To już drugi raz w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela mamy możliwość obserwować zgon ikony amerykańskich superbohaterów. Tom 42 to Poległy syn. Śmierć Kapitana Ameryki. Chyba nie jest trudno domyślić się o czym jest ten komiks? Błąd, wcale nie jest on o jakichś dramatycznych wydarzeniach, Cap nie poświęca się w imię wyższej idei, nie robi z siebie ofiary dla dobra ogółu, ale mimo wszystko ginie.
Ten komiks wbrew pozorom nie opowiada zapierającej dech w piersiach historii o walce ze złem, nie opowiada o poświęceniu, ani o cnotach Kapitana. A przynajmniej nie wprost. Ten komiks, jak nie trudno się domyślić opowiada nie tyle o śmierci, ale o jej skutkach i uczuciach jakie towarzyszą każdemu z nas po stracie bliskiej osoby.
Po wydarzeniach z komiksu „Wojna domowa” (więcej tu – KLIK) Steve Rogers, znany wszystkim jako Kapitan Ameryka, zostaje aresztowany za przywództwo grupie superbohaterów-rebeliantów, którzy wbrew prawu, sprzeciwili się obowiązkowi rejestracji i nie poddali się kontroli rządowi USA. Według amerykańskiej idei sprawiedliwości, Kapitan, jako osoba publiczna miał zostać osądzony w publicznym procesie. Do procesu jednak nie dochodzi, to że Steave zginie wiecie już po samym tytule tomu, ale w jaki sposób nie mam serca Wam zdradzać (nie patrzcie na tylną okładkę komiksu, perfidny spoiler Was tam czeka). Tak kończy się zeszyt Captain America, dodany przez Hachette do mini serii Poległy Syn składającej się z 5 części, które zatytułowano według psychologii zgodnie ze etapami żałoby:
1.Zaprzeczenie – pałeczkę głównego bohatera przejmuje Wolverine, nadal przynależący do grupy rebeliantów, który za wszelką cenę chce sprawdzić czy ich przywódca faktycznie poległ. Jak zwykle nie zważając na innych, pewny siebie prze ku obranemu celowi, niestety osiągnięcie go nie przynosi mu żadnej satysfakcji.
2.Gniew – Zarówno rebeliantami ukrywającymi się przed długą ręką sprawiedliwości, jak i bohaterami, którzy tą ręką są, śmierć Kapitana bardzo poruszyła. We wszystkich nawet tych słynących ze spokoju jak Luke Cage (sic! 😉 ) wezbrał ogromny gniew, że nie przewidzieli tego co się stało, że nie zapewnili odpowiedniej ochrony bezbronnemu Kapitanowi, że byli bezsilni pomimo, że przecież tak wiele mogą. Szalejące emocje nigdy nie służyły niczemu dobremu w superbohaterskich drużynach, tutaj mamy podobnie, konflikt wewnątrz obu grup wisi na włosku.
3.Negocjacje – co tu niby negocjować? Kapitana Ameryki zastąpić się nie da, nie ma bowiem drugiego tak patetycznego i w oczywisty sposób heroicznego bohatera jak on… ale czy na pewno? Iron Man nie jest tego pewien, choć jako najbliższy przyjaciel Rogersa powinien najbardziej odczuć stratę, ten stara się znaleźć kogoś na zastępstwo, bo „ten kraj potrzebuje Kapitana Ameryki”. Trochę to dla mnie naiwne i głupie, myślę że Stark nigdy by tak nie postąpił, bo w końcu Kapitan był mu jak brat. W roli trzeźwo myślącego negocjatora, który próbuje namówić tajemniczą postać do zastąpienia Rogersa pod trykotem Kapitana widziałbym raczej Hanka Pyma, który też przecież jest wyjątkowym racjonalistą.
4. Depresja – pomyślcie, kto Waszym zdaniem najbardziej załamałby
się po śmierci Kapitana? Hmmm… tak zdecydowanie, nie wiem dlaczego, ale wybór Spidera był moim zdaniem idealny. Od zawsze pomimo tego, że lubi on być postrzegany jak żartowniś, w moich oczach był najbardziej melancholijną postacią Marvela. Bardzo często wspomniał swoich bliskich, którzy go opuścili w taki czy inny sposób. Wybór Parkera na osobę, która popadła w największą depresję po stracie przyjaciela wydaje mi się idealny. Warto tu również wspomnieć, że ciekawym pomysłem było wybranie Logana na osobę, która pociesza załamanego żałobnika. Trzeba przyznać, niecodzienna dla niego rola.
5. Akceptacja – nie ma co się rozwodzić, przemowa Falcona robi ogromne wrażenie, musicie tego doświadczyć.
Mam nadzieję, że nie napisałem zbyt dużo szczegółów i nie zepsuje tym Wam lektury tego komiksu. Dla mnie, choć początkowo byłem raczej mało entuzjastycznie nastawiony, bo zwyczajnie nie przepadam za Kapitanem, to był jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy komiks z tym bohaterem. Obserwuje jego śmierć po raz drugi, bo przecież i w tomie 31 „Kapitan Ameryka – Wybraniec” Steve skonał, tu jednak jego śmierć, a może jej następstwa, dużo bardziej mnie poruszyły.
Grzechem byłoby nie dodać kilku słów o rysunkach. Ciężko mi jednoznacznie ocenić ten tom pod względem graficznym ponieważ każdą z wyżej wymienionych części rysował kto inny. Jest więc bardzo nie równo, szczególnie nad pozostałe części wybija się Deprseja, do której ręki przyłożył David Finch. Serio niektóre ilustracje miażdżą! Zresztą sami zobaczcie.