Wielki Martwy. Tom 4
Finał już za mną. „Wielki martwy. Tom 4” nie jest złym komiksem, ma kilka kapitalnych fragmentów, ale momentami rozczarowuje, tak jakby twórcy zbytnio rozwlekli wątki i zabrakło im pomysłu na zakończenie.
Co w artykule?
Rozwój postaci i relacji
Tak jak poprzednio, Sideca zebrała w jednym tomie dwa oryginalne odcinki: „Ostatnie migracje” oraz „Odrodzenie”. Ten ostatni jest najdłuższym epizodem ze wszystkich, bo składa się z 82 plansz (podczas gdy poprzednie miały około 55), przez co czwarta księga jest najgrubsza w serii. Jak kończyć, to z pompą, choć myślę, że pewna kompresja zadziałałaby na korzyść tej historii.
Na początku kontynuowana jest relacja Erwana i Blanche (za trzecim tomem, więcej tu – klik), niesfornego (i niebezpiecznego) dziecka Pauline. Gra to trochę z moimi rodzicielskimi doświadczeniami, a stwierdzenie „urodziłam potwora” wcale nie jest aż tak oderwane od rzeczywistości. Dzieci potrafią manipulować dorosłymi i dopiąć swego, choć oczywiście w „Wielkim Martwym” jest to podniesione do katastrofalnego poziomu – apokalipsy planety, śmierci milionów i upadku cywilizacji. W takich warunkach „zabiję cię” nie brzmi już jak słowa zmęczonego opiekuna, któremu puściły nerwy. Konflikt dąży do impasu, po czym zaczynają się negocjacje. Bardzo to życiowe.
Wędrówka Pauline i Gaëlle
Pauline i Gaëlle dalej przemierzają zniszczony świat, by w końcu znaleźć się w ślepym zaułku. Cywilizacja zostaje wyparta przez barbarzyństwo i prawo dżungli. Gdy wydaje się, że nie ma już wyjścia, matka Blanche przypomina sobie o specyfiku zwanym łzami pszczół, który ma w plecaku. W końcu! Przebitki ze świata maluczkich to zdecydowanie za mało; od dawna czekałem, aż akcja przeniesie się do magicznej rzeczywistości. Niestety, nastąpiło to za późno, by przenieść ciężar fabuły z rozerwanego kataklizmami i epidemiami świata, w którym ludzie albo dziczeją, albo migrują w poszukiwaniu spokojniejszego miejsca do życia.
Podoba mi się, że droga do zakończenia nie jest jak podróż autostradą – gdy zabraknie benzyny, wystarczy zjechać na stację i uzupełnić zapasy. Przynajmniej nie zawsze. Gaëlle jest kochana i empatyczna, ale jej działania, choć w dobrych zamiarach, prowadzą czasem do tragedii. Oczywiście, zdarzają się też momenty przypadkowego szczęścia, jak kiedy Pauline zapada na dziwną chorobę, a akurat obok stoi traktor z kluczykami w stacyjce, co przyspiesza podróż.
Grafika i estetyka
Vincent Mallié nie schodzi poniżej pewnego poziomu, choć w jednym miejscu przyłapałem go na zbytnim podkreśleniu anatomii Gaëlle. Rozumiem, że rudzielka miała być z założenia krągła, ale zdarzyło mu się z tym przedobrzyć. Z drugiej strony, bardzo dobrze wypadła wioska gnomów, choć przypominająca nieco niebieskich ludzików, ale w dużo dzikszym wydaniu.
Najgorzej wypada ocalenie świata maluczkich poprzez zjednoczenie klanów i dzielenie się wiedzą. Większość czasu bohaterowie spędzili w świecie rzeczywistym, więc drugi wątek wydaje się zbyt łatwy, odarty z emocji. Przebaczenie za sprowadzenie apokalipsy przychodzi za łatwo, przez co zamknięcie tego wątku przechodzi bez większych wrażeń.
Perspektywy i zakończenie serii
Jestem też rozczarowany, że nawet nie podjęto próby wyjaśnienia tytułowego „Wielkiego Martwego”, jakby całkowicie o nim zapominając. Wyschłe kości leżą i porastają mchem – taki ich los, a szkoda, bo można było z tego wykrzesać coś interesującego. Nadal najbardziej interesujące jest przesunięcie czasowe – czas w krainie maluczkich biegnie wolniej. Wkropienie łez pszczół na okres roku prowadzi do lekko zbyt naiwnego zakończenia. Ludzkość odrodzi się na gruzach starej cywilizacji. Optymistycznie? Może nie do końca, bo najlepiej byłoby w ogóle nie doprowadzić do zagłady.
Podsumowując, kilka wątków pozostawiono niedomkniętych, jak chociażby historia kolejnej dwójki dzieci z trójkąta Erwan, Pauline, Gaëlle. Rozumiem, że to Francuzi, ale jednak… Chyba że wszystkie awanturki wyleciały za kadr. Jak to wypada końcowo? Całkiem interesująco i intrygująco, choć niestety sam „Wielki Martwy” pozostaje enigmą, a na pierwszy plan wychodzą paskudztwa ukryte w ludzkiej duszy. Zamiast opowieści o magicznej, ukrytej rzeczywistości, wyszła kolejna krytyka ludzi i projekcja zdziczenia po upadku cywilizacji, więc trochę szkoda.
Scenarzysta: Regis Loisel, Jean-Blaise Djian
Ilustrator: Vincent Mallié
Kolory: François Lapierre
Tłumacz: Jakub Syty
Wydawnictwo: Sideca
Seria: Wielki Martwy
Format: 210×290 mm
Liczba stron: 144
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo