracia Adam i Andy Kubert. Wykonują świetną robotę (zwłaszcza na rozkładówkach), na początku znalazło się nawiązanie do millerowskich telewizorków, warto rozglądać się po drugim planie, bo można odkryć choćby, że Wolverine leciał tym samym samolotem, co scenarzysta Mark Millar. Czuć delikatne różnice przy zmianach przy desce kreślarskiej, ale gradientowe, komputerowe kolory (za którymi za bardzo nie przepadam) gwarantują uczucie spójności.
Lektura Ultimate X-Men. Tom 1 to przyjemna, dynamiczna jazda, z mocnymi wątkami w stronę moralności człowieka. Seria ugości wszystkich nowych fanów mutantów, ale dla starych też ma sporo do zaoferowania, choćby wątkiem relacji Jean Grey i Wolverine’a (przez co Summersa odrzuca w stronę Wandy). Całkiem przekonująco została pokazana przemiana Beasta. Mając w pamięci pierwszy odcinek X-Men ’97 rozśmieszył mnie wątek unieszkodliwienia Cyclopsa, zdejmując mu wizjer. Niedługo ukarze się u nas siódmy tom, więc jeśli kogoś wciągnie, to spokojnie może sięgać po ciąg dalszy.
Scenarzysta: Mark Millar, Geoff Johns
Ilustrator: Adam Kubert, Andy Kubert, Tom Raney, Tom Derenick, Aaron Lopresti
Tusz: Art Thibert, Danny Miki, Scott Hanna, Joe Kubert, Larry Stucker
Kolory: Richard Isanove, Vrian Haberlin, Hi-Fi Design, Transparency Digital, Dave Stewart
Okładka wydania zbiorczego: Leinil Francis Ye
Tłumacz: Marcin Roszkowski
Wydawnictwo: Egmont