WKKM. Tom 47 – Daredevil. Diabeł stróż
Nigdy nie byłem zwolennikiem tanich chwytów takich jak clickbait czy krytykowanie produktu, który jest chwalony przez wszystkich innych, tylko po to żeby wzbudzić tanią sensację. Dlatego też na naszym blogu nie stosujemy takich bezczelnych zabiegów. Mam więc nadzieję, że po przeczytaniu poniższego tekstu nie pomyślicie, że miał on tylko szokować.
Wczoraj (10.09.2014) miała miejsce premiera kolejnego tomu Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, był to już 47 album kolekcji pod tytułem Daredevil. Diabeł stróż. Do lektury komiksu podchodziłem ze sporymi nadziejami, że zmieni on moje negatywne nastawienie do Matta Murdocka. Historia moich kontaktów z niewidomym diabełkiem wyrobiła u mnie przekonanie, że nie będzie on nigdy moim ulubieńcem. Na taką opinię wpływ miał między innymi beznadziejny film z 2003 roku oraz lektura Essentiala wydanego przez Mandragorę.
Obrońcom czerwonego herosa od razu wyjaśniam, nie, nie oceniam bohatera poprzez pryzmat narracji i prowadzenia fabuły z okresu początku postaci. Na tak negatywną ocenę postaci składa się u mnie wiele czynników. Rozpoczynając od najgłupszych w historii Marvela łotrów typu Żabi Skoczek (Leap-frog) czy Szczudłak (Stilt-Man), poprzez moim zdaniem jeden z najbardziej naiwnych pomysłów Marvela z bratem bliźniakiem Matta, aż po piorunującą wręcz głupotę przeciwników tegoż właśnie.
W samym albumie „Daredevil. Diabeł stróż” przeciwnicy Murdocka mieli co najmniej trzy okazje żeby bez żadnego ryzyka pozbyć się superbohatera raz na zawsze. Nie wiem co jest w tej postaci, ale wzbudza we mnie ogromną niechęć kiedy dostaję do ręki komiks z jego solowej serii. Zupełnie inaczej wygląda to kiedy jest on tylko poboczną postacią. Bardzo podobają mi się jego rolę drugoplanowe, wymienić wystarczy tutaj choćby bardzo ciekawy motyw jaki odegrał w Punisherze – Witaj ponownie Frank (więcej tu – KLIK), występ w Elektra – Devil`s Due (i tu – KLIK2), czy choćby w komiksie Wolverine – Wróg Publiczny (oraz tu – KLIK3) gdzie pomimo, że wystąpił tylko w króciutkim epizodzie, dał się bardzo miło zapamiętać.
Sięgając po komiks Daredevil. Diabeł Stróż miałem nadzieję, że to będzie kolejny po „Odrodzonym” album, który zapali malutką żaróweczkę nad drzwiami z napisem Daredevil. Nie byłbym uczciwy wobec Was i wobec siebie, gdybym nie przyznał się, że początek tego komiksu wydał mi się bardzo obiecujący. Motywy biblijne, osobista tragedia, zagadkowa historia podrzuconego dziecka i ciekawe nowe postacie dały nadzieję, że ten komiks będzie wyróżniał się od tego do czego zdążyłem się przyzwyczaić. Niestety, moje obawy się potwierdziły, w komiksie tym znalazłem dokładnie to za co tak nie lubię tej postaci. Pobłażliwe traktowanie go przez łotrów, totalnie nieuzasadniony motyw głównego antagonisty i zakończenie, które całkowicie psuje tkaną wcześniej zagadkową historię.
SPOILER ALERT
Zakończenie tego komiksu wprost zwaliło mnie z nóg swoją głupotą i dziurami fabularnymi, którymi jest naszpikowany niczym ser szwajcarski. Po pierwsze nie mam bladego pojęcia w jaki sposób aktorzy najęci przez Mysteria mogli tak dobrze odegrać swoje role, że oszukali super zmysły Daredevila. Po drugie w opowieści Nicolasa Macabesa, który również jest aktorem pojawia się informacja o tym, że to jego organizacja tworzy bohaterów, poprzez wybuch bomby gamma (Hulk) czy ugryzienie radioaktywnego pająka (Spider-man), skąd ja się pytam, Mysterio czy jego aktor wiedzą w jaki sposób Spider wszedł w posiadanie swoich mocy? Zakończenie tego albumu jest dla mnie tak żenująco głupie, że aż żałuje wydanych pieniędzy i straconego czasu na lekturę takiego gniota. Kompletnie załamał mnie motyw opowieści Mysteria, w której tłumaczy jak wszystkiego dokonał… nosz k… to już bije rekordy głupoty. Skoro chciał doprowadzić Daredevila do szaleństwa do dlaczego na miłość boską daje mu na tacy racjonalne wyjaśnienie tego co się stało…
Nie jestem w stanie pojąć tego czym kierował się Kevin Smith kiedy pisał scenariusz do tego komiksu, nie jestem w stanie też pojąć czym kierowało się Hachette umieszczając ten komiks w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Niestety album nie broni się nawet pod względem graficznym. Kadry nie robią dobrego wrażenia. Joe Quesada nie popisał się w tym przypadku, rysunki są bardzo nierówne, niektóre wyglądają wręcz na rysowane w pośpiechu. Twarz Matta nie pasuje mi do tego co wiedziałem w innych albumach, sylwetki często wydają się nieproporcjonalne (szczególnie wielkość stóp do reszty ciała), a Foggy wygląda w tym komiksie jak retard.
Jedyne co w moim odczuciu zasługuje na pochwałę to aluzja do dwóch flagowych bohaterów DC Comics i Image. Ktoś zauważył poza mną?
Mam nadzieję, że Wam komiks ten bardziej przypadł do gustu, powołując się na klauzulę sumienia nie mogę nikomu polecić tego komiksu.
Paweł