WKKDC Plastic Man Ścigany
Plastic Man zdawał sobie sprawę z faktu, że nie czytam komiksów z głównego nurtu wydawnictwa DC, choć do imprintu Vertigo zdarza mi się zajrzeć. Dlatego to ten zmiennokształtny bohater wdarł się do mojej skromnej kolekcji podstępem. Spryciarz przybrał rozmiar komiksu (choć ktoś od Eaglemoss przystawił mu pieczątkę na tyłek) i wdrapał się na sam szczyt mojej sterty będącej, komiksową poczekalnią. No, a skoro już nie miałem wyboru, po otwarciu 43 tomu Wielkiej Kolekcji Komiksów DC czekała mnie pierwsza z wielu niespodzianek tego wieczoru. Ostatni czytany przeze mnie komiks z tej serii strasznie cuchnął. Tym razem z każdą stroną było coraz lepiej i lepiej.
Kto pierwszy ten lepszy
Zdarza(ło) się wam ściągać na klasówkach? Mi też, choć zawsze uważałem to za zachowanie niesportowe. Za to Marvel i DC jadą na całego. W kilkudziesięcioletniej historii obu wydawnictw wydarzyło się mnóstwo podpatrzonych postaci. Green Arrow i Hawkeye, Wasp i Bumblebee, czy Swamp Thing i Man Thing udowodniają, że pomysły wędrowały w obie strony. Człowiek Guma kojarzy mi się głównie z inteligentnym liderem Fantastycznej Czwórki, czyżby więc DC wpadło na pomysł gibkiego bohatera 20 lat wcześniej niż Marvel? Nic bardziej mylnego. W 1940 roku czytelnikom Mystic Comics, jednego z pierwszych tytułów Timely Comics, został przedstawiony Flexo the Rubber Man, czerwony, rozciągliwy robot, biegający po mieście z durnowatym uśmieszkiem. Także wychodzi na to, że wielkie M było pół kroku z przodu. Co wyróżnia Plastic Mana z szeregu zmiennokształtnych?
Plastic Man – geneza
Po krótkim przejrzeniu nic nie mówiących mi wstępniaków rozpoczynam lekturę tomu. Przeskakując na koniec, do pierwszego komiksu, w którym pojawił się Plastic Man – Police Comics #1. Za chwilę się okaże, że była to trafna decyzja. W krótkiej formie komiksowej, typowej dla Złotej Ery, poznajemy wyjętego spod prawa, podrzędnego bandziora Patryka Węgorza O’Briana. Historia wzbogacona o właściwą dla tego okresu narrację (komentowanie przez narratora każdego kadru) szybko się kończy. Zdobywam cenną wiedzę – jak powstał Plastic Man – i doświadczam jego transformacji. Wewnętrznej i zewnętrznej.
Autorzy Kyle Baker i Jack Cole w pierwszym zeszycie Plastic Man Ścigany oddali hołd dla genezy postaci, odwzorowując oryginalny układ kadrów. W tym miejscu przeżyłem małe dejavu. Przeczytanie historii chronologicznie, od zeszytu Police Comcis opłaciło się. Nawet w dymkach pojawiają się wręcz identyczne kwestie. Jedynie w kwestii wewnętrznej przemiany autorzy przenieśli delikatnie akcent na moment odkrycia swoich supermocy. Cała historia nasączona jest Złotą Erą. Choćby zabieg wyjęcia bohatera spod prawa był już dobrze znany w latach 40-tych, że wymienię tu choćby Sub-marinera. Twórcy na każdym rogu puszczają czytelnikowi oko, naigrywają się z wielkich superbohaterów DC, a pośpieszne zakończenie jest niczym innym niż ukłonem, ale największą potęgą w tym albumie jest użyty środek przekazu…
Slapstic Man
To, co się dzieje na kartkach Ściganego Plastic Mana, niczym nie przypomina żadnego komiksu, jaki do tej pory czytałem. Podczas lektury przed oczami stawały mi Atomówki, Inspektor Gadżet, czy Tom&Jerry. Tak, Ścigany został zobrazowany w iście kreskówkowym stylu, co doskonale koresponduje ze slatpstickowym stylem opowieści. Zaś seria dynamicznych wpadek i przypadków wykorzystuje, eksploatuje i nadwyręża zmiennokształtność bohatera. W tenże sposób brutalne sceny, w których Plastic Man zostaje postrzelony, oblany kwasem, czy zamrożony, a na dodatek niemalże ginie, zamknięty w plastikowym worku, zostały przerysowane, skarykaturowane i wyjaskrawione. Ta mieszanka wybuchowa daje w rezultacie śmieszne, ale i zarazem niesamowicie ekspresyjne sceny, co w przypadku zmiany któregokolwiek elementu nie byłoby możliwe do uzyskania. Całość łykam jak pelikan i proszę o więcej. Polecam Plastic Mana, zanim się obrazi i zaszyje w magazynach Eaglemoss.
Sylwester